Pora uciekać. „Piekielny raj” – recenzja mang 6–8

-

Na wyspie niemożliwej grupa skazańców, wraz z towarzyszącymi im katami, stara się nie tylko przetrwać, ale również zdobyć eliksir nieśmiertelności, tak pożądany przez shoguna, i wrócić do domu w jednym kawałku, najlepiej z obiecanym ułaskawieniem w ręku. Chociaż każda część tego zadania wydaje się niewykonalna do spełnienia, nie jest ona niemożliwa. Pytanie jednak czy wystarczy im umiejętności, sprytu oraz szczęścia, aby przetrwać tytułowy piekielny raj.
Dobra strategia to podstawa

Po zwycięskiej walce z Mu Danem na drodze pragnących wydostać się z piekielnej wyspy bohaterów pojawił sią kolejny wróg. To Chōbē, jeden ze skazańców, który cudem przetrwał kontakt z kwiatem Waitanfa i zamiast przemienić się w źródło tanu, zachował świadomość oraz sam zyskał nadzwyczajne zdolności. Szósty tom kontynuuje rozpoczętą w poprzedniej części walkę – osłabiony przez ciągłe korzystanie z tao Gabimaru ulega regresowi, a jego samoświadomość powoli kruszeje. Wciąż jednak nie odpuszcza. Tymczasem Chōbē, instynktownie, wykorzystuje nowo nabyte zdolności i zmienia się w demona. Zanim jednak sytuacja stanie się tragiczna, Mei decyduje się zainterweniować i użyć swojej energii, doskonale będąc świadomą czekających ją konsekwencji. Na szczęście posiada dość wiedzy, aby uratować tak ledwo trzymającego się na nogach shinobi, jak również siebie, chociaż nie bez ofiar. To dopiero początek problemów oraz przygód bohaterów Piekielnego raju – dzięki uzyskanym od wygnanej Tensenki informacjom, mogą oni zacząć planować ucieczkę z wyspy, opracowując taktykę przedostania się przez Hōrai, siedzibę niepodzielnych władców miejsca, do której zesłał ich shogun. Żeby się ona udała, wszyscy muszą zrozumieć, w jaki sposób korzystać z tao, chociaż bowiem mają nadzieję, że na swojej drodze nie napotkają Tensenów, są świadomi, że i na tę okoliczność powinni być gotowi. Na dodatek nie wiedzą jeszcze, że na miejsce właśnie przybyły posiłki złożone z kolejnych Asaemonów oraz całego oddziału geninów z wioski Ukrytego Kamienia.

Robi się gęsto

Historia Piekielnego raju nabiera tempa – z każdym kolejnym rozdziałem dowiadujemy się więcej nie tylko o głównych bohaterach, ale o głównych antagonistach, ich motywacjach, jak również pochodzeniu. To jednak nie wszystko: czytając kolejne tomy historii Yūjiego Kaku, zauważymy, że autor coraz częściej pozwala nam wejrzeć w świat Tensenów – skoro bowiem wiele informacji już nam zdradził, nie musi ograniczać narracyjnego punktu widzenia jedynie do skazańców oraz katów. Poznawanie przez nas tych tajemniczych, potężnych istot zamieszkujących wyspę, czytanie ich rozmów, ale również bardziej przyziemnych interakcji, czy, wreszcie, wspomnień z dzieciństwa sprawia, że łatwiej nam ich zrozumieć oraz z nimi do pewnego stopnia empatyzować. Chociaż nadal trudno nam zaakceptować przyjęte przez tę grupę metody działania, ich nieludzkość oraz konsekwentne dążenie do odnalezienia sposobu na osiągnięcie nieśmiertelności, choćby po trupach, każda kolejna informacja, jaką podaje nam Kaku sprawia, że przestają być tak niepokojąco obcy. Szaleni? Tak. Zaślepieni pragnieniem spełnienia swojej misji? Na pewno. Nieludzcy? Przynajmniej nie w pełni. Nabierając barw oraz kolejnych cech, Tenseni stają się pełnoprawnymi bohaterami Piekielnego raju, dołączając do już naprawdę interesującej grupy postaci. Pytanie tylko, czy podzielą losy większości antagonistów shōnenów, czy może autor zaplanował dla nich zupełnie inną funkcję? Zobaczymy.

Nasza rosnąca wiedza o Tensenach wprowadza dość specyficzny i zaskakujący paradoks – dużo lepiej znamy oraz rozumiemy przeciwników głównych bohaterów niż ich samych. O Sagiri Asaemon czy Gabimaru posiadamy naprawdę szczątkowe informacje, a są wiodącymi w tej opowieści protagonistami. Dla niektórych może być to ogromnym źródłem frustracji oraz niezadowolenia z serii mangowej, dla innych – morderczym haczykiem na ich ciekawość. Tak czy inaczej – to dość ryzykowne posunięcie ze strony Kaku.

Zresztą, w Piekielnym raju robi się gęsto nie tylko od kolejnych zdobywanych przez Gabimaru i resztę informacji o prawach rządzących tajemniczą wyspą, ale również od walk. Kiedy bohaterowie postanowili wkroczyć do Hōrai, aby wykorzystać w ucieczce ukryte przez Tensenów łodzie, starcia stały się nieuniknione. A Kaku nie należy w końcu do autorów, którzy oszczędzają swoje postacie – ba, w przeciwieństwie do twórców najpopularniejszych serii kojarzonych z kierowanymi do tej grupy wiekowej mangami, nie waha się ich również zabijać. Niekoniecznie wybiera na ofiarę walki kogoś, kogo umiejętności nie są zbytnio dla uciekających przydatne.

Wciąż jest dobrze i wciąż inaczej niż zwykle

Piekielnemu rajowi wciąż daleko do stereotypowej mangi z czasopism shōnen – mamy wprawdzie wielu dzielnie walczących mistrzów sztuk walki wszelakiej, trochę magii, zagrożenie życia oraz ciągłe starcia, wyraźnie jednak wyczuwamy, że to nieco innego rodzaju historia. Autor wciąż skąpi nam informacji o głównych bohaterach, ale z chęcią wyjaśnia tajniki działania tao oraz pozyskiwania tanu – taka nierównowaga nie wszystkim przypadnie do gustu. Jeśli jednak podobały się wam poprzednie tomy, te również powinny przynieść sporo radości.

Pora uciekać. „Piekielny raj” – recenzja mang 6–8

 

Tytuł: Piekielny raj

Autor: Yuuji Kaku

Liczba stron: ok. 200/tom

Wydawnictwo: J.P. Fantastica

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

„Piekielny raj” to interesujący i nieco inaczej skonstruowany oraz poprowadzony shōnen. Kolejne tomy w końcu odkrywają rąbek tajemnicy związany z Tensenami, wprowadzając nas w świat tajników posługiwania się tao. Nie szczędzą nam również tego, co w tego typu mangach najsmaczniejsze: walk.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Piekielny raj” to interesujący i nieco inaczej skonstruowany oraz poprowadzony shōnen. Kolejne tomy w końcu odkrywają rąbek tajemnicy związany z Tensenami, wprowadzając nas w świat tajników posługiwania się tao. Nie szczędzą nam również tego, co w tego typu mangach najsmaczniejsze: walk.Pora uciekać. „Piekielny raj” – recenzja mang 6–8