Niewyraźna miłość od pierwszego wejrzenia. „Miejsce dla kochanków” – recenzja mangi

-

Obejrzałem ostatnio filmik, w którym przystojny pan w drogim i dobrze skrojonym garniturze zachęcał ludzi do podjęcia zmian w ich życiu. Powtarzał, że „należy wyjść ze strefy komfortu” – postanowiłem posłuchać tej rady, jednak zacząłem powoli. Ja, już prawie trzydziestoletni facet, fan powieści kryminalnych oraz fantastyki, zgłosiłem się do recenzji mangi shojo.

I to takiej, która powstała czterdzieści lat temu.

Nie „co”…

Nie miałem większego pojęcia o mangace Chiho Saito, ponieważ  jej twórczość nie jest w naszym kraju przesadnie znana – choć niektórzy kojarzą prawdopodobnie Rewolucjonistkę Utenę, która też do najmłodszych nie należy. Poza tą serią, na polskim rynku możemy znaleźć jedynie Wicehrabiego de Velmont oraz właśnie Miejsce dla kochanków. Wszystko, rzecz jasna, to tytuły z kategorii shoujo/josei, a więc, pisząc delikatnie, nie jestem ich docelowym odbiorcą. Ale przecież nie znaczy to, że nie mogę recenzować nic z tego gatunku.

Zamierzam nawet ostrzec was przed zbyt szybkim osądem: każdy z nas był kiedyś nastolatkiem (przynajmniej tak zakładam) i miał problemy odpowiednie dla tego właśnie wieku. Pierwsze zauroczenie, miłość, uczucia, których się nie rozumie, kwestia akceptacji siebie i swoich wad, relacje z rodziną… Nie będę krytykował poruszanych tu tematów tylko dlatego, że z racji swego wieku patrzę na nie już inaczej. Są prawdziwe dla wielu osób, a przede wszystkim dla samej autorki, która w chwili ich powstawania dopiero zbliżała się do osiemnastych urodzin.

…lecz „jak”

Tomik zawiera trzy historie (jedną dłuższą, dwie bardzo krótkie) i moje niezadowolenie nie dotyczy na treści, lecz formy jej podania. Wiem, czym wizualnie charakteryzuje się gatunek shoujo/josei: duże kadry z niewielką zawartością, często skupiające się na postaci i ignorujące tło, zbliżenia na twarze bohaterów targane emocjami i tak dalej. Pamiętam także, że nie mogę porównywać dzisiejszych mang do jednych z pierwszych dzieł nastolatki dorastającej w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Ale nawet biorąc to wszystko pod uwagę, współczesny czytelnik najprawdopodobniej z rozbawieniem będzie spoglądał na kolejne kadry: przerysowane gatunkowo do granic możliwości. Tło zazwyczaj po prostu nie istnieje, jakby ktoś o nim zapomniał. A jeśli już pojawia się, to nierzadko niedokończone, jakby rysowane w pośpiechu. Twarze postaci potrafią wypełnić całą stronę, choć próżno szukać na nich szczegółów – a emocje bohaterów można odczytać wyłącznie dzięki łzom lub uśmiechowi. Ponadto autorka, chcąc podkreślić dramaturgię danej sceny, często obniża jej wyrazistość. Wygląda to wtedy na pośpieszny szkic, oddany przez pomyłkę do druku – dodatkowo przeszkadza to odróżnieniu od siebie poszczególnych postaci.

miejsce dla kochankowWróćmy do „co”

Nad treścią, tak jak pisałem wcześniej, nie zamierzam się pastwić. Ot, dylematy nastoletniej dziewczyny: chodzi do szkoły, zakochuje się w synu swojej cioci, znajduje pierwszą pracę, pomaga chorej mamie, boryka się z problemami rodzinnymi, martwi o egzaminy… Prawdopodobnie wciąż zastanawiacie się nad fragmentem z kuzynem jako obiektem westchnień. Cóż, żaden z bohaterów przedstawionych w mandze, począwszy od samych zainteresowanych, poprzez ich rodziców, a kończąc na kolegach z klasy, nie ma z tym problemu. Zachodniego odbiorcę z pewnością ukłuje w oczy ta kwestia, ale Japonia to inny krąg kulturowy: zachęcam do własnego researchu, by poszerzyć wiedzę.

Wszystkie historie trzymają poziom godny shoujo, jednakże tytułowe opowiadanie Miejsce dla kochanków wyróżnia się dzięki swej złożoności. Z racji pokaźnej objętości, w tekście wyraźnie widać klasyczny podział na wstęp, rozwinięcie i zakończenie, mamy też szansę poznać lepiej kilka drugoplanowych postaci. Pojawiają się poboczne wątki, dopełniające główną fabułę i zdarzenia w nich, które oddziałują na głównych bohaterów. Choć ani przez chwilę nie zwątpiłem w pozytywny finał, do końca kibicowałem miłości dwójki protagonistów.

Czemu nie?

Parafrazując pewnego szczura z pasją do gotowania: „czytać shoujo może każdy, chociaż nie każdy powinien”. Jeśli już zapomnieliście, jak wyglądały wasze problemy podczas bycia nastolatkiem, wyparliście ten okres ze swej świadomości oraz często powtarzacie teksty o beznadziejności dzisiejszej młodzieży – dajcie sobie spokój z lekturą. Nie znajdziecie tu nic poza rozterkami i uczuciami młodych ludzi, którzy poznają świat i nie wiedzą do końca, jak się w nim odnaleźć. Ale wszystko, rzecz jasna, dobrze (mniej lub bardziej) się kończy – co wrażliwsi być może uronią po drodze łezkę wzruszenia?

Gdyby tylko obwoluta nie była tak wściekle różowa, tomik nie rzucałby się w oczy, stojąc na mojej półce.

miejsce dla kochankow

 

Tytuł: Miejsce dla kochanków

Autor: Chiho Saito

Liczba stron: 370

Wydawnictwo: J.P. Fantastica

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Godny reprezentant swego gatunku, właściwie jedno z pierwszych dzieł definiujących shoujo mangi. Lektura nie tylko dla nastolatek marzących o pierwszej miłości! Choć, nie oszukujmy się, przede wszystkim dla nich.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Godny reprezentant swego gatunku, właściwie jedno z pierwszych dzieł definiujących shoujo mangi. Lektura nie tylko dla nastolatek marzących o pierwszej miłości! Choć, nie oszukujmy się, przede wszystkim dla nich.Niewyraźna miłość od pierwszego wejrzenia. „Miejsce dla kochanków” – recenzja mangi