Niewolnictwo ulepszonych w „Sadze Księżycowej” Marissy Meyer

-

W 1942 w opowiadaniu Zabawa w berka Isaac Asimov wyłożył trzy obowiązujące roboty prawa: nie mogą skrzywdzić człowieka, muszą być mu posłuszne oraz są zobowiązane chronić samego siebie, jeśli nie stoi to w sprzeczności z dwoma poprzednimi zapisami. Wiele fikcyjnych robotów i maszyn zostało zaprogramowanych do podążania podobną ścieżką, do pełnienia wobec swoich twórców roli nie tyle podrzędnej, co wręcz służalczej czy też, innymi słowy, niewolniczej.

Takie zachowanie idealnie pasuje do człowieka, który sam siebie mianował przecież koroną stworzenia oraz przyznał sobie prawo do rozciągnięcia nad nim władzy. Nic więc dziwnego, że podobny los zgotowałby skonstruowanym przez siebie sztucznym inteligencjom. W końcu są „sztuczne”, prawda? Czemu miałyby więc mieć takie sama prawa, jak „naturalni” i „organiczni”?

To w ogóle bardzo ciekawa i dość rzadko podnoszona w przypadku rozmów o fantastyce naukowej kwestia, ostatnio przypomniana dzięki temu, co w Solo (2018) spotkało droidkę L3. Jest to bohaterka walcząca o emancypację robotów, obdarzona nie tylko inteligencją, ale również wyraźnie charakteryzującą się samoświadomością widoczną właśnie w jej pędzie do uzyskania niezależności oraz wolności. Wprowadzona do franczyzy Gwiezdnych wojen mogłaby wnieść sporo pozytywnych wątków, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę kraj pochodzenia tych filmów, analizując podnoszone od czasu do czasu wątpliwości związane z portretowaniem w nich droidów. Zbyt bowiem mocno przywodzą one na myśl niewolników, na których cierpieniu obecne Stany Zjednoczone budowały swoją dzisiejszą pozycję. L3 posiadała potencjał wniesienia jakiejś głębszej treści do, skądinąd, lekkiej, awanturniczej przygodówki – niestety pod koniec produkcji zostaje właściwie za swoją wywrotowość ukarana i relegowana do roli służenia człowiekowi w sposób, jeśli pod uwagę weźmiemy głoszone przez nią postulaty, wyjątkowo okrutny. W jej przypadku mamy więc do czynienia tak z kwestią niewolnictwa, nawołuje wszak do emancypacji, ale również genderową – nie bez powodu L3 kodowana jest w filmie jako kobieta, a nie pozbawiona płci maszyna.

Obie te kwestie ujawniają się również w innej baśni, snutej za pomocą innego medium, kierowanej do innych odbiorców oraz w zupełnie odmienny sposób wykorzystującej istniejące w kulturze storytellingowe archetypy, mianowicie w Sadze księżycowej Marissy Meyer. Chociaż bowiem autorka ta w sposób twórczy przepisuje znane nam historie – kolejno: Kopciuszka, Czerwonego Kapturka, Roszpunkę oraz Królewnę Śnieżkę – osadzając je w futurystycznym świecie, nie omieszkała poruszyć poważniejszych kwestii związanych z uprzedzeniami, dyskryminacją oraz wyzyskiem.

Zniewolenie z przyszłości

Główną bohaterką otwierającej serię Cinder jest dziewczyna-cyborg, posiadająca sztuczną rękę, nogę oraz ulepszenia kory mózgowej i oczu. To ona okazuje się powieściową wersją Kopciuszka. W klasycznej baśni osierocona dziewczynka zostaje zmuszona przez macochę oraz dwie przyrodnie siostry do pełnienia funkcji służącej. Natomiast w wersji Meyer Cinder musi pracować na ich utrzymanie, zarabiając na targu jako mechanik, ale przede wszystkim jest własnością swojej powieściowej „macochy”.

Tak jak Asimovskie roboty czy gwiezdnowojenne droidy, tak cyborgi w Sadze księżycowej pozbawione są praw nie tyle je chroniących, co uznających za autonomicznych członków społeczeństwa. Tym samym stają się jedynie przedmiotami, które można kupić, posiadać i rozporządzać nimi podług własnego uznania. To, że cyborg ze swojej natury oznacza człowieka posiadającego różnego rodzaju implanty, a nie skonstruowanego przez ludzi androida, tylko dodaje przedstawionemu światu aury wrogości oraz opresji. Z drugiej strony w ten sposób Meyer całkiem dobrze odtwarza feudalne realia świata Kopciuszka, gdzie podział klasowy jest wyraźny, ostry oraz przez całą narrację niekwestionowany – nawet tego w Disneyowskiej adaptacji.

Androidy w Sadze są bardziej zróżnicowane: od maszyn wykonujących proste zadania związane ze sprzątaniem czy zbieraniem próbek, po bardziej złożone, autonomiczne sztuczne inteligencje, które wydają się posiadać samoświadomość oraz poczucie „ja”.

Wszystkie jednak traktowano w ten sam sposób co cyborgi – jako przedmioty, jakie w tym wypadku można dowolnie przeprogramowywać podług własnego uznania oraz potrzeb. Taki los spotkał „wadliwie” zaprogramowaną Iko (czyli nie tak, jak chciałaby tego macocha Cinder), androidkę, przyjaciółkę Cinder, swoim zachowaniem oraz komentarzami przypominającą raczej nastolatkę albo młodą kobietę niż zaawansowany program komputerowy. Pomimo jednak posiadania życia emocjonalnego – Iko kocha się w księciu, jak na porządną fangirl przystało, i jest zdecydowanie kochliwa – oraz osobowości, zostaje wyłączona przez swoją właścicielkę, a jej ciało rozebrane na części i rozsprzedane. Cinder udało się jedynie uratować chip z jej osobowością, a w drugim tomie Sagi, Scarlet, podłącza ją do statku Thorne’a, aby przejęła funkcję głównego komputera. Podobną scenę integracji świadomości androida z pojazdem znajdziemy również w przywołanym wcześniej Solo, z tą jednak różnicą, że tutaj proces ten ma być tymczasowy, a nie stały, niwelując także nieprzyjemną dla globalnej kultury popularnej tendencję do podporządkowywania bohaterom protagonistek.

W Scarlet Meyer po raz kolejny sugeruje nam, że androidka nie jest po prostu programem komputerowym – Iko, choć nie ma problemu z zaadaptowaniem się do nowej powłoki, nie okazuje się nią zachwycona, pragnąc posiadać raczej bardziej humanoidalne ciało. Chciałoby się aż zapytać, dlaczego sztuczna inteligencja, mogąca przybrać dowolny kształt oraz formę, tak mocno pragnie upodobnić się do człowieka, prawda? Pokazuje nam to wciąż obecny w świecie Meyer antropocentryzm oraz przekonanie, że to, co ludzkie, będzie lepsze (dlatego lepsza powłoka z dwiema nogami i rękoma niż na kołach, niezależnie od jej przydatności). Tym samym więc, po raz kolejny, autorka podkreśla, jak silnie w kulturze oraz tworzonych dla androidów oprogramowaniach są dewaluowane systemowo niespełniające człowieczych standardów formy.

Dehumanizacje

Odmawianie cyborgom praw, które zwyczajowo przypisuje się istotom inteligentnym oraz samoświadomym, pomimo wyraźnych poszlak, że takimi są, wyraźnie pokazuje, że androidy i cyborgi w świecie Cinder okazują się de facto nowym rodzajem niewolników, a ludzie ze swojej historii nie wyciągnęli żadnych wniosków. Dzisiaj – w przeszłości Sagi księżycowej – wiemy, jakie mechanizmy i zabiegi doprowadziły do tego, że ludzie zaczęli traktować innych przedstawicieli swojego gatunku po pierwsze jak swoją własność, a po drugie jako nie-ludzi, eksploatowanych tak samo, jak hodowane przez siebie na farmie zwierzęta. Najważniejszą rolę grała dehumanizacja, którą w późniejszych latach wykorzystywało wojsko w czasie wojen, jak i różne reżimy totalitarne, aby zmniejszyć empatię na krzywdy wrogów wśród swoich obywateli, żołnierzy czy bojówek. W skrócie rzecz ujmując, polega on na tym, że w ludziach wytwarza się przekonanie na temat tego, że określona grupa osób to „nieludzie”. Wspaniałym przykładem przebiegu tego procesu jest jedna z piosenek Disneyowskiej Pocahontas – wiem, zaskakujące, ale sami zobaczcie:

Ten utwór porusza jeszcze jeden bardzo ważny wątek w Sadze księżycowej – mianowicie lęk przed tymi, którzy nie są w stu procentach organicznymi ludźmi. I rzeczywiście w Cinder padają słowa, że takie a nie inne traktowanie cyborgów wynika ze strachu przed ich ulepszonymi ciałami. Mogą zrobić więcej (w domyśle: są silniejsi, a zatem groźniejsi), dlatego nie należy im się swoboda oraz pełnia praw. W jednej z początkowych scen Scarlet, główna bohaterka wybiera się do opuszczonego gospodarstwa, aby porozmawiać z Wilkiem – tajemniczym zapaśnikiem, którego podejrzewa o bycie zamieszanym w porwanie jej babci. Wiedziała, że odbywają się tam nielegalne pojedynki, ale nie to zaskoczyło ją najbardziej. W starej stodole, jak równy z równym, przebywają ludzie oraz różnej klasy cyborgi, nikt nikogo nie wytyka palcem, nie okazuje nieufności, te osoby po prostu przebywają ze sobą w jednym miejscu, razem. Pokazuje to dobitnie, że uprzedzenia do ludzi z ulepszeniami są już w czasie akcji Sagi głęboko zakorzenione w bohaterach, co objawia się właśnie w reakcji Scarlet, protagonistki całkiem racjonalnie podchodzącej choćby do kwestii Księżycowych, ale już nie do systemowo represjonowanej oraz prawnie niewolonej grupy.

Ale skąd się to wzięło?

Jakkolwiek mam sporo zarzutów co do kreacji świata Sagi księżycowej, wciąż zadziwia mnie to, jaką pozycję zajmują w niej cyborgi – zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że w XXI wieku wielu ludzi można już uznać za cyborgi. Aby ratować życie albo polepszać jego jakość,  od kilkudziesięciu lat wszczepia się przecież w ciała różne maszyny – jak choćby rozruszniki, płytki stabilizujące kości (zwłaszcza kręgosłupy), wprowadza standy do naczyń krwionośnych o zmniejszonej przepustowości. Nie wspominając już o protezach czy innego rodzaju elementach mających wspomóc poruszanie się czy prawidłową postawę. Pytanie, na które w dwóch pierwszych tomach Meyer nie odpowiedziała, brzmi: skąd więc wziął się ten lęk? Czy okazuje się pokłosiem wspominanej, ale nie omówionej ze zbytnią szczegółowością III wojny światowej, która zmieniła geopolityczny obraz świata? Nawet jeśli, jest to wyjaśnienie dość połowiczne i niesatysfakcjonujące. I czy rzeczywiście jako społeczeństwo bylibyśmy w stanie po doświadczeniach kolejnej wojny – totalnej, niszczącej oraz okaleczającej – redukować osoby, którym poprawiamy życie technologiami, do roli przedmiotów? Gdyż, niestety, społeczeństwo w Sadze nie różnicuje, czy ulepszenia są wynikiem fanaberii, czy operacji mającej ratować życie, jak w przypadku Cinder. Jedni i drudzy podlegają tym samym prawom oraz tym samym, wynikającym z lęku, uprzedzeniom.

Z jednej strony Cinder oraz Scarlet to po prostu nowe retellingi baśni, osadzone w przyszłości i nagięte na tyle, aby pasowały do stworzonych przez pisarkę realiów. Z drugiej, wyraźnie widać, że dość świadomie autorka wprowadziła w fabułę kwestie praw do samostanowienia poprzez zniewolenie cyborgów oraz wypływające z lęków uprzedzenia wobec tych, którzy wcale nie są największym zagrożeniem w tych powieściach, a mogliby pomóc w walce z Księżycowymi, biorąc pod uwagę fakt, że ich moce nie działają na cybernetyczne ulepszenia. Nadal jednak są to chyba najciekawsze zagadnienia poruszane przez tę, jakby nie patrzeć, całkiem przyjemną książkową serię. Pytanie, co czeka naszych bohaterów w Cress i Winter. A także, czy biorąc pod uwagę prawdziwą tożsamość Cinder, w świecie przedstawionym zmieni się coś w kwestii praw cyborgów i androidów?

 

Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

2 komentarzy

Popularne w tym tygodniu