Potwory i spółka. „Godzilla II: Król potworów” – recenzja filmu

-

Wśród hollywoodzkich wytwórni filmowych coraz większe kręgi zatacza przerażająca choroba, zarażając kolejne studia, producentów i scenarzystów. Znana była twórcom od wielu lat, jednakże w ostatnim czasie stracili oni czujność i pozwolili, niestety prawdopodobnie już na stałe, zadomowić się jej w swych progach. Kłótnie dotyczące nadania nazwy tej epidemii wciąż trwają, ponieważ jednak często piękno tkwi w prostocie, na potrzeby dzisiejszego tekstu posługiwać się będę terminem „lenistwo”. Nie zamierzam tutaj rozwodzić się nad przyczynami tego problemu, skupię się za to na skutkach, a konkretnie jednym. Monstrualnym wręcz.
Gdzieś to już widziałem

Widzowie na całym świecie rok w rok zalewani są kolejnymi falami remake’ów, rebootów, sequeli, prequeli, spin-offów, filmami live action… Niektóre wychodzą całkiem dobrze (Piękna i Bestia z 2017 roku ze świetną Emmą Watson), pewne przeciętnie (Ocean’s 8 z Sandrą Bullock jako siostra Danny’ego Oceana), a inne nie powinny nigdy powstać (Pogromców Duchów sprzed roku pamiętać nie chcą prawdopodobnie nawet sami aktorzy). Na ekrany kin trafiają kolejne części serii, czasem lepsze (Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć), czasem gorsze (Terminator: Mroczne przeznaczenie), a czasem na świat przychodzą potworki (dosłownie i w przenośni), których nikt nie zapraszał. No ale to przecież nie ich wina, że są właśnie takie. Po globalnym fenomenie, jaki odniosło uniwersum Marvela, inne wytwórnie także chcą mieć udział w tym sukcesie. Bardzo prężnie do tematu podeszło Warner Bros., z jednej strony rozwijając (z różnym skutkiem) swoją komiksową franszyzę DC, z drugiej natomiast współtworząc „MonsterVerse”. Trzeci owoc tego projektu to właśnie Król potworów, pierwszy film z serii po Godzilli (z 2014 roku) oraz Kongu: Wyspie Czaszki, który nie jest rebootem. Przynajmniej na papierze, bo w rzeczywistości nie wygląda to tak optymistycznie.

Potwory i spółka. „Godzilla II: Król potworów” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Godzilla II: Król potworów”
Samodzielny sequel

Ponieważ Godzilla 2 to mój pierwszy kontakt z potwornym uniwersum braci Warner, zdecydowałem się na mały eksperyment: postanowiłem obejrzeć część sprzed pięciu lat nie przed a po seansie Króla potworów. Czy w jakikolwiek sposób wpłynęło to na mój odbiór filmu? Ani trochę. Już pierwsze sceny uderzają w widza nachalną ekspozycją, serwując krótką, lecz treściwą retrospekcję. Godzilla się przebudziła (który to już raz w historii kina?), znokautowała kilku równych sobie, niszcząc przy okazji San Francisco i parę innych miast, doprowadzając do śmierci setki tysięcy ludzi. Dramatyczne wspomnienia głównych bohaterów zostają jednak szybko przerwane, akcja przenosi się do teraźniejszości, a fabuła opowieści zaczyna się powoli rozwijać… Tyle że nie ma tu miejsca na zaskoczenia. A przynajmniej nie takie, w które dorosły, inteligentny człowiek mógłby uwierzyć. Na Ziemi od setek lat żyją uśpione monstra wielkości drapaczy chmur, a pieczę nad nimi sprawuje tajna organizacja, skrywana przez dekady przed światowymi rządami. W jaki sposób ukryć taki ogrom informacji i sprzętu? „Monarch” (bo tak właśnie nazywa się ta grupa) z jednej strony posiada placówki na każdym kontynencie oraz technologię zdolną poskromić tytanów, z drugiej jednak w sytuacji zagrożenia podstawową bronią staje się zwyczajny karabin maszynowy i klasyczne rakiety z materiałami wybuchowymi. Jako kontrargument można by wysnuć tezę, że to przecież naukowcy, badacze, nie potrzebują brutalnej siły. W porządku, w takim razie dlaczego mają własne siły zbrojne oraz samolot, którego nie powstydziłby się Red Skull z Kapitana Ameryki: Pierwszego starcia? A to tylko jeden bezsens, podczas kolejnych minut seansu bardzo szybko pojawiają się kolejne. Cała ta historia wymyka się ramom logiki, a zachowanie postaci wcale nie dodaje jej więcej sensu.

Potwory i spółka. „Godzilla II: Król potworów” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Godzilla II: Król potworów”
Mgła wojny

Nie mogę winić aktorów za to, jaki dostali scenariusz. Robili, co w ich mocy, i bardzo wyraźnie widać to na ekranie. Jednak „z pustego nawet Salomon nie naleje”, więc nie spodziewajcie się, iż którykolwiek z bohaterów pozostanie wam w pamięci na dłużej. Wyjątkiem od tej reguły jest Ken Watanabe, pierwsza osoba, o której myślą osoby odpowiedzialne za casting, gdy potrzebują obsadzić rolę naukowca/Azjaty. I nie mam zamiaru być tutaj złośliwy: grana przez niego postać, doktor Ishiro Serizawa, od początku do końca tej historii jest „jakaś”. Wie, czego chce, broni własnych przekonań i celów, potrafi znaleźć argumenty dla swoich racji. Ale poza nim… jedna, wielka tragedia. Żeby zrozumieć motywacje zarówno protagonistów, jak i antagonistów, trzeba by wszystkich zaprosić na kozetkę do dobrego psychiatry. Już widzę te oburzone komentarze w stylu: „To film o walce ogromnych potworów, a nie Szekspir, nikt tutaj nie oczekiwał głębokich treści!”. Być może coś w tym jest, przyznam się szczerze, że podświadomie nie spodziewałem się tutaj czegoś więcej niż MMA z udziałem Godzilli. Ale nawet w tej kwestii się zawiodłem. Przez większość czasu ekranowego szlajamy się (to określenie bardzo dobrze oddaje tempo oraz charakter tych podróży) z bohaterami po całym świecie, oglądając sobie potwory wszelakiej maści, a gdy już dochodzi do walki… zaczyna padać. Scena robi się ciemna, nadciąga burza z piorunami, a widz musi mrużyć oczy, by cokolwiek dostrzec. Mam uzasadnione podejrzenie, że jest to sztuczka ekipy od CGI, chcącej ukryć ewentualne niedociągnięcia w modelach tytanów. Raz na jakiś czas zdarzy się nam ujrzeć w miarę oświetlone zbliżenie na pysk monstrum, i nie wzbudza on zachwytu. Na pewno nie po tym, do czego przyzwyczaił nas Marvel w swoim uniwersum.

Potwory i spółka. „Godzilla II: Król potworów” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Godzilla II: Król potworów”
Dajcie sobie spokój

Jeśli lubicie sobie popatrzeć na efektowne walki gigantów, naprawdę macie w czym wybierać, zaczynając od Gniewu Tytanów i serii Transformers, a kończąc na Pacific Rim. Tam wszystko dokładnie widać i nikt nie udaje, że skomplikowana fabuła jest w filmie najważniejsza. A producenci Godzilli 2: Króla potworów nie potrafią nawet jasno określić, czy są pro czy antyekologiczni, zostawiając widza po seansie z masą pytań i niedokończonych wątków. Być może w tej kwestii zmieni coś trzecia część trylogii, Godzilla vs. Kong, która ma pojawić się już za rok. Nie robiłbym jednak sobie zbyt dużych nadziei.

Za możliwość obejrzenia filmu dziękujemy

Potwory i spółka. „Godzilla II: Król potworów” – recenzja filmu

Potwory i spółka. „Godzilla II: Król potworów” – recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: Godzilla II: King of the monsters

Reżyseria: Michael Dougherty

Rok: 2019

Czas: 2 godzina 12 minut

podsumowanie

Ocena
4

Komentarz

Film nie nadaje się nawet na niedzielny, poobiedni seans. Może być użyteczny jako tło dla posiadówki ze znajomymi. Zawsze będzie można się pośmiać z głupoty bohaterów oraz epickich walk, podczas których nic nie widać.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Film nie nadaje się nawet na niedzielny, poobiedni seans. Może być użyteczny jako tło dla posiadówki ze znajomymi. Zawsze będzie można się pośmiać z głupoty bohaterów oraz epickich walk, podczas których nic nie widać.Potwory i spółka. „Godzilla II: Król potworów” – recenzja filmu