Popbookownik objął książkę swoim patronatem.
Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego do współpracy patronackiej dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów
Te pościgi, te wybuchy! Dołóżmy do tego magię, nowoczesną technologię i bohaterów, których ciągnie do siebie jak ćmy do ognia. Płoń dla mnie to tytuł z potencjałem, a cykl Ukryte dziedzictwo może okazać się klejnotem koronnych w dorobku Ilony Andrews. Czy oczekiwania czytelników zostaną zaspokojone?
Płoń dla mnie to pierwsza część cyklu Ukryte dziedzictwo pióra Ilony Andrews. Pod tym pseudonimem ukrywa się rosyjsko-amerykańskie małżeństwo. Ilona i Andrew Gordonowie poznali się na studiach. Połączyła ich miłość do urban fantasy, którą postanowili przelać na papier. Zadebiutowali serią o Kate Daniels, w Polsce wydawaną przez Fabrykę Słów.
Przepis na bestseller
W Ukrytym dziedzictwie autorzy powracają do sprawdzonych motywów, łącząc magię z postępem technicznym, akcją i elementami paranormalnego horroru… bynajmniej nie zapominając o szczypcie pikantnego romansu.
W tym świecie genetyka i umiejętności magiczne decydują o statusie jednostki. Posiadana moc może wznieść na wyżyny lub skazać na wieczną samotność. W porównaniu z telekinetami, empatami, enerkinetami i innymi niebezpiecznymi typami detektyw Nevada Baylor to mała płotka… a jednak nie stroni od kłopotów. Aby uratować rodzinną firmę, przyjmuje niebezpieczne zlecenie. Ma odnaleźć Adama Pierce’a – młodego, niezwykle medialnego kryminalistę – i dostarczyć go zatroskanej rodzinie w jednym kawałku. Tylko jak tu pracować, skoro „cel” może spopielić ją w ułamku sekundy? Co więcej, za pozornie prostym zadaniem kryje się intryga. Ktoś pragnie dokonać dzieła zniszczenia i postawić miasto w ogniu.
Nevadzie pomaga Connor Rogan – potężny, niebezpieczny i nieprzyzwoicie seksowny szaleniec, który nie wie, co to litość. A już na pewno nie bawi się w konwenanse. Ta dwójka to przepis na katastrofę. Teraz muszą połączyć siły, aby ocalić Houston i jego mieszkańców… a przy okazji nie spłonąć w ogniu wzajemnego pożądania.
Aptekarska precyzja
Ilona Andrews przenosi nas do Houston w stanie Teksas i od razu serwuje specyficzny mit założycielski. To świat podobny do naszego… z jednym małym wyjątkiem. W roku 1863 naukowcy odkrywają tak zwane „serum Ozyrysa” – magiczną substancję, która podana ludziom aktywuje w nich nadprzyrodzone zdolności. Korzyści wielkie, konsekwencje przytłaczające. Posiadanie talentów magicznych przez bogatych i wpływowych pogłębia polaryzację i nierówności społeczne. Kolejne małżeństwa zawierane są w duchu przekazania jak największej ilości mocy dalej, podczas gdy słabe gałęzie są starannie przycinane. Płoń dla mnie to podręcznikowy przykład urban fantasy i to najwyższej próby. Magia wkomponowana jest w codzienność bohaterów tak nienachalnie, że wydaje się, jakby od zawsze była częścią ich świata.
Gordonowie przywiązują również wielką wagę do szczegółów, co momentami zakrawa wręcz o natręctwo. Wiele miejsc opisanych jest z topograficzną dokładnością. Dostajemy także drobiazgowe rysy postaci nieistotnych dla reszty fabuły. A może to Nevada rejestruje wszystko z chirurgiczną precyzją, jak na prywatnego detektywa przystało?
Ognisty duet
Nevade Baylor da się lubić. Może dlatego, że żadna z niej superwoman (a przynajmniej na taką się nie zapowiada)? Jest dowcipną narratorką, ma cięty język i własne problemy, którym często nie poświęca dostatecznie wiele uwagi. W udziale przypadła jej rola „tej rozsądnej”. Chcąc, nie chcąc, sprawuje opiekę nad postrzeloną rodzinką. Sami Baylorowie – choć w założeniu postacie barwne i nietuzinkowe – przy bliższym poznaniu okazują się przereklamowani. Bern to ciepła klucha, poszczególne kuzynki są praktycznie nieodróżnialne, a babcię-czołgistkę prędzej nazwałabym dziecinną niż ekscentryczną. Mimo wszystko, stanowią odpowiednie tło do działań protagonistów, a ci mają pełne ręce roboty.
W plebiscycie „Najbardziej Irytujący Gość w Książce” wygrywa Connor „Szalony” Rogan. Plaga Meksyku, Huracán – wstawcie dowolny przydomek kojarzący się ze zgubą i zniszczeniem, a prawdopodobnie traficie. Czekam protagonistę płci męskiej bez bolesnego wyidealizowania, mimo ewidentnego posiadania cech psychopatycznych. Obawiam się, że Rogan to kolejny Grey, któremu wybaczamy wszystkie przewinienia. Dlaczego? Bo ma forsy jak lodu, figurę jak rzeźba lodowa i w ramach przeprosin za porwanie przynosi bohaterce bukiet (a raczej całą kwiaciarnię) goździków? Mimo usilnych starań, na przestrzeni akcji nie potrafiłam potraktować go poważnie. Może dlatego, że kiedy pojawia się na scenie, sunie, niczym Moto-Moto z Magadaskaru 2 przez sawannę?
Produkt łatwopalny
Między bohaterami napięcie erotyczne dość szybko sięga zenitu. Nevada już od pierwszego spotkania zwraca uwagę przede wszystkim na zwierzęcy magnetyzm „Szalonego”. Pozostaje modlić się, żeby aspekt seksualnych podchodów nie przesłonił reszty fabuły. Tym bardziej, że intryga sama w sobie pozostawia wiele do życzenia.
Z początku mamy wrażenie, że za wszystkim stoi niezrównoważony psychicznie złol-megaloman, który przekopuje miasto w poszukiwaniu bliżej nieokreślonych zdobyczy. I pozostajemy w takim przekonaniu wystarczająco długo, aby cała historia wydała się dość… miałka. Później otrzymujemy schemat stary jak świat: potężne rody rywalizują o wpływy i pieniądze, ryba psuje się od głowy, a ktoś postanawia położyć temu kres. Mnie nie wciągnęło, niemniej, nie wylewam Ukrytego dziedzictwa z kąpielą i na pewno dam szansę drugiemu tomowi przygód Nevady i Rogana. Chociażby dla sceny ostatecznego zbliżenia bohaterów. Może „Szalony” wreszcie okaże się człowiekiem?
Tytuł: Płoń dla mnie
Autor: Ilona Andrews
Liczba stron: 382
Wydawnictwo: Fabryka słów
ISBN: 9788379647163