Ku uciesze wszystkich otaku, kolekcja anime na Netflixie rozrasta się niemal z każdym miesiącem. Jedną z niedawno udostępnionych produkcji jest komedia romantyczna Romantic Killer, będąca adaptacją mangi o tym samym tytule, autorstwa Wataru Momose. To barwne połączenie często absurdalnego poczucia humoru z gagami typu poślizgnięć na skórce banana, z romansem skupiającym się na pierwszych licealnych miłościach, pod słodko-śmieszną warstwą lukru skrywa znacznie więcej poważnej treści niż można by początkowo przypuszczać.
Czy opowieść o Anzu Hoshino, nastoletniej singielce, bardziej niż na szkolnych romansach skupionej na grach video, czekoladzie i swoim kocie, której życie nagle wywrócone zostaje do góry nogami za sprawą czarodziejskiej różdżki miłosnej wróżki, warta jest waszej uwagi?
Przemek: Wreszcie mam okazję z kimś podyskutować o Romantic Killer. Odkąd skończyłem ostatni odcinek, wręcz rozsadza mnie chęć omówienia wielu przedstawionych tu wątków. A przyznam szczerze, niektórych twistów w ogóle się nie spodziewałem, nie mówiąc już o samej podstawie fabularnej… która to chyba tylko z pozoru wydaje się klasyczna, by nie napisać: „sztampowa”.
Paulina: Tak, to zdecydowanie jeden z tych seriali, które nie są tym, czym się wydają. Pod pozorem uroczej fabuły, ukazanej w pierwszym odcinku, im dalej w las, tym więcej znajdujemy zawiłości i ukrytych znaczeń. Zaskakujące, jak poznając historię, którą twórcy chcieli nam pokazać, przeszłam od stadium „o rany, co to jest…” do „jeżu złoty, ale jak to tak?!” A ten koniec! Muszę się zgodzić, po takim zakończeniu człowiek czuje silną potrzebę przedyskutowania tego i owego. To od czego zaczynamy?
Przemek: Od początku, czyli od wątku głównego: nastolatki, której to nadprzyrodzona siła musi pomóc jej znaleźć prawdziwą miłość. Na pierwszy rzut oka, nic odkrywczego – nie byłem zbyt optymistycznie nastawiony do tej serii, ale znalazłem tu poszukiwane tagi romantic oraz comedy w zestawie. Jednak już po kilku minutach seansu okazało się, że to nowy brylant wśród anime na Netflixie. W opisie, tłustymi literami, powinni podawać, że główna protagonistka jest geekiem i nie ma najmniejszej ochoty na głębsze uczucie – pragnie jedynie gier komputerowych, czekolady oraz swojego kota, Momoko. Nareszcie jakaś zabawa tak oklepaną konwencją!
Paulina: Szczerze mówiąc, mój optymizm szybko zgasł podczas pierwszego odcinka, choć oczywiście doceniłam fakt, że główna bohaterka jest geekiem, oraz jej niechęć do romansowania. Bo w końcu czy każda nastolatka musi marzyć jedynie o tym, by pójść na randkę z jakimś przystojniakiem? Jednak widziałam jedno: schematy, goniące schematy, i podejrzewałam już, jak to wszystko się skończy. Dodatkowo mocno przerysowane zachowanie głównej bohaterki irytowało mnie niezmiernie. ALE! No właśnie, ale jednak oglądałam dalej. Bo mimo wszystko coś było inaczej, a w końcu wkręciłam się do tego stopnia, że nawet nie wiem, od którego odcinka serial faktycznie mnie zauroczył. Tandetna seria young adult okazała się niezłą satyrą tego, jak postrzegane jest współczesne życie uczuciowe nastolatków, dodając do tego sporo bardzo ważnych tematów.
Przemek: Pełna zgoda, schematy typowej komedii romantycznej są wbudowane w fundament tego serialu, przełknąłem je jednak bez większego problemu. Podobnie zresztą jak nad wyraz ekspresyjną mimikę głównej bohaterki (w tym: momenty ewidentnie inspirowane kreską Jojo Adventure, które to niezmiernie mnie bawiły) czy świadomość nadciągającego finału, który na dziewięćdziesiąt dziewięć procent niczego nie rozwiąże. Ciężko określić konkretny odcinek, kiedy fabuła pochłonęła mnie bez reszty… Może były to delikatne mrugnięcia okiem twórców co do pierwszego z hipotetycznych wybranków dziewczyny zamkniętego w sobie Kazukiego? W jego przypadku dość szybko dało się wyczuć, że serial ten będzie miał drugie dno i pod pstrokatym płaszczem satyry postara się przemycić poważniejszą treść. Z zaskoczeniem (ale też ogromnym zadowoleniem) zauważyłem, że życie nastolatków zostało tu przedstawione bardzo… prawdziwie? Zwyczajnie? Nareszcie w anime tego typu mamy całkowity brak zbliżeń na kobiecy biust czy „przypadkowych” spotkań w łazience.
Paulina: Tak, to prawda! Oglądając, czułam to, te czasy kilka(naście) lat temu, gdy sama przeżywałam swoje pierwsze (i te drugie ;P) miłości. Zarówno jeśli chodzi o pozytywy – szkolne przyjaźnie, ploteczki z koleżankami, jak i negatywy: rywalizację między dziewczynami o chłopaków czy też inne koleżanki, presję otoczenia odnośnie tego, jakim powinno się być, co lubić, a czego nie, co robić w wolnym czasie, jakiej muzyki słuchać i oczywiście w co się ubierać, a także bycie obiektem tych ploteczek.
Romantic Killer porusza trzy ze wspomnianych wcześniej trudnych tematów. Pierwszy to presja otoczenia: rodziców, nauczycieli, rówieśników i starszych kolegów/koleżanek. Od najmłodszych lat narzuca nam się to, jak mamy się zachowywać, wpaja się, że musimy pasować do otoczenia i pod żadnym pozorem nie odstawać od reszty. Dziewczyny powinny być grzeczne, skromne, troskliwe i uczynne, a jednocześnie skupione na zdobyciu jak najlepszej partii. Tak jakby zostanie żoną idealnego chłopaka stanowiło naszym najważniejszy cel życiowy. Z tego wynikają dwa kolejne, poruszane w serialu, problemy: rywalizacja między dziewczynami. O uznanie wśród nauczycieli, rówieśniczek, płci przeciwnej. I plotkowanie, będące jednym z elementów owej rywalizacji. Plotki, często niezawierające w sobie nawet ziarna prawdy, potrafią dosłownie zniszczyć życie. Zwłaszcza nastolatkom, którzy przeżywają akurat trudny czas z racji zmian w swoim organizmie i zawirowań hormonów. Romantic Killer doskonale ukazał te trzy sprawy. Już ze względu na to uważam, że serial powinien obejrzeć każdy rodzic, nauczyciel i oczywiście – nastolatek.
Przemek: Ten serial to swego rodzaju pułapka, przynęta. „Chodź, obejrzyj sobie komedyjkę o nastolatkach i pierwszej miłości, pośmiejesz się, będzie fajnie! Patrz, jak głośno zachowuje się główna bohaterka, a czarodziej, który jej pomaga, ma kształt ziemniaka! A na dodatek dziewczyna musi zamieszkać nie z jednym przystojnym kolegą, ale dwoma, w małym mieszkaniu!”. Mam wrażenie, że twórcy chyba starali się zrobić na złość temu, kto zamówił u nich właśnie taką niezobowiązującą głupotkę. W pełni spełnili to życzenie, ale postawili sobie za punkt honoru pokazanie czegoś więcej, – zmuszenie do chwili refleksji. Bo choć nie płakałem podczas seansu (no dobrze, tylko raz zakręciła mi się łezka w oku), też nie zawsze się śmiałem. Nierzadko współczułem postaciom, martwiłem się, ba, nawet o nie bałem. Mniej więcej w połowie, Romantic Killer skręca w stronę komediodramatu, a widz wręcz zderza się nie tylko ze wspomnianym przez ciebie wątkiem pomówień, ale też stalkingu oraz wykorzystania seksualnego. Z ulgą stwierdzam, że kwestie te nie zostały w żadnym momencie zamienione w żart i potraktowano je bardzo poważnie.
Jednakże, by nie było tak kolorowo: po finale nabrałem nieco wątpliwości co do komediowego aspektu tej produkcji. Czy moglibyśmy dostać coś jeszcze lepszego, gdyby twórcy zrezygnowali z czarodzieja/ziemniaka bez zaimka osobowego oraz przerysowanych reakcji Anzu (głównej bohaterki)? Serial, który mógłbym śmiało polecać ludziom totalnie niezaznajomionym z anime? A może wtedy Romantic Killer stałby się czymś na miarę telewizyjnych szkolnych dram lub filmów produkowanych tylko po to, by nauczyciele mogli je włączyć nastolatkom na lekcji wychowania do życia w rodzinie?
Paulina: Cóż, ja bym się nie pogniewała na nieco mniej przejaskrawioną Anzu, ale czarodzieja ziemniaka niech zostawią, bo ta postać to złoto. I choć zazwyczaj jestem niewzruszona, tak… przyznaję się bez bicia, kilka razy łezki smutku czy wzruszenia spłynęły mi po policzku. Tak, jak napisałeś, twórcy w serialu zachowali równowagę i jasne granice między tym, z czego można żartować, co traktować z przymrużeniem oka, a przy jakich tematach należy zachować śmiertelną wręcz powagę.
Bez dwóch zdań Romantic Killer został napisany w sposób przemyślany, nie ma takiego momentu, który byłby przypadkowy lub niepotrzebny. Wszystko się ze sobą pięknie łączy, ukazując czasem bardzo dramatyczne rozwiązania niejasnych sytuacji. Co doskonale widać w wątku Kazukiego, gdzie jego zachowanie i podejście do innych sprawiają, że zbyt szybko ocenia się tę postać, która później okazuje się być chyba najbardziej złożona. Podobnie jest w przypadku przyjaciółki Anzu. Myślę, że to jedna z lekcji płynących z tej produkcji. Nie oceniaj innych, nie znając w pełni ich historii.
Przemek: Wracając więc może do początku naszej rozmowy, ten tytuł to nie tyle brylant, co nieoszlifowany diament. Piękny w swej złożoności i głębi, choć odbiór poszczególnych detali może się różnić, w zależności od odbiorcy. Z chęcią zobaczyłbym kolejny sezon, a skoro otrzymaliśmy po części otwarte zakończenie, to kto wie. Ale jeszcze szybkie pytanko na koniec: którego z chłopaków widzisz jako zwycięzcę tej niechcianej batalii o miłość? Komu kibicujesz?
Paulina: I tu jestem rozdarta, z jednej strony uwielbiam związki, gdzie przyjaźń przeradza się w miłość, bo tak było u mnie, a z drugiej… no proszę Cię, Kazuki jest cudownie nieidealny. No i nie zapominajmy jeszcze o naszym czarodzieju-ziemniaku. Kogo wybrać, komu kibicować, jeśli wskazać można tylko jednego wybranka dla Anzu? Chyba w tym momencie wygrywa ta nastoletnia ja i wybiera Kazukiego.
Przemek: Tak jest, Team Kazuki! Kamień spadł mi z serca.