Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Ostatniej nocy w klubie Telegraph do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu We Need YA.
Jakoś tak wyszło, że do tej pory nie miałam okazji czytać żadnej z młodzieżowych powieści z reprezentantami społeczności LBGTQ+ w rolach głównych. Ba!, w ogóle rzadko sięgałam po historie spod szyldu young adult. Nie potrafiłam jednak odmówić sobie lektury niedawnej premiery wydawnictwa We need YA, czyli Ostatniej nocy w klubie Telegraph autorstwa Malindy Lo. Skuszona zapowiedzią opowieści o chińskiej mniejszości w Stanach Zjednoczonych minionego wieku, zabrałam się za czytanie.
„Jesteś grzeczną małą Chinką, Lily.”[1]
Siedemnastoletnia Lily Hu na pozór nie wyróżnia się pośród rówieśniczek, uczy się dobrze, trzyma blisko przebojowej Shirley. Dorastając, zaczęła dostrzegać, że interesują ją nieco inne rzeczy niż przyjaciółkę. Nie pociągali jej koledzy czy przystojni aktorzy, nie marzyła o zamążpójściu ani dzieciach. Chciała polecieć w kosmos albo przynajmniej, jak ciotka, pracować w Laboratorium Napędu Odrzutowego, w którym opracowuje się technologie mogące w przyszłości takie podróże umożliwić. W szkole poznaje Kathleen Miller, dziewczynę o podobnych do siebie aspiracjach. Choć Shirley ostrzega ją, by trzymała się od niej z daleka, Lily zaczyna spędzać z Kath coraz więcej czasu. Czuje się wolna, zrozumiana, akceptowana. Nowa przyjaciółka budzi w niej także obce pragnienia oraz myśli – takie, które na pewno nie spodobałyby się jej mamie…
„Dziewczęta, na pewno trafiłyście pod właściwy adres?”
Ostatniej nocy w klubie Telegraph dotyka dwóch w miarę równoważnych wątków: sytuacji osób LGBT+ oraz statusu chińskiej mniejszości w San Francisco lat 50. XX wieku. O każdym z nich można by wiele napisać i szeroko dyskutować, ale postaram się skondensować przemyślenia poniżej.
Zaczynając od queerowego aspektu powieści: Ostatniej nocy w klubie Telegraph promowane jest jako historia o miłości dwójki dziewcząt, więc czytelnik od samego początku wie, czego się spodziewać. Jeszcze zanim na horyzoncie pojawi się Kath, narracja jasno daje do zrozumienia, że Lily pociągają „męskie kobiety” zwane także butches. Autorka nie spieszy się jednak i, zachowując wierność nieśmiałej osobowości swojej protagonistki, powoli wprowadza element romantyczny i z subtelną ekscytacją opisuje drobne interakcje pomiędzy bohaterkami. Dzięki temu nie miałam wrażenia, że ich relacja rozwija się zbyt szybko, a jednocześnie z zainteresowaniem ją śledziłam – chociaż wiedziałam, do jakiego końca zmierza.
Pozytywnie wypadają także opisy wycieczek Lily i Kath do tytułowego klubu Telegraph, lokalu dla lesbijek. Niepewność i swoisty strach odczuwane podczas pierwszego wyjścia są zrozumiałe, a ich ewolucja w miarę upływu czasu w swobodę – uzasadniona. Chociaż miejsce to pojawia się względnie późno i nie wraca zbyt często, okazuje się kluczowe dla rozwoju akcji, a wszystkie najważniejsze wydarzenia rozgrywają się właśnie w nim. Podobało mi się też, jak autorka opisała Telegraph, skupiając się raczej na jego klubowości niż queerowości.
„Musimy się skoncentrować na tym, by pokazywać się jako prawdziwie amerykańska rodzina.”
Ostatniej nocy w klubie Telegraph to jednak nie tylko romans, chociaż Lo poświęciła mu dużo miejsca. Równie ważny dla tej powieści jest kontekst społeczno-polityczny. Lata 50. XX wieku to bowiem okres czerwonej paniki, kiedy w Stanach Zjednoczonych rozgrzewały się antykomunistyczne zapędy, a wielu Chińczykom – szczególnie tym, którzy przyjechali do Ameryki nielegalnie po II wojnie światowej – mogła grozić deportacja za wspieranie komunistów w kraju ich pochodzenia. W opisanym w powieści Chinatown mieszkają zresztą osoby o najróżniejszych poglądach, więc widmo deportacji zdaje się czaić za każdym rogiem.
Autorka nie pominęła kwestii nierówności ras i płci. Lily Hu mieszka w chińskiej dzielnicy, trzyma się z chińskimi znajomymi i wychowywana jest na grzeczną, niesprawiającą problemów oraz niewyróżniającą się z tłumu Chinkę. Mimo to, protagonistka boi się przebywać nocą samotnie poza granicami swojej dzielnicy, bo słyszała o azjatyckich chłopcach pobitych z powodu swojej rasy. Choć dziewczyna nie pada ofiarą agresywnych rasistowskich zachowań, spotyka się z deprecjonującymi ją pytaniami. Choć nie zawsze zadane w złej wierze, sprawiają, że czuje się postrzegana jako obywatelka „innej” kategorii. Bez echa nie pozostaje także sposób traktowania kobiet, postrzegania ich wyłącznie przez pryzmat cielesności, wmawiania im konkretnego wzorca zachowania. Lily nie podobają się sztywne ramy konwenansu, w które powinna się wpasować. Im więcej czasu spędza z Kath – nieobciążoną ograniczeniami wynikającymi z azjatyckiego pochodzenia – tym odważniej je przełamuje, ale wciąż czuje na sobie presję oczekiwań rodzicielskich.
Żaden ze wspomnianych wyżej społecznych wątków nie jest prowadzony w sposób innowacyjny czy „zrzucający kapcie z nóg”, ale – poza podsuwaniem czytelnikom tematów do dyskusji, bo w niektórych aspektach niestety niewiele się zmieniło – stanowi ciekawe rozbudowanie świata przedstawionego i dopełnienie elementu romantycznego. To one napędzają akcję w pierwszej połowie powieści, kiedy Lily dopiero odkrywa swoją fascynację kobietami, oraz popychają fabułę ku słodko-gorzkiemu finiszowi.
„My, chińscy Amerykanie, przybyliśmy do nowego świata Stanów Zjednoczonych, by wraz z naszymi rodzinami rozpocząć nowe życie.”
Ostatniej nocy w klubie Telegraph zaskakuje dodatkami zawartymi pod koniec książki. Zamiast typowych podziękowań, w wydaniu znajdziemy sekcję „Od autorki”, w której Malinda Lo obszernie opisuje swoje inspiracje oraz przytacza konteksty historyczne, pozytywnie zaskakując zakresem i bogactwem przygotowań do napisania tej historii. Kilka słów nakreśliła też tłumaczka, Joanna Krystyna Radosz, uzasadniając kilka decyzji translatorskich. Osobiście żywo interesuję się zagadnieniem tłumaczenia literatury, więc z radością przeczytałam jej komentarze i sądzę, że każda z podjętych przez nią decyzji była słuszna, bo powieść czyta się naprawdę płynnie.
W książce nie brakuje miejsca także na bibliografię oraz, co chyba najciekawsze, pytania do tekstu! Po zakończeniu lektury możemy poświęcić jeszcze chwilę, by dłużej pozostać w San Francisco lat 50. i zastanowić się nad poruszonymi w powieści problemami. Nie wiem, czy to dodatek polskiego wydawcy, czy część oryginalnego tekstu, niemniej jestem nim zachwycona.
„Znałaś kiedyś… takie dziewczyny?”
Rozpoczynając lekturę Ostatniej nocy w klubie Telegraph, liczyłam na lekki i przyjemny queerowy romans. Ten faktycznie dostałam, choć został solidnie obudowany zagadnieniami kulturowymi. Uznaję to za atut omawianej tu powieści, bo dzięki umiejętnej mieszance wszystkich wspomnianych wyżej elementów lektura niesamowicie mnie wciągnęła. Zapewniła chwile radości, smutku i zwątpienia, pomogła mi dowiedzieć się nieco więcej na temat sceny queerowej minionego wieku (przynajmniej w jednym z miast Stanów Zjednoczonych), a co najważniejsze – przedstawiła mi historię młodej kobiety, która miała odwagę marzyć o czymś więcej, niż oferowało jej pochodzenie.
Autorka: Malinda Lo
Wydawnictwo: We need YA
Liczba stron: 458
ISBN: 9788367461283
Więcej informacji TUTAJ
[1] Wszystkie śródtytuły pochodzą z książki M. Lo, Ostatniej nocy w klubie Telegraph, Warszawa, 2022.