Nintendo od wydania gry Pokémon Sword/Shield rozpoczęło precedens tworzenia dodatków w postaci płatnych DLC. Za pierwszym razem nie było z tego powodu sprzeciwów, ponieważ zawartość okazała się „warta” swojej ceny i dodawała sporo do podstawowego kontentu. Dziewiąta generacja nie pozostaje w tyle i również ma dla graczy coś ekstra – oczywiście za dodatkową dopłatą. Recenzowany tytuł jest pierwszą częścią pakietu, druga zaś będzie miała swoją premierę zimą. Czy tym razem otrzymaliśmy ciekawy produkt?
Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego gry Pokémon™ Violet: The Hidden Treasure of Area Zero, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy ConQuest entertainment a.s.
Dodam tylko, że przed rozpoczęciem dodatku przygotowałem drużynę, z którą chciałem zwiedzić nową krainę. Było to zamierzone, gdyż przejście w pełni wytrenowanymi partnerami nie miałoby sensu.
Technikalia
Zanim przejdę do omówienia DLC, zacznę od kilku podstawowych spraw. Gra od czasu premiery niewiele się zmieniła – w dalszym ciągu ma swoje bolączki, o których możecie przeczytać w mojej recenzji. W ostatnich miesiącach wprowadzono wiele poprawek i połatano różne dziury, jednak nie na tyle, by w znaczącym stopniu naprawić grę.
Najpoważniejsze błędy to dalej mocne spadki klatek w biomach z dużą ilością wody, artefakty graficzne czy przenikanie przez ściany. Raz natknąłem się na stworka w drzwiach, zabawna sytuacja, gdyż był to typ smok/duch – taki błąd z klimatem.
W dalszym ciągu nie zmieniono nic w sprawie budynków widmo. W Kitakami jest TYLKO jeden budynek, do którego możemy wejść! Jeden! Pełni on funkcję hotelu, reszta to otwarte kramy z jedzeniem i innymi suwenirami, w oszałamiająco małej liczbie.
W tak zwanym „end game” dalej mamy do dyspozycji Tera Raidy, gdzie wraz z innymi graczami, walczymy z wysokopoziomowymi pokemonami o cenne nagrody. Szkoda, że nie poprawili stabilności tego wydarzenia. Mimo dobrego łącza, często nie można dołączyć do znalezionych pokoi, a w trakcie rozgrywki są spore opóźnienia lub lagi.
Po przejściu dodatku pozostaje nam uzupełnienie Pokedexu i trenowanie stworków do walk pvp, czy innych okolicznych wydarzeń. Dodano kilka „ukrytych” pobocznych zadań, ale te nie stanowią wielkiego wyzwania i można ukończyć je w bardzo krótkim czasie.
Maskarada
Głównym wątkiem fabularnym nowego dodatku Pokémon Violet: The Hidden Treasure of Area Zero jest wycieczka uczniów na wyspę Kitakami. Podczas pobytu odkryć mamy ludową historię o ogrze i człowieku, którzy razem przybyli na te ziemie dawno temu. W wyniku pewnych zdarzeń, zmierzyli się oni z trójką obecnie uświęconych obrońców wsi. W zwiedzaniu towarzyszyć będą nam uczniowie z innej akademii. Znają oni opowieść i okolicę, gdyż to ich rodzinne strony.
W przeciągu kilkudniowej wyprawy udamy się również na coroczny Festiwal Masek. Wszyscy mieszkańcy wysp świętują dawne wydarzenia, a celebracją są ozdobne maski, noszone przez uczestników. Poznać możemy regionalne smaki i opowieści, dodatkowo pojawi się okazja wzięcia udziału w wyzwaniu z ciekawymi nagrodami.
Historia, oprócz ludowego przekazu, opowiada nam o rodzeństwie Carmine i Kieranie, którzy wraz z nami przybyli na szkolną wymianę. Ogień i woda – tak różnią się od siebie. Ich relacje wpleciono ciekawie w wątki fabularne, a te podkręcają atmosferę. Gdyby zabrakło choć jednej z tych postaci, wszystko by wyblakło. Dodatkowo, mimo ukończenia wątku, pozostawia on cliffhanger na następny dodatek.
Czy już wszystkie masz?
Jak prawdopodobnie większość wie, gry z serii Pokémon są dość lekkie fabularnie, a ich głównym założeniem jest zebranie wszystkich stworków, by później walczyć z innymi graczami. Oczywiście zbieractwo objawia się w różnych formach i nie wszyscy uczestniczą w bitwach, jednakże ten motyw króluje. W przypadku omawianego DLC mamy zgrzyt. Do gry wprowadzono dwieście stworków, liczba niemała – niezaprzeczalnie. Gorzej wypada to w przypadku jakości stworzeń. Prawie połowa z nich była już dostępna w podstawce gry, czyli z automatu część roboty została wykonana. Jeżeli skorzystamy z Pokémon HOME, wtedy możemy uzupełnić wpisy prawie do końca. Całkiem nowych towarzyszy otrzymaliśmy tylko siedmiu.
Jak widać, liczba ta nie powala. Jeszcze przebolałbym powrót istot nieobecnych w podstawowej wersji, zawsze byłoby to urozmaicenie. W tym przypadku twórcy gry poszli bardzo na skróty i dali nam powtórkę z rozgrywki, którą już wszyscy dokładnie znają. Wielka szkoda, bo potencjał był ogromny, a został on zmarnowany – obecnie zarejestrowanych jest ponad tysiąc wpisów w Pokédexie. Niestety…
Pokémonowy świat
Recenzowany dodatek wydaje się takim preludium do „prawidłowego”, który pojawi się wkrótce. Czuć to od samego początku. Fabuła jest dość krótka, gdyż do jej przejścia wystarczą jakieś cztery godziny. Wpisy możemy zebrać bardzo szybko, a pobocze zadania zapewnią dodatkowe dwie. Z DLC spędziłem łącznie około dwunastu godzin, copozwoliło mi zrobić praktycznie wszystko. Pominąłem tylko dwie dodatkowe aktywności, ale jeszcze do nich wrócę.
Co do samej struktury gry, to nie zmieniło się prawie nic. Doszli tylko nowi przeciwnicy w rajdach i nic poza tym. Sama aktualizacja wprowadziła kosmetyczne zmiany, jak blokowanie mapy i kilka dodatkowych minek do pozowania. Dostajemy również kijek do telefonu, przez co perspektywa zdjęć może być inna. Dla lubiących trenować stworki do bitew, autorzy dodali cztery nowe ataki i powiększyli pulę TM’ów do 200, pojawiły się również dodatkowe jagody i kilka przedmiotów.
Wracając do bitew: wielki plus dla twórców za podkręcenie poziomu trudności. Tutejsi przeciwnicy posiadają dobre ruchy i przedmioty, dzięki czemu walki potrafią być wyzwaniem dla mniej obeznanych graczy. Ciekawie rozegrano kwestię skalowania, są dostępne dwa poziomy – przed przejściem głównej gry i po przejściu. W zależności od etapu, na którym jesteśmy, nasi przeciwnicy mają albo nisko, albo wysokopoziomowe składy. Widać progres, ale dalej to nie to, co chciałbym zobaczyć.
Jak lubię serię Pokemon od dziecka, tak najnowsza generacja nie należy do moich ulubionych. Już podstawka nie przypadła mi do gustu, a dodatek nie zmienił mojego zdania. Owszem, kilka rzeczy jest dla mnie atrakcyjnych – bardzo łatwo można trenować naszych kompanów. W sumie nigdy tak nie było. Pieniądze również szybko się zdobywa, przedmioty do modyfikacji również. Setne poziomy wbija się bez walk, wystarczy robić dwie aktywności – turniej dla pieniędzy i rajdy dla przedmiotów.
Dodatek The Hidden Treasure of Area Zero nie wywarł na mnie wrażenia. Gra pozostaje niedopracowana jak była i tutaj już się chyba nic nie zmieni. Fabularnie nie jest źle, ale te kilka godzin w takiej cenie, to trochę mało. Sporo skrótów i nikłe zmiany nie zachęcają do dużej aktywności po przejściu DLC. Czekam na kolejny, a tutaj pozostawiam 6,5/10.
- Nowe formy Pokemonów
- Wymagający przeciwnicy
- Ukryte zadania
- Ciekawe nowe przedmioty
- Zwiększenie ilości ruchów do nauczenia
- Brak poprawionej wydajności gry
- Przeniesienie połowy Pokédexu z podstawki
- Brak nowych aktywności
- Krótka fabuła
- Produkt potraktowany po macoszemu przez autorów