Na fali powrotów z przeszłości, gdzieś pomiędzy reanimacją Charmed, a kontynuacją McGyvera, twórcy postanowili sięgnąć po postać nastoletniej czarownicy, znanej zjadaczom popkultury z serialu Sabrina: Nastoletnia Czarownica oraz komiksu The Chilling Adventures of Sabrina. Oba wytwory traktują główną bohaterkę (i wszystko dookoła niej) diametralnie różnie – podczas gdy serial z lat dziewięćdziesiątych był sitcomem, komiks jest zdecydowanie mroczniejszy. Można dyskutować czy to, że twórcy właśnie teraz postanowili sięgnąć po Sabrinę to efekt mody na powroty z przeszłości, czy chęć pokazania czegoś nowego.
Niezależnie od powodów jednak – serial wzbudził sporo kontrowersji i to nie tylko dlatego, że bardzo intensywnie używa stylistyki satanistycznej (z tym jest nawet związany pozew). Wcześniej mieliście okazję poznać przedpremierowe wrażenia jednej z redaktorek, tym razem zapraszamy was do przeczytania rozmowy dotyczącej popremierowych odczuć. Poniższy tekst nie jest wolny od spoilerów.
Anna: Mam sporo zaufania do Netflixa w sprawie seriali. Zwykle wychodzą im lepiej niż filmy i nawet, jeśli nie są bardzo dobre, to zazwyczaj nie czuję, że zmarnowałam czas oglądając je. W przypadku Sabriny… sporą rolę odegrał też sentyment do poprzedniego serialu. Jasne, wiedziałam, że jedno z drugim ma niewiele wspólnego, ale i tak byłam ciekawa. Chociaż muszę też przyznać, że zaangażowanie twórców Riverdale w produkcję The Chilling Adventures of Sabrina trochę ostudziło mój zapał. A Ty?
Paulina: Mnie do oglądania najbardziej zachęciła sama ciekawość tego, jak bardzo ten serial będzie odbiegał od swego wiekowego już odpowiednika. Zaliczam się do grupy osób uważających, że idealną Sabriną była, zawsze już nią pozostanie Melissa Joan Hart i nikt, dosłownie nikt, nie jest w stanie jej zastąpić. Ale z drugiej strony nie mogłam doczekać się pierwszego odcinka, by przekonać się na własnej skórze, co takiego twórcy zgotowali tej młodej czarownicy. Odnośnie informacji, że twórcy Riverdale także zaangażowali się w produkcję tego obrazu – nie ostudziła ona jakoś znacząco mojego zapału. Może dlatego, iż jestem fanką pierwszej wersji obrazu i raczej już nią pozostanę.
Anna: Jednym z problemów, jakie mam z tym serialem jest fakt, że twórcy sami nie wiedzą, w jakim okresie toczy się akcja. Widzimy grupę nastolatków – tylko jeden z nich ma telefon komórkowy (i używa go w jednej sytuacji); w całym serialu możemy też zobaczyć dokładnie pojedynczego laptopa – nawet biblioteka opiera się na starym, kartkowym katalogu. Z jednej strony ma być nowocześnie, a z drugiej chyba nawiązywać do lat sześćdziesiątych, w których rozgrywa się komiks. Niestety, według mnie, wychodzi trochę irytująca mieszanka.
Paulina: Właśnie to mnie wprowadziło w lekką konsternację. Zajęć z informatyki nie mają, wszędzie, jak już pokazują telefon, to jest to stary aparat, w którym numer trzeba wykręcić (sama pamiętam taki ze swojego rodzinnego domu!). Tylko jeden bohater często korzysta z nowoczesnego modelu laptopa, służącym mu najpewniej do codziennego surfowania po specyficznych stronach internetowych, zaś inny może dzwonić z najnowszego modelu smartfona. Nasuwa się pytanie – co, w ostatecznym rozrachunku, twórcy tego serialu chcieli osiągnąć? Bo to wszystko ze sobą nawzajem się gryzie. Niby lata sześćdziesiąte, stare auta, brak nowoczesnych urządzeń, a z drugiej strony niektórzy stoją jakby wyżej w hierarchii i mają do swojej dyspozycji komputer czy też telefon komórkowy. Wprowadza to niepotrzebny zamęt i rozkojarza widza, który zastanawia się ciągle nad przesłaniem produkcji.
Anna: Generalnie ten serial jest problematyczny – niby podejmuje współczesne problemy społeczne, takie jak feminizm, reprezentacja mniejszości seksualnych i płciowych, rasizm… Ale robi to bardzo nieporadnie. Z jednej strony cieszy obecność Susie czy Ambrose’a, z drugiej – te postaci są bardzo słabo zarysowane, a ich rola mocno ograniczona. Sabrina wykorzystuje je do swojego rozwoju, ale nic poza tym. Dopiero pod koniec zyskują one trochę sprawczości. Trudno mi też zapomnieć o koszmarnym plot device, jakim było wykorzystanie magicznej pigułki gwałtu. Z drugiej strony, mimo ogromnych niedociągnięć, zarówno Ambrose, jak i Susie, to jedne z moich ulubionych postaci, zaraz obok Prudence i Nicholasa. Sabrina z kolei do nich nie należy.
Paulina: Nie wiem jak ty, ale kiedy po raz pierwszy ujrzałam aktorkę wcielającą się w rolę Sabriny, miałam ochotę walić głową w ścianę. Kiernan Shipka irytowała mnie od pierwszych scen. Zwyczajnie nie mogłam na nią patrzeć. Pamiętam, jak po obejrzeniu pierwszego odcinka stwierdziłaś, że mimiką przypomina trochę Hermionę Granger z pewnej serii o młodocianym czarodzieju. Wtedy nie chciałam ci przyznać racji, jednak będąc już kilka dni po zakończeniu seansu muszę napisać, że coś w tym było – faktycznie serialowa Sabrina miała w sobie pewien element z tej przemądrzałej uczennicy Hogwartu.
Żeby nie tylko marudzić, ale i pochwalić, nadmienię, iż moje serce skradły dwie postacie – Ambrose (Chance Perdomo) oraz Zelda (Miranda Otto). Wyróżniały się one specyficzną mimiką, czyli potrafiły w umiejętny sposób, chociażby niewinną miną pokazać widzowi, co w danej chwili czują. Ponadto Perdomo umiejętnie ukazywał trochę przemądrzałego czarownika, ale równie uroczego, który jako jedyny ma dostęp do nowoczesnego laptopa i możliwość surfowania po internecie. Z kolei Miranda Otto odegrała oziębłą kobietę, udającą, iż nic i nikt jej nie interesuje. Jednak po czasie okazało się, że nawet taka czarownica ma uczucia i że może tej kobiecie na kimś bardzo mocno zależeć. Sceny z tymi postaciami oglądało mi się naprawdę przyjemnie.
Anna: Żeby nie mówić tylko o negatywach – podobał mi się klimat, jaki twórcy usiłowali wykreować. Dobrze dobrane dźwięki i to, że wszystko wydawało się raczej przyciemnione (nawet słoneczny dzień wydawał się szary) – fajnie komponowało atmosferę grozy i niepokoju. Było kilka momentów, kiedy naprawdę się przestraszyłam. I generalnie, mimo że mam z tym serialem sporo (jak widać) problemów, bawiłam się nieźle. To nie jest coś, do czego będę wracać czy niecierpliwie czekać na drugi sezon, ale jak taki się pokaże – pewnie obejrzę.
Paulina: Jestem ciekawa, kiedy się przestraszyłaś, bo ja mam problem, by przypomnieć sobie takowe momenty. Na pewno na żadnym nie podskoczyłam wysoko pod sufit. Klimat faktycznie został stworzony niesamowicie, oddawał grozę przedstawianych wydarzeń. Muzykę dobrano idealnie do każdego z obrazów, w taki sposób, że widz jeszcze bardziej przeżywał przedstawiane mu na szklanym ekranie następujące po sobie dość szybko momenty z życia bohaterów. Nie nudziłam się podczas oglądania, ale muszę przyznać, że twórcy musieli mieć niezłą wyobraźnię, by wymyślić większość scen. Serio, niektóre nawet mnie zdumiewały. Chociaż i tak najbardziej zaskakiwała głupota głównej bohaterki.
Anna: Podsumowując – ja daję Sabrinie piątkę z małym plusem na zachętę i mam nadzieję na to, że drugi sezon będzie lepszy od pierwszego.
Paulina: A ja zaszaleję i dam trochę więcej, bo aż siedem punktów. Serial nie okazał się zły, dało się go obejrzeć bez ciągłego ziewania z nudów. Muszę się pokusić nawet o opinię, iż z każdym odcinkiem było coraz lepiej, ponieważ akcja stopniowo przyspieszała, a napięcie stopniowo wzrastało. Podobnie jak ty, jeżeli pojawi się drugi sezon, z pewnością go obejrzę, chociażby z ciekawości, co jeszcze bardziej szokującego i zdumiewającego twórcy dalej zdołają wymyślić.
https://www.youtube.com/watch?v=ybKUX6thF8Q