Szanse na sukces były niewielkie, ale…! „One Piece” – recenzja serialu

-

Bogactwo. Sława. Potęga. Król Piratów, Gold Roger, miał je wszystkie. Zostawił po sobie wielki skarb, One Piece, otwierając tym samym nową erę. Piraci z całego świata wsiedli na statki, by toczyć boje i zdobywać władzę. Złoty Wiek Piractwa! Jego słowa posłały w morze niezliczone rzesze. W pogoni na marzeniami, wszyscy oni zmierzali ku Grand Line.1

Niekończąca się podróż

Monkey D. Luffy marzy o jednym. Chce zostać Królem Piratów. By to osiągnąć, musi zdobyć owiany legendą skarb One Piece, ukryty przed wieloma laty przez Gold Rogera, największego korsarza, jakiego znał świat. Podczas tej niełatwej i na pewno niekrótkiej podróży, bohater napotka na drodze wiele niebezpieczeństw, ale także sympatycznych jednostek, które zapragnie wcielić do swojej załogi. Nie sposób bowiem żeglować samotnie.

Powyższy akapit to jedynie przysłowiowy czubek góry lodowej, bardzo ogólne przedstawienie historii powstającej nieprzerwanie od końcówki lat 90. XX wieku. Manga One Piece, stanowiąca początek tego wszystkiego, ukazuje się od 1997 roku i obecnie liczy sobie 1090 rozdziałów (w Polsce ukazuje się ona nakładem wydawnictwa J.P. Fantastica). Oparte na jej motywach anime emitowane jest od 1999, na chwilę obecną licząc sobie 1073 epizodów oraz kilkanaście filmów animowanych. Niemal dwie dekady po debiucie marki na japońskim rynku, w 2020 roku, potwierdzono, że Netflix zamówił aktorski serial na podstawie tej opowieści. I wreszcie niedawno, bo 31 sierpnia 2023 roku, obiecana produkcja ujrzała światło dzienne. Czy warto było czekać i dlaczego, moim zdaniem, tak?

one piece
Kadr z serialu One Piece / Netflix
Czyżby pierwsza udana aktorska adaptacja anime? – Klaudia

Choć anime oglądam od lat, za One Piece nigdy się nie zabrałam, więc niniejsza opinia spisana została z perspektywy osoby, która założenia cyklu zna jedynie z opowieści. Niżej oddaję jednak nieco miejsca osobie zaznajomionej z animowanym serialem.

Pierwszy odcinek aktorskiej adaptacji przybliża nam historię legendarnego skarbu One Piece. Zaraz potem poznajemy głównego bohatera, wspomnianego wcześniej Monkey D. Luffy’ego, i dowiadujemy się, że raczej nie będzie to historia zupełnie „na serio”. Produkcja wcześnie sygnalizuje, że owszem, kryje w zanadrzu niejeden trudniejszy wątek, ale nie obędzie się bez humoru i absurdu. Serial napisano tak, by nie dało się nudzić podczas seansu. Dzieje się dużo i szybko, tu i ówdzie pojawiają się retrospekcje przybliżające nam przeszłość najważniejszych postaci. Fabuła pozostaje nieskomplikowana i nie wymaga dużego skupienia, dzięki czemu seans idealnie nadaje się jako forma relaksu po ciężkim dniu.

One Piece w bardzo pozytywny, wręcz bajkowy sposób podchodzi do obranego sobie tematu. To nie Piraci z Karaibów, gdzie kapitan Sparrow i jego kamraci mają brudne paznokcie, a antagoniści wzbudzają strach czy obrzydzenie. Recenzowany serial ukazuje piratów jako zakręconych, schludnych, acz czasem ekscentrycznych poszukiwaczy przygód. Mam wrażenie, że kreacja Luffy’ego jako „pirata innego niż inni” – na co zwracają uwagę także postaci w serialu – próbuje ugrzecznić i w pewien sposób znormalizować obraną przez niego ścieżkę kariery oraz ukazać, że korsarze to ludzie tacy jak my. Tyle że pływający po morach i oceanach. I spędzający większość życia na pokładzie.

one piece
Kadr z serialu One Piece / Netflix

One Piece stawia na przygodę, rozrywkę i szerzenie uniwersalnych wartości (przyjaźń, wiara w marzenia, wytrwałość), co w połączeniu z nieepatowaniem przemocą i cierpieniem sprawia, że produkcja wydaje mi się odpowiednia także dla nieco młodszych widzów. Mimo że odcinki mają po około godzinie długości, nie odczuwałam znużenia i na jednym posiedzeniu łyknęłam pięć epizodów, ani na moment nie sięgając po telefon, co dobrze świadczy o zdolności utrzymania uwagi widza. Bez wątpienia duża w tym zasługa dynamicznej akcji i humorystycznych scenek czy dialogów, ale także barwnych postaci, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych.

Nie twierdzę, że psychologia bohaterów jest głęboka jak Rów Mariański, ale nakreślono ich na tyle sprawnie, byśmy mogli w nich uwierzyć i, co ważniejsze, chcieli im kibicować. Postaci mają swoje dramatyczne historie, które w ten czy inny sposób odbijają się na ich zachowaniu, ale żyją „tu i teraz”, pozwalają sobie na radość i marzenia. Nawet jeśli większość protagonistów dałoby się opisać za pomocą dwóch cech, nie stanowi to problemu podczas samego seansu, bo dobrze wpisuje się w tę bajkową konwencję.

Opierając się na obejrzanych w sieci fragmentach animowanego One Piece, uważam, że obsada została dobrana po prostu świetnie, a spece od charakteryzacji przeszli samych siebie, wspaniale oddając charakterystyczne cechy wyglądu postaci znanych z mangi czy anime. Iñaki Godoy to wręcz idealny Luffy, odpowiednio ekspresywny i głośny, a na dodatek wyraźnie zachwycony możliwością wcielenia się w tę postać (polecam niedługi wywiad na kanale Teen Vogue). Na ekranie zachwyca też Mackenyu (który grał chyba w połowie aktorskich adaptacji anime, jakie powstały) w roli charyzmatycznego Zora, łowcy piratów i kobiecych serduszek. Reszta Załogi Słomkowego Kapelusza – Emily Rudd (Nami), Jacob Romero (Usopp) i Taz Skylar (Sanji) – nie zwróciła aż tak dużej uwagi, chociaż zdecydowanie nie odstawała od wspomnianej dwójki. Jestem też pod wrażeniem postaci drugoplanowych, ze szczególnym uwzględnieniem klauna Buggy’ego, który wydawał mi się wręcz wyjęty z jakiejś animacji, oraz emanującego chłodem lokaja Kuro z niemal niezachwianą miną pokerzysty.

one piece
Kadr z serialu One Piece / Netflix
Słów kilka od osoby znającej anime One Piece – Bartek

Romance Dawn czyli sam początek przygody to, moim zdaniem, dość osobliwy fragment historii. Z jednej strony zawiera kilka niesamowicie ikonicznych momentów, dzięki którym wiele osób dało się wciągnąć w tę serię, a z drugiej ma pewne głupotki i dziwactwa. Sam pamiętam, że kiedy zaczynałem moją przygodę z anime, niesamowicie irytował mnie sposób bycia Luffy’ego, wykrzykiwanie wszystkiego i mało przekonujące zachowania postaci. A jednak się wciągnąłem, tak samo jak załoganci Going Merry dali się przekonać do współpracy pod banderą Słomkowego Kapelusza. Serial Netflixa postarał się oddać tę samą magię, która sprawiła, że samemu chciało się wyruszyć na Grand Line. Adaptacje anime do wersji aktorskiej generalnie nie mają łatwo, bo jednak animacja to dość specyficzne medium, ale jak widać, nadzór Eiichirō Ody sprawił, że dostaliśmy naprawdę dobry serial.

Trzeba oczywiście przyznać, że niektóre momenty charakterystyczne dla anime czy mangi, jak chociażby wspomniane wcześniej krzyczenie czy czasem absurdalne zachowania, potrafiły wywołać zgrzyt zębów. Również braki w budżecie, widoczne przede wszystkim w kostiumach czy rekwizytach (scena rozpadających się katan Zora wygląda, jakby robił ją stażysta), potrafiły dość mocno wybić z immersji w tym świecie. Jednak serial udowadnia, że odpowiednio dobrani aktorzy i wierność materiałowi źródłowemu to przepis na sukces tego typu produkcji. Momenty, które miały wywołać łzy, to właśnie robiły. Relacja Garpa z Luffym wywoływała uśmiech. Antagoniści reprezentowali faktyczne przeszkody i zło. Czuć, że włożono w tę adaptację mnóstwo serca i pracy, a nam, fanom, pozostaje liczyć na to, że ewentualna kontynuacja przyniesie więcej epickości i jakości. Nic, tylko czekać!

Podsumowanie

Twórcy, pod czujnym okiem autora mangi One Piece, Eiichirō Ody, stworzyli naprawdę dobrą, wciągającą adaptację, która trafiła zarówno w gusta moje – osoby nieznającej oryginału – jak i widza animowanego cyklu. Podeszli do materiału źródłowego z szacunkiem, nie próbując na siłę czynić go poważniejszym czy bardziej cool. Nawet jeśli tu i ówdzie da się wypatrzeć pewne niedociągnięcia budżetowe, nie wpłynęły one znacząco na moją ocenę tej produkcji. Czekam na więcej!


1Narracyjne otwarcie anime One Piece w luźnym przekładzie opartym na angielskiej wersji dostępnej na One Piece wiki (https://onepiece.fandom.com/wiki/Opening_Narration), dostęp 2 września 2023.

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

„One Piece” to naprawdę przyjemne zaskoczenie: udana adaptacja kultowego anime, w której odnajdą się nie tylko fani oryginału.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„One Piece” to naprawdę przyjemne zaskoczenie: udana adaptacja kultowego anime, w której odnajdą się nie tylko fani oryginału.Szanse na sukces były niewielkie, ale…! „One Piece” – recenzja serialu