Pechowy pociąg. „To jest napad!” – recenzja gry

-

Wygodnie jedziesz sobie koleją, spodziewając się sporych zysków z przewożonego ładunku. Powolnymi ruchami przewracasz strony gazety, śledząc polityczne nowinki. Nagłe strzały wyrywają cię z zamyślenia. Wzdychasz ciężko i zaczynasz liczyć straty. Przyzwyczaiłeś się już. Jedyne, co cię zastanawia, to która to banda tym razem.

Nowa karcianka od wydawnictwa Nasza Księgarnia przeniesie nas na niebezpieczne prerie Dzikiego Zachodu. Będziemy reprezentować bandę wyjętych spod prawa rabusiów, szukających łatwych pieniędzy w przepastnych wagonach kursujących pociągów. Pozycja zapowiada się na szybką, lekką i przyjemną rozrywkę. Jak sprawdza się w akcji?

Pechowy pociąg. „To jest napad!” – recenzja gry

Elementy napadu

Gra trafia do naszych rąk w małym pudełku, ozdobionym ładnymi ilustracjami Mariusza Gandzela. W środku znajdziemy instrukcję, żeton gracza rozpoczynającego oraz siedemdziesiąt osiem kart. Dzielą się one na talie band oraz wagonów. Te pierwsze są cztery, po jednej dla każdego gracza. Różnią się tylko grafikami i nie zapewniają żadnych zmian w rozgrywce. Trochę szkoda, ponieważ z pewnością zwiększyło by to regrywalność. Dostępne bandy to kowboje, Meksykanie, dezerterzy i Indianie. Same grafiki są ładne i cieszą oko, prezentując naszych kolorowych bohaterów.

Instrukcja jest prosta, dobrze napisana i czytelna. Doskonale spełnia swoją rolę i nie pozostawia niejasności.

Pechowy pociąg. „To jest napad!” – recenzja gry

Rączki do góry!

Przygotowanie do gry jest niezwykle proste i szybkie. Karty wagonów dzielimy na trzy stosy, według tego, co przewożą. Przed tymi stosami kładziemy kartonik lokomotywy, która jest tylko wizualnym smaczkiem. Następnie każdy gracz wybiera bandę, tasuje jej talię i dobiera pięć kart do ręki. Po ustaleniu pierwszego gracza, można rozpocząć napady.

Poszczególne rabunki stanowią rdzeń rozgrywki w sześciu identycznych rundach. Każda z nich dzieli się na kilka faz. Najpierw do lokomotywy doczepiamy trzy kolejne wagony. Następnie każdy z nas po kolei deklaruje jedną z akcji: wysyła bandziora z ręki do napadu, bądź pasuje. Jeżeli zdecyduje się na tę pierwszą opcję, musi wybrać wariant bandyty, każda karta bowiem składa się z dwóch części w różnych kolorach, symbolizujących typ wagonu, na jaki przyjdzie mu napaść. Mamy do wyboru atak na złoto, dolary i dynamit. Nie ma żadnego znaczenia, jaki rodzaj wybierzemy. To służy tylko do mechanicznego rozdzielenia stosów. A trochę szkoda, bo widzę tu zmarnowany potencjał.

W momencie, gdy wszyscy spasują, następuje podliczanie siły band. Każda zagrana karta ma określoną wartość mocy. Wystarczy dla poszczególnych typów wagonów osobno zsumować te wartości. Zwycięzca zgarnia wszystkie karty w danym kolorze i „kitra”u siebie, a następnie odrzuca wykorzystanych wojaków. Wiadomo, muszą iść poświętować sukces. Pozostali gracze cofają swoich bandytów na rękę do ponownego użycia w następnych rundach. Remisy oznaczają, że nikt nie zdobywa danego ładunku.

Po zakończeniu szóstej rundy następuje sumowanie wartości zdobytych wagonów. Gracz z największym wynikiem zostaje zwycięzcą i może dumnie nosić tytuł Króla Złodziei.

Pechowy pociąg. „To jest napad!” – recenzja gry

Szefa Rzezimieszków. Naczelnego Rabusia.

Gra oferuje także dwa trudniejsze warianty, ale rozgrywka różni się tylko sposobem podliczania punktów. Zmienia się także trochę sposób patrzenia na wartości ładunków, ale nie robi to dużej różnicy. Powiedziałbym, że zwiększona trudność objawia się dopiero podczas liczenia punktów, kiedy dodatkowe warunki wywołują trochę zamieszania.

Szybkie pociągi w tej Ameryce

Rozgrywki To jest napad! są takie, jak powinny być prawdziwe napady. Szybkie. Poszczególne partie zajmują maksymalnie pół godziny, chociaż w dwie osoby trwały po kilkanaście minut, wliczając wytłumaczenie zasad.

Sama rozgrywka jest prosta i niezbyt angażująca. Nadaje się na luźne wykładanie kart w gronie znajomych, chociaż potrafiłbym wymienić kilka lepszych pozycji do tej roli, choćby stworzony w podobnym klimacie Bang!To jest napad! jakoś nie pozostawia też ochoty na rewanż i po zakończeniu partii duch rywalizacji trochę upada.

Pechowy pociąg. „To jest napad!” – recenzja gry

Niemniej gra jest przyjemna i dostarcza sporo zabawy. Planowanie swoich sił na przyszłe rundy daje okazję do pogłówkowania, zwłaszcza grając na trudniejszym wariancie. Karcianka spodobać się może zwłaszcza dzieciom, dla których prostota rozgrywki i działający na wyobraźnię klimat z pewnością stworzą atrakcyjne połączenie.

Próg wejścia jest naprawdę niski, pozwalając grać w szerokim gronie. Gra z pewnością nada się jako pierwsza karcianka dla osoby, która nie wie czy taki typ rozrywki jej odpowiada.

Pozycja skaluje się dobrze, w różnych gronach zabawa wygląda podobnie. Co do regrywalności, mam tu spory problem. Gra nie zachęca zbytnio do ponownego sięgania po nią. Emocji zbyt wielu nie ma, a sama rozgrywka szybko staje się schematyczna. Po kilku powtórzeniach zwyczajnie nudzi.

Cena tytułu nie jest wygórowana, więc warto go jednak kupić. Z pewnością będę po niego sięgał, gdy w odwiedziny wpadną dzieci i będę chciał je odciągnąć od elektronicznych źródeł dopaminy. Nasz mały portal do Dzikiego Zachodu zajmuje dodatkowo niewiele miejsca, toteż z pewnością zmieści się na legendarnym Kallaxie. Chyba.

Pechowy pociąg. „To jest napad!” – recenzja gryTytuł: To jest napad!

Liczba graczy: 2-4

Wiek: 10-110

Czas rozgrywki: 30 minut

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

 

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Nasza Księgarnia, więcej o grze przeczytacie tutaj:

Pechowy pociąg. „To jest napad!” – recenzja gry

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Szybka i prosta gra, nic specjalnego, ale potrafi wypełnić wolny czas w dobrym gronie.
Jakub Socała
Jakub Socała
Indywidualista, intelektualista, idealista, informatyk. Miłośnik Gothica, dobrej kuchni i eksperymentowania. Geek, nerd i kujon, co w domu wysiedzieć nie może.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Szybka i prosta gra, nic specjalnego, ale potrafi wypełnić wolny czas w dobrym gronie.Pechowy pociąg. „To jest napad!” – recenzja gry