Obłęd ludzki bywa czasami przebiegły i jak kot – podstępny. Kiedy już sądzicie, że zniknął, on tylko może się przeobraził w jakąś jeszcze bardziej utajoną formę[1].
Jak wiele wiecie o Portugalii i tak zwanej wojnie kolonialnej? Strzelam w ciemno, że pewnie niewiele albo może nic – tak przynajmniej było ze mną jeszcze do niedawna. Mimo rezolucji potępiających kolonializm (a przeciwko wypowiadał się także, uwaga, uwaga, Związek Radziecki) i mimo przynależności do ONZ, Portugalia w XX wieku nadal starała się utrzymać władzę nad paroma terytoriami zamorskimi. Ale wiatr zmian już wiał. Odległości kolonii od „państwa-matki” wahały się od czterech do ponad dziesięciu tysięcy kilometrów. Afrykańscy partyzanci podjęli działania w 1961 roku: najpierw w Angoli, później w Gwinei i w Mozambiku. Aby poradzić sobie z tym problemem, ogłoszono powszechną mobilizację oraz wyszkolono „specjalne grupy polujące”. To właśnie historię jednej z takich grup opowiadają Wampiry.
Święta bez śniegu
Machado, Fatima, Siara, Cygan, Totolotek, Tondela, doktor Agostinho, sierżant Santos – mężczyźni, jakich wielu, z odmiennymi historiami, odmienną przeszłością. Formują oddział zwiadowczy, aby przekroczyć granicę z Senegalem i rozeznać się w działaniach wroga. Jest Wigilia, ale bagienna dżungla wygląda jak o każdej innej porze roku.
Oczywiście na wojnie nic nigdy nie okazuje się proste. Po pierwsze, żołnierze najchętniej wróciliby do domów – o ile jeszcze jakieś mają. Po drugie, trudno nazwać konflikt czarno-białym: jak daleko można się na przykład posunąć, kiedy miejscowa kobieta nie chce zdradzić położenia partyzantów? Po trzecie, nie wszyscy zwiadowcy są gotowi zabijać; ba, nawet nie wszyscy są gotowi obserwować, jak zabijają ich towarzysze. W oddziale bardzo szybko dochodzi do napięć, kłótni i dyscyplinowania za pomocą przemocy. Wojna. Późniejsze pojawienie się tytułowych wampirów wydaje się jedynie logicznym dopełnieniem okropieństw.
Uzależnienie od okrucieństwa
Komiks Filipe Melo i Juana Cavii porusza trudne tematy, lecz robi to w sposób łatwy do przyswojenia (co samo w sobie uważam za sztukę). Scenariusz jest bardzo dobry; czytelnik powoli zżywa się z postaciami, poznaje ich osobiste historie, zaczyna rozumieć, czego szukają w konfliktach zbrojnych. A może: przed czym uciekają? Niektórzy wrośli w wojnę tak bardzo, że nie są już w stanie porzucić jej na rzecz normalnego życia.
Tytułowe wampiry pełnią dwojaką rolę: to zarówno dosłowne, nadnaturalne zagrożenie, jak i symbol bezinteresownego, ludzkiego okrucieństwa. Kogo tak naprawdę powinni się obawiać żołnierze? Wyimaginowanych bestii z ludowego folkloru? Partyzantów wroga? A może jednak siebie nawzajem? Jeśli wyobrażali sobie, że zostaną bohaterami ojczyzny, jeśli karmiono ich odczłowieczoną wizją Afrykańczyków – na granicy Gwinei z Senegalem przyszło im te poglądy zrewidować.
Spodobała mi się kanciasta, wyrazista kreska Juana Cavii. Jest bardzo charakterystyczna, już od pierwszych stron rysunki sygnalizują, że nie trzymamy w rękach modnej superbohaterskiej pulpy. Twarze postaci zyskują specyficzny, nieprzejednany wygląd. Spoglądam na sterczące kości policzkowe sierżanta Santosa albo na szczurowatą buźkę Siary i zastanawiam się – jeszcze ludzie czy już potwory?
Światełko w ciemności
Wampiry to dojrzała wojenna opowieść, bardzo europejska, pozbawiona amerykańskiego lukrowanego patetyzmu. Filipe Melo i Juan Cavia stworzyli studium człowieczeństwa w sytuacji granicznej, w pełni wykorzystując atrakcyjność komiksowego medium. Co więcej, nie popadli w całkowitą beznadzieję: tli się w tej historii maleńka iskierka nadziei. Jestem pod wrażeniem.
Tytuł: Wampiry
Autorzy: Filipe Melo, Juan Cavia
Wydawnictwo: Mucha Comics
Liczba stron: 240
ISBN: 978-83-65938-12-1
[1] H. Melville, Moby Dick, czyli biały wieloryb, tłum. B. Zieliński (cyt. za F. Melo, J. Cavia, Wampiry).