Wyobraźcie sobie, że mieszkacie na Marsie, jesteście uwielbianym przez tłumy gościem od prezentacji pogody i nagle do waszych drzwi pukają agenci Marsjańskich Służb Specjalnych. Dowiadujecie się, że podejrzewają was o atak terrorystyczny, który zabił miliardy ludzi na Ziemi. Ale wy nic nie pamiętacie, nie wiecie, o co chodzi. Tak, w ogromnym skrócie, można streścić tom 1 Weathermana.
Pędzimy dalej
Pierwszy tom cechował się szaleńczym tempem narracji, bogactwem kolorów i ciekawym wątkiem dotyczącym życia głównego bohatera. Wizualnie można było doszukać się podobieństw do wydanych przez Non Stop Comics albumów takich jak Tokyo Ghost czy Oblivion Song. Muszę przyznać, że byłem zauroczony początkiem historii Nathana: interesujący motyw przewodni, postaci mają w sobie to coś. Przede wszystkim jednak zachwyciły mnie ilustracje – zwariowane, pełne detali i kolorów. Szybka i wartka akcja porwała mnie niczym nurt rwącej rzeki.
Otwierając drugi tom, od razu wiedziałem, że lecimy dalej na tych samych warunkach. Bez zbędnych wstępów czy dłużyzn, czytelnik rzucony jest w wir wydarzeń. Nathan Briggs nadal nie może uwierzyć, że był wplątany w jakiś spisek przeciwko ludzkości i brał udział w ataku terrorystycznym. Nic nie pamięta, zna tylko swoje aktualne, celebryckie życie. Na szczęście umysł, wraz ze wspomnieniami, które mogą wyjaśnić, co się wydarzyło, jest zapisany na dysku komputera. Agenci Marsjańskich Służby Specjalnych i główny podejrzany udają się zatem na Ziemię w jego poszukiwaniu. Na planecie okazuje się, że ci, którzy przeżyli, są mocno doświadczeni przez los.
W tym szaleństwie jest metoda
The Weatherman to komiks czerpiący garściami z filmów czy książek. Ogląda się go trochę jak teledysk na kanale muzycznym. Wszystko pędzi, kolory przytłaczają, nagłe przeskoki w fabule zaskakują. Cały czas miałem wrażenie, że autorzy są pod wpływem środków psychoaktywnych i tworząc, nawet na sekundę nie trzeźwieją.
Czasami możemy czuć się przytłoczeni tym, co widzimy. Nadmiar bodźców wizualnych, słowotoki głównego bohatera i mocne, jaskrawe kolory, tego jest po prostu za dużo. Ja natomiast jestem tym sposobem narracji zachwycony. Lektura tej serii to jazda bez trzymanki, która wciąga i niezwykle bawi.
Przepiękna forma
Album jest niezwykle bogaty wizualnie – ilustracje są bardzo szczegółowe i pełne kolorów. Czasami odnosi się wrażenie, że ogromnego przepychu. Mimo to, forma zachęca do przewrócenia kolejnej strony. Za oprawę graficzną odpowiada Nathan Fox, a patrząc na jego inne prace mam wrażenie, że zaangażował się w tę serię bezgranicznie, jednocześnie pozwalając sobie na odważne rozwiązania. Na szczególną uwagę zasługują okładki poszczególnych albumów, przypominające plakaty reklamujące koncerty znanych zespołów rockowych.
Jak to się skończy?
Sposób prowadzenia historii przez Joedy’ego LeHeupa jest bardzo interesujący. Komiks, który rozpoczyna się dość lekko i frywolnie, z czasem dotyka coraz poważniejszych tematów. Z jednej strony przeczuwamy, w jakim kierunku będzie rozwijać się fabuła, z drugiej: ostatni kadr omawianego tomu zaskakuje i powoduje masę pytań o ciąg dalszy. Bardzo lubię być wybijany ze schematów myślowych. Mam nadzieję, że dalsze tomy serii The Weatherman, utrzymają ten wysoki poziom.
Wrażenia
Mam pełną świadomość, że The Weatherman nie jest komiksem dla każdego. Specyficzna kreska, fabuła gnająca niczym stado mustangów i temat, który nie wszystkim przypadnie do gustu. Niemniej jednak zachęcam was do sięgnięcia po tę serię i zanurzenie się w świecie wymyślonym przez Joedy’ego LeHeupa. Być może, tak jak ja, zostaniecie porwani przez historię i zauroczeni wykreowanym settingiem wydarzeń. Ja nie mogę doczekać się kontynuacji i mam nadzieję, że wydawnictwo Non Stop Comics nie każe nam czekać zbyt długo na kolejny tom. Jeśli lubicie zwariowane, szybkie historie, oraz nieobcy wam klimat sci-fi, to bardzo polecam wam oba albumy z serii The Weatherman.
Tytuł: The Weatherman. Tom 2.
Scenariusz: Joedy LeHeup
Ilustracje: Nathan Fox
Liczba stron: 208
Wydawnictwo: NON STOP COMICS