Piękno tkwi w prostocie. „Minerały” – recenzja gry planszowej

-

System edukacji w wielu krajach świata, nie tylko w naszym, zmusza swych uczniów do tworzenia różnego rodzaju prac na zaliczenie. W Polsce fakt ten dotyczy praktycznie każdego etapu szkolnictwa: począwszy od karmników dla ptaków, poprzez różnego rodzaju makiety, a kończąc na esejach oraz badaniach na studiach wyższych. Moja praca dyplomowa (nie będę się tutaj chwalić, bo nie ma czym) zawierała ankietę. A mogłem wykazać się większą dozą kreatywności i stworzyć, na przykład, grę planszową. Na szczęście są jeszcze na świecie osoby, dla których ten pomysł nie jest aż tak szalony, jak mogłoby się wydawać.

Piękno tkwi w prostocie. „Minerały” – recenzja gry planszowej

Dlaczego nie?

Magdalena Śliwińska jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Gdy przyszło do stworzenia pracy dyplomowej, postanowiła połączyć efektywność i efektowność: tak właśnie narodziły się Minerały. Koncept dla niektórych zapewne niemożliwy do zrealizowania, ale „trudne i niemożliwe to kuzyni, których często się myli, choć mają ze sobą niewiele wspólnego.”. Informację o studiach i zaliczeniu znajdziemy na każdej stronie internetowej, choćby wspominającej o tej grze.

By jednak w pełni zrozumieć fenomen tej planszówki, trzeba, oczywiście poza rozpoczęciem rozgrywki, przeczytać niewielką książeczkę, dołączoną do zestawu. Dopiero tam będziemy mieli szansę ujrzeć całą, dwuletnią drogę tego projektu. Inspiracje, pierwsze szkice i obrazy, (ilustracje wykonano ręcznie!), prace nad mechaniką, współpraca z wydawnictwem – to wszystko buduje pełniejszy obraz Minerałów. Przestają one być zabawką, źródłem rozrywki, a stają się wręcz… dziełem. Może to zbyt duże słowo, ale tym zapewne są dla autorki.

Piękno tkwi w prostocie. „Minerały” – recenzja gry planszowej

Powróćmy jednak jeszcze na chwilę do ludzi odpowiedzialnych za ostateczny wygląd komponentów –  projekty to jedna rzecz, ale wykonanie to zupełnie inna para kaloszy. Ogromny podziw należy się więc także dla IUVI Games: na pierwszy rzut oka widać, że nic tutaj nie pozostawiono przypadkowi. Wygląd pudełka (choć wolałem prototyp w kształcie heksagonu), rozłożenie zawartości w wyprasce, same karty i pionki, a przede wszystkim kafelki minerałów: dosłownie wszystko ze sobą współgra – zarówno technicznie, bowiem jakość wykonania stoi na bardzo wysokim poziomie, ale zwłaszcza wizualnie. Powiedzieć o Minerałach „ładne”, to tak, jakby stwierdzić o paście wasabi „ostra”. Niby ma się rację, lecz tak naprawdę do prawdy jeszcze daleko. Ale czy rozrywka jest równie „breathtaking” (wybaczcie, ale po dłuższym namyśle tylko to określenie uznałem za wystarczająco dokładne, a polskie „zapierające dech w piersiach” nie niesie ze sobą tylu emocji), jak wygląd?

Piękno tkwi w prostocie. „Minerały” – recenzja gry planszowej

Piękno logiki

Biały prostopadłościan, opatrzony nazwą gry oraz nazwiskiem autorki, skrywa w sobie sakiewkę ze stu osiemnastoma kaflami minerałów, dwadzieścia cztery karty kolekcji, po pięć pionków, planszetek graczy oraz płytek narzędzi. Wszystko schludnie ułożone w plastikowym szablonie, który, tak jak i całe pudełko, mógłby być mniejszy. Wtedy jednak cała zawartość byłaby ściśnięta, wręcz nieestetycznie upchnięta. Dalsze poszukiwania oszczędności skierują nasz wzrok w stronę woreczka na minerały. Został on wykonany z bardzo grubego, wytrzymałego, ale miłego w dotyku materiału. I znowu: przecież to tylko sakiewka, kogo obchodzi, z czego jest zrobiona? Każdego, kto ceni sobie rzeczy piękne, a przy tym praktyczne. Zresztą takie rozważania hipotetycznego dusigrosza nie mają tu większego sensu – Minerały wyglądają dokładnie tak, jak zaplanował sobie ich twórca.

Przechodząc do czynów – rozgrywkę rozpoczynamy wysypując wszystkie kolorowe kafelki i układając z nich planszę dowolnego kształtu. Paradoksalnie, jest to najmniej przyjemna część zabawy. Nie chodzi nawet o poświęcony czas, lecz o brak jakiegokolwiek szablonu: heksagony ślizgają się na podłożu i ciężko je ze sobą spasować, nie tworząc niewymiarowych szczelin. Dygresja: moja ignorancja kazała mi sądzić, że nazwy minerałów zostały zmyślone przez autorkę, okazuje się jednak, że „aurypigmenty” czy też „turmaliny arbuzowe” naprawdę istnieją. Cóż, człowiek uczy się całe życie. Wracając: gra rozpoczyna się ustawieniem przez uczestników pionków na dowolnym wollastonicie (barwy białej). Kolor kafelka odpowiada liczbie ruchów, jakie gracz musi wykonać w linii prostej. Jeśli może to zrobić, zabiera płytkę, na której stał, przy pomocy malutkiej przyssawki, by nie zburzyć planszy. Zyskuje tym samym odpowiednią liczbę punktów, od jednego do pięciu. Jeżeli nie, musi ustawić swój znacznik na dowolnym minerale o najniższej wartości – wspomnianym wollastonicie. Rozgrywka kończy się, gdy nie zostanie już żaden wolny biały heksagon. To tyle, jeśli chodzi o podstawowe założenia.

Piękno tkwi w prostocie. „Minerały” – recenzja gry planszowej

Dużym urozmaiceniem są karty kolekcji oraz narzędzia. W każdej turze możemy wymienić zebrane minerały na bonusowe punkty, pod warunkiem, że posiadamy zestaw płytek przedstawiony na danej karcie, lub też użyć specjalnych przedmiotów. Tych jest w sumie dziesięć, na pięciu dwustronnych planszetkach, a po wniesieniu opłaty w postaci, jakżeby inaczej, konkretnego kruszcu – pozwalają one graczowi między innymi na zmianę kierunku podczas ruchu lub zamianę pionkami z przeciwnikiem. Wszystko to stawia regrywalność tytułu na bardzo wysokim poziomie.

Piękno tkwi w prostocie. „Minerały” – recenzja gry planszowej

Ładne i przyjemne – czego chcieć więcej?

Losowość występuje jedynie na początku rozgrywki, podczas układania planszy. Chociaż zręczny gracz, zdecydowany wygrać za wszelką cenę, mógłby w tym etapie ustawić kafelki pod swoje przyszłe ruchy – nie pochwalam oszustwa, jedynie informuję o możliwości. Podczas samej rozgrywki liczy się jedynie szybkość logicznego myślenia oraz zdolność przewidywania posunięć innych. Minerały to tak naprawdę matematyka i geometria, ubrane w mieniące się kolorami, błyszczące szaty.

Choć już sam rdzeń rozgrywki nie jest trudny, przygotowano dwie uproszczone wersje zasad dla młodszych graczy. Pierwszy, z ograniczeniem wiekowym dla sześciolatków, usuwa z gry karty kolekcji oraz narzędzi, pozostawiając na stole jedynie barwne kafelki kruszców. Drugi, dotyczący dzieci o rok starszych, zezwala na wymianę zestawów minerałów na dodatkowe punkty. Nie wiem, jaką różnicę stanowi te dwanaście miesięcy, ale jest to zapewne granica umowna.

Przy Minerałach bawić się mogą nawet całe rodziny (liczba graczy wynosi od dwóch do pięciu), także z ewentualną pomocą starszych graczy nie powinno być problemu. Nawet zapracowani rodzice znajdą czas na partyjkę lub dwie, zwłaszcza, iż przeciętny mecz potrafi wyłonić zwycięzcę już po pół godzinie. Jeśli powyższe argumenty nie przekonały was do tego małego dzieła sztuki wśród planszówek, pozwolę sobie zacytować koleżankę geolożkę, z którą ogrywałem Minerały: „Bardzo spoko gra, a jako kobieta mogę Ci powiedzieć, że jest naprawdę śliczna.”

Piękno tkwi w prostocie. „Minerały” – recenzja gry planszowej

 

Tytuł: Minerały

Liczba graczy: 2-5

Wiek: 8+

Czas rozgrywki: 30-45 minut

Wydawnictwo: IUVI Games

 

 

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu IUVI Games, więcej o grze przeczytacie tutaj:

Piękno tkwi w prostocie. „Minerały” – recenzja gry planszowej

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Podsumowanie: Gra planszowa, którą można powiesić na ścianie i traktować jako dzieło sztuki. Byłby to jednak spory błąd – ominie was wtedy wiele świetnych rozgrywek ze znajomymi lub rodziną.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Podsumowanie: Gra planszowa, którą można powiesić na ścianie i traktować jako dzieło sztuki. Byłby to jednak spory błąd – ominie was wtedy wiele świetnych rozgrywek ze znajomymi lub rodziną.Piękno tkwi w prostocie. „Minerały” – recenzja gry planszowej