Przyjaciółka. Ten wyraz kojarzy nam się zazwyczaj z osobą, wyciągającą do nas zawsze pomocną dłoń, która nas wysłucha i wesprze dobrym gestem czy też słowem. Nie przychodzi nam do głowy, iż może ona być do szpiku kości zła, że pragnie nas jedynie wykorzystać, by osiągnąć własne korzyści, nawet te największe. W takiej sytuacji zostaje postawiona Stephanie, bohaterka Zwyczajnej przysługi.
Zrobisz coś dla mnie?
Stephanie i Emily. Dwie idealne panie domu, które skrywają swoje mroczne tajemnice. Zapoznają się ze sobą dzięki swoim synom. Ich relacja ewoluuje. Jedna z nich nie spodziewa się, że gra w codziennym życiu Emily jedynie rolę marionetki, zaś druga jest pozbawioną empatii istotą, dla której najważniejsza rzecz to fakt, by właśnie ona była najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie zważa na uczucia innych. Co się stanie, kiedy jedna poprosi o przysługę, zaś druga zniknie bez śladu?
Ona – zdradza i uważa się za idealną
Od początku nie polubiłam Stephanie. Czytelnik może w łatwy sposób odebrać ją jako milutką osobę, będącą w stanie zrobić dosłownie wszystko dla drugiej persony, byle ta ją pochwaliła i poklepała po plecach. Jednak ukrywa mroczną tajemnicę. Nie jest taka święta, za jaką uchodzi. Szybko zaczyna irytować, i to bardzo, fakt, iż Stephanie na każdym kroku krytykuje Emily (oczywiście od razu dodając, że i tak jest jej przyjaciółką), zaś siebie uważa za nieskazitelną. W filmie zostało to zupełnie inaczej ukazane, można powiedzieć, że nawet twórcy zatarli to złe wrażenie o Stephanie, nie pokazując tego, jak zachowywała się w przeszłości.
Od razu polubiłam Emily. Mimo tego, że wydawała mi się ona być osobą, którą spotkawszy gdzieś na ulicy, starałabym się jednak jak najszybciej minąć i nie nawiązywać z nią nawet kontaktu wzrokowego, a co dopiero rozmowy. Jest za to pewna swoich decyzji, co może niektórych mierzić, bowiem nie zważa na uczucia innych, dla niej najważniejszy okazuje się los jej oraz syna. Przez całą powieść zastanawiałam się, po co w ogóle związała się z Seanem, skoro na każdym kroku powtarza, że go nie kocha. Nadal tego nie rozumiem. Postępowania mężczyzny również. Gdy Emily jest przy nim, okazuje jej swoje uczucia, karmi serdecznymi słowami, że kocha i pragnie, a gdy bohaterka znika, wcale się tym nie przejmuje. Idealnie pokazano to zarówno w filmie, jak i książce Darcey Bell – facetowi jest wszystko jedno, która z kobiet tak naprawdę trwa przy jego boku, ważne, by jakakolwiek przy nim trwała.
Płynąć niczym przez morza i oceany
Autorka dysponuje naprawdę lekkim stylem i stosuje zdania o bardzo prostej budowie. Czasem ma się wrażenie, że o zbyt prostej. Z tego względu na początku ciężko się wciągnąć w akcję. Poza tym ja oglądałam najpierw film, więc przy lekturze nie miałam już własnych wyobrażeń danych bohaterów, a jedynie obrazy stworzone przez reżyserów produkcji. To też trochę psuło przyjemność płynącą z czytania. Dobrym pomysłem było podzielenie książki na kilka części, stanowiących kolejne etapy opowiadanej historii. Poza tym autorka postanowiła oddać głos kilku bohaterom, tym najważniejszym. Dzięki temu czytelnik ma szerszy ogląd na to, co motywowało ich do takich, a nie innych działań. Poza tym ciekawym aspektem okazały się rozdziały, w których zostały zamieszczone posty z bloga Stephanie. Te elementy sprawiały, że powieść znacznie szybciej się czytało.
Film vs książka
W tym przypadku napiszę, że film okazał się lepszy niż powieść. Akcja bardziej wciągała, a fakt, iż twórcy postanowili dodać do niego kilka żartobliwych smaczków, sprawił, że widownia śmiała się przez łzy. Nie uświadczy się tego przy lekturze Zwyczajnej przysługi. W powieści prawie nie ma akcji, została ona rozwleczona do granic możliwości. W pewnym momencie czytelnik dochodzi do wniosku, jedynego słusznego, iż męczy się nad tą książką do końca, bo pragnie się dowiedzieć, jak wygląda jej finał . A kiedy już dochodzi do tego ważnego momentu… pojawia się rozczarowanie. Przyznam szczerze, że gdybym najpierw sięgnęła po powieść, to nie zdecydowałabym się potem na obejrzenie filmu. I popełniłabym ogromny błąd. Produkcja okazała się genialna, zaś zakończenie wbijało widza w fotel. O książce można napisać, iż jedynie w pewnym stopniu zdumiewa, zachowaniem bohaterów i ich motywami postępowania.
Rozczarowanie…
Zwyczajna przysługa miała potencjał, który został świetnie wykorzystany w wersji filmowej. Książka zaś nudzi, niekiedy wciąga, lecz w przeważającej części po prostu czytelnik zastanawia się, jak to wszystko się skończy i tylko dlatego brnie dalej. Moim zdaniem lepiej zobaczyć świetnie skonstruowany, można by rzec, że wręcz misternie, obraz niż przeczytać powieść, którą po przebrnięciu oceni się jako coś gorszego, na co straciło się sporo czasu.
Jesień sprzyja czytaniu kryminałów. Zajrzyjcie na stronę Virtualo, gdzie znajdziecie całkiem sporo ebooków.
Recenzja powstała we współpracy z Virtualo.
Tytuł: Zwyczajna przysługa
Autorka: Darcey Bell
Rozmiar: 1,54 MB
Wydawnictwo: Świat Książki