Nordyckiego boga kłamstwa, Lokiego, zna już chyba każdy – czy to z mitologii, czy z Marvelowskich produkcji o facetach w trykotach oraz świetnej kreacji Toma Hiddlestone’a. Nie można jednak zapomnieć o tym, że trickster występuje również w polskiej serii książek, która wyszła spod pióra Jakuba Ćwieka i aktualnie doczekała się nowego wydania, ukazującego się nakładem krakowskiego wydawnictwa SQN. Jeśli zastanawiacie się, czy warto po nią sięgnąć, to… no cóż, koniecznie czytajcie dalej!
Nie ma co ukrywać, Kuba Ćwiek lubi zaskakiwać swoich fanów. Zrobił to już w 2014 roku, gdy – po podkreśleniu, że historia Lokiego nie doczeka się kontynuacji – wydał Kłamcę 2.5. Machinomachię , a rok później Kłamcę: Papieża sztuk (aktualnie numerowanego jako tom 2.8). Obie książki co prawda nie opowiadają dalszych losów znanych i lubianych bohaterów, skupiając się na wydarzeniach mających miejsce pomiędzy poszczególnymi częściami serii, niewątpliwie stanowią jednak miły powrót do stworzonego przez autora uniwersum (nie jedyny, niedawno bowiem ukazał się drugi tom Stróżów – powieści, której fabuła również została osadzona w świecie, gdzie Loki jest cynglem na usługach Niebios).
Ta książka wytnie wam numer?
Nordyckie bóstwo kłamstwa i magii po raz kolejny władowało się w tarapaty i musi się z nich jakoś wykaraskać. Najlepiej tak, żeby aniołowie niczego nie zauważyli, a nawet jeśli, to na koniec całej tej kabały jeszcze mu podziękowali i odpalili kilka piórek w ramach wynagrodzenia za trud włożony w rozwiązanie sprawy. Co takiego zmajstrował Loki? Otóż, zupełnie przypadkiem, powołał do życia nowe bóstwo – przegapił moment, w którym nazywanie kogoś „bogiem popkultury” przestało być pustym frazesem, a stało się dosadnym stwierdzeniem faktu. Jak do tego doszło? Tu aż chciałoby się zanucić razem z Zenkiem Martyniukiem „Jak do tego doszło, nie wiem?”. Tyle tylko, że Loki doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dał ciała. Otóż, na małe ekrany trafia nowy serial, opowiadający o aniołach polujących na mitycznych, a głównym bohaterem jest… syn Lokiego (trickster po raz kolejny przybrał postać kobiety i zaszedł w ciążę z Thorem), Dezyderiusz Crane, zwerbowany przez skrzydlatych do brudnej roboty.
W umysłach wielu fanów zaciera się granica pomiędzy rzeczywistością i fikcją, zaczynają więc wierzyć w Crane’a… a wiara to potęga. Jak nasz nordycki ulubieniec poradzi sobie z własnym dzieckiem, stworzonym przez siebie bogiem popkultury? Nowy przeciwnik jest nie tylko niesamowicie sprytny (po swoim przebiegłym rodzicu), ale też jego moce pozwalają mu kreować wydarzenia niczym reżyser – może je przewijać i zobaczyć zakończenie, albo wybierać z dostępnych opcji dialogowych. Czy w tym starciu tytanów Loki będzie górą? Odpowiedź na to pytanie musicie znaleźć sami, nie chcę bowiem odebrać wam całej przyjemności z lektury. Możecie być jednak pewni jednego – będzie się działo. Ćwiek niejednokrotnie puszcza oczko do czytelnika, wykorzystując w Papieżu sztuk wiele popkulturowych klisz, którymi bawi się z wprawą zręcznego kuglarza. To także kolejna powieść autora, wciągająca już od pierwszych stron i racząca odbiorcę dowcipnymi dialogami oraz trafnymi metaforami.
>> Polecamy: Ku chwale wielkich potworów. „Kłamca 2.5. Machinomachia” – recenzja książki <<
Przerost formy nad treścią?
Tym, co wyróżnia ten tom przygód Lokiego, jest niewątpliwie forma powieści – autor bawi się tutaj narracją, jak tylko pozwala mu wyobraźnia i kreatywność. W Papieżu sztuk wszystkie chwyty są dozwolone, chociaż nie zawsze mogą się one spodobać odbiorcom, którzy przecież nie mieli zbyt wielu okazji, by przywyknąć do takiego sposobu przedstawiania treści. Ćwiek zgrabnie korzysta z możliwości, jakie dają mu moce antagonisty – w końcu Dezyderiusz Crane jest bogiem popkultury i jako taki potrafi dowolnie kształtować otaczającą go rzeczywistość. Na czytelnika czeka tu więc nie tylko skakanie między scenami (będące poniekąd sposobnością do kreowania biegu historii wedle własnego uznania i decydowania o tym, co ma się teraz wydarzyć), ale także zabawa z narracją oraz kilka komiksowych plansz, na chwilę zmieniających sposób prezentacji treści.
Żonglerka formą to jednocześnie mocny, jak i słaby punkt Papieża sztuk – nie każdemu odbiorcy spodoba się taki miszmasz, wprowadzający przecież niemałe zamieszanie. Znajdą się jednak i tacy (w tym ja), którzy podejście autora do przedstawienia treści uznają za ciekawostkę, z jaką bez wątpienia warto było się zapoznać. Sama fabuła jest stosunkowo prosta – ot, Loki goni swojego potomka z zamiarem unicestwienia go, nim ten dojdzie do pełni swoich mocy, Crane zaś ucieka przed połączonymi siłami rodzica i skrzydlatych. Nie brzmi to szczególnie skomplikowanie, zdecydowanie – pod względem opowiadanej historii – nie należąc do najlepszych książek Ćwieka. W moich oczach całość broni się właściwie jedynie intrygującą formą i bawieniem się motywami znanymi z popkultury.
Summa summarum
Tak, jak pisałam wcześniej – na poziomie przedstawienia fabuły dzieje się sporo: zabawy narracją, zmiana formy na komiksową, możliwość „skakania” między scenami to naprawdę świetne zabiegi, które przypadły mi do gustu. Fabularnie Papież sztuk jest jednak wciągającym przeciętniakiem, dość liniowym, bez żadnych pobocznych wątków, nadrabiającym jednak ten brak szału faktem, że autor w tym tomie przygód Lokiego czerpie z popkultury pełnymi garściami. Polecam głównie fanom uniwersum Kłamcy – ten tom zaintryguje właśnie ich, zdecydowanie nie nadając się na początek wspólnej podróży ani z nordyckim bóstwem, ani z Ćwiekiem.
Tytuł: Kłamca 2.8. Papież sztuk
Autor: Jakub Ćwiek
Liczba stron: 272
Wydawnictwo: SQN
ISBN: 978-83-8129-345-7