BREAKING NEWS! Dwóm podróżnikom udało się odkryć wrota do tajemniczego, zaginionego lądu. Niestety, nie ogłosili dokładnej lokalizacji portalu. Zamiast tego, rozrzucili po świecie wskazówki, pozwalające odkryć poszukiwane miejsce. Jako odważny śmiałek, który nie ma co robić z pieniędzmi, postanawiasz zorganizować wyprawę. Zbierasz ochotników i ruszacie w świat tropem zaginionego lądu.
Cédrick Chaboussit zdecydowanie nie przepada za podążaniem utartymi szlakami. Wszystkie jego gry, z którymi się spotkałem, miały w sobie coś innowacyjnego. Nie inaczej sprawa prezentuje się tutaj. Cechą charakterystyczną Zaginionego lądu jest bowiem pudełko będące jednocześnie planszą. Niesamowite rozwiązanie, otwierające buzie z zachwytu. Do tego ta gra jest jedną z najładniejszych, które mam na półce. Na pierwszy rzut oka – coś doskonałego. Przy bliższym poznaniu są jednak malutkie zgrzyty.
Ostrzegam, następny akapit będzie przesłodzony
Dostajesz tę grę w mega ładnym pudełku. Tekturka jest tak haj kjułaliti, że aż nie chce się go otwierać, tylko głaskać. Christine Deschamps zrobiła przecudowne ilustracje, po prostu coś pięknego. W końcu przełamujesz się i zaglądasz do środka. Od razu się zaskakujesz. Nie ma mowy o klasycznej pokrywce. Zamiast tego, pudełko jest otwierane jak książka, a całość trzyma magnesik. Na wewnętrznej stronie okładki widzisz planszę do gry, równie śliczną jak reszta komponentów. Znajdujesz także drewniane pionki dla każdego gracza. Do tego jest jeszcze masa dwustronnych żetonów, stanowiących sedno rozgrywki. Są one zrobione z tak grubej i twardej tektury, że wytrzymałyby wybuch jądrowy. Całość prezentuje się zacnie, solidnie i nie można się do niczego przyczepić.
Aż zechcemy zagrać i natrafimy na instrukcję. Wizualnie nadal zachowano najwyższy standard. Wytłumaczenie zasad jednak kuleje, co jest sporym osiągnięciem, biorąc pod uwagę, że można je policzyć na palcach. W moim przypadku pierwsza partia była ciągłym zerkaniem do instrukcji, by się upewnić, że dobrze gramy. Nawet po rozegraniu kilku gier nie jestem pewien, czy dobrze zinterpretowałem kilka reguł.
Postaram się teraz wyjaśnić zasady
Przygotowania do gry rozpoczynamy od rozłożenia pudełka i umieszczenia na nim specjalnego insertu. Następnie oznaczamy kilka losowych miejsc na planszy jako sprawdzone. Ich liczba zależna jest od rozmiaru grupy graczy i służy do ulepszenia skalowania. Potem tasujemy żetony i rozkładamy je do dwóch torów w wyprasce. Warto zwrócić uwagę, że podczas designu pomyślano nawet o lekkim zagięciu pudełka, by lepiej wyciągało się żetony. Pozostaje rozdać każdemu pionki oraz pakiet startowych tokenów.
Gra toczy się w turach, podzielonych na fazy. W pierwszej kolejności rozdysponowujemy nasze pionki. Możemy je wysłać na połów żetonów, co pozwala nam uzyskać nowe środki transportu bądź misje. Pozostałe znaczniki mają możliwość pozwiedzać świat. Wykorzystując odpowiednie Żetony Transportu, umieszczamy naszego „ludzika” na wybranym obszarze. Jeżeli inny gracz okupował ten teren, to niestety pionek wraca do jego zasobów. Druga faza to wypełnianie misji. Każdy Żeton Misji w grze posiada dwie lub trzy grafiki prezentujące lokacje na planszy. Jeżeli posiadamy naszych dzielnych pracowników we wszystkich wymienionych miejscach, bądź zostały one oznaczone jako sprawdzone, to mamy możliwość ukończyć zadanie. Oddajemy ten token na stos odrzuconych i przesuwamy się na torze postępu. Jeśli w ten sposób dotrzemy na miejsce oznaczone lupką, dobieramy żeton wskazówek. Osoba, która jako pierwsza osiągnie pułap czternastu punktów, wygrywa. W nagrodę sumuje wartości swoich wskazówek i skanuje wskazany w ten sposób jeden z kodów QR, umieszczonych na ostatniej stronie instrukcji. Pozwala to wskazać lokalizację wrót do zaginionego lądu. Wtedy pozostaje zamówić bilet na samolot i pakować walizki. Wszak autor nie wskazałby losowych miejsc, prawda? Niemniej sam pomysł jest fenomenalny i zasługuje na wyróżnienie. Szkoda tylko, że warstwa fabularna nie została trochę bardziej rozbudowana.
Nie ma to jak czasem sobie poszukać nieistniejących krain
Zaginiony ląd to gra przede wszystkim ładna i pomysłowa. Szata graficzna jest piękna, a wykonanie naprawdę solidne. Pomysł z kodami QR również zasługuje na zanotowanie. Po prostu jest to coś dosyć niespodziewanego, swoista nagroda za zwycięstwo. Niestety, niejasna instrukcja trochę psuje pierwsze wrażenia.
Sama rozgrywka jest przyjemna. Nie nazwałbym jej przebojową, ale spokojny worker placement potrafi zrelaksować i stanowi świetny przykład dobrej czynności w tle. Gra wymaga także jednocześnie dosyć sporo planowania i zwracania uwagi na działania innych. Negatywna interakcja jest obecna, ale w minimalnych ilościach.
Zaginiony ląd jest naprawdę uniwersalną pozycją. Nie widzę żadnych ograniczeń wiekowych czy związanych z doświadczeniem. Dodatkowo mamy możliwość rozłożenia gry praktycznie w każdym momencie, a z racji pudełka pełniącego rolę planszy, nie potrzebujemy dużego stołu. Tytuł skaluje się dobrze, chociaż w większych grupach jest przyjemniejszy z racji „wykopywania” innych z namierzonych przez siebie pól. Poszczególne partie nie są długie i nie nudzą, zaś do samej gry można wracać wielokrotnie, na przykład w momencie, gdy nie jesteśmy pewni na jaką planszówkę mielibyśmy ochotę.
Całość oceniam bardzo pozytywnie, zwłaszcza gdy udało mi się zrozumieć zasady. No i to pudełko wygląda niesamowicie.
Tytuł: Zaginiony ląd
Liczba graczy: 2-4
Wiek: 10+
Czas rozgrywki: ok. 40 minut
Wydawnictwo: Rebel
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Rebel, więcej o grze przeczytacie tutaj.