Niecodzienny sojusz. „Liga Sprawiedliwości. Bez Sprawiedliwości” – recenzja komiksu

-

W październiku ubiegłego roku wydawnictwo Egmont wypuściło na rynek komiks, który zainteresować może osoby chcące rozpocząć swoją przygodę z najpopularniejszymi superbohaterami DC Comics. Jak Liga Sprawiedliwości. Bez Sprawiedliwości sprawdza się w roli tytułu startowego linii wydawniczej Uniwersum DC? O tym postaram się Wam opowiedzieć poniżej.
Nadciągające zagrożenie

Batman i spółka trochę namieszali, tworząc wyrwę w Ścianie Źródła pomiędzy multiwersami. Efektem ich działań jest przebudzenie się czterech potężnych sił – Entropii, Tajemnicy, Mądrości i Cudu. I może nie byłoby w związku z tym jakichś dużych problemów, gdyby nie fakt, że moce te przyjęły postać olbrzymów przerażającej wielkości. Swoistych bogów, którzy w perspektywie czasu stanowią ogromne zagrożenie dla naszej planety. Ale może po kolei.

Sojusz

Ziemię atakuje Brainiac, jeden z najpotężniejszych przeciwników Ligi Sprawiedliwości, a jednocześnie jedna z najinteligentniejszych postaci całego świata DC Comics. Szybko okazuje się, że posunięcie to jest tylko i wyłącznie pretekstem do ściągnięcia najważniejszych bohaterów jacy gościli na kartach komiksów wspomnianego wydawnictwa. W jednym miejscu zbierają się, między innymi: Batman, Superman, Wonder Woman, Flash, Cyborg, Martian Manhunter, Zatanna, Doctor Fate, Beast Boy, Starfire czy Harley Quinn. Żeby nie było nudno, to bohaterowie zostają podzieleni przez Brainiaca na cztery zespoły, a do każdego z nich dołącza niespodziewany towarzysz, bądź towarzysze, z panteonu antybohaterów i złoczyńców. Takim sposobem na przykład Batman musi współpracować z Deathstroke’iem i Lexem Luthorem, a Superman z Sinestro i Starro. Mieszanka iście wybuchowa. Wszystko po to, by uratować planetę Colu, która znajduje się na pierwszym miejscu w menu wspomnianych wyżej, zgłodniałych bytów. Plan doskonały, przygotowany przez Brainiaca, przestaje być aktualny w momencie, gdy mastermind całego przedsięwzięcia zostaje na stałe wykluczony z układanki. Takim sposobem bohaterowie stają się zdani tylko na siebie.

Od przybytku głowa nie boli

Za historię Bez Sprawiedliwości w teorii odpowiada aż trzech scenarzystów. Są nimi: Scott Snyder, James Tynion IV i Joshua Williamson. Jednakże nie da się ukryć, że pierwsze skrzypce gra tutaj Snyder, będący w ostatnich latach jednym z głównych budowniczych świata DC Comics. I da się to odczuć już od pierwszych stron komiksu, aż do jego zakończenia.

Jeśli miałbym określić fabułę dwoma słowami, to użyłbym tych – wybuchowy rollercoaster. Akcja pędzi tu na złamanie karku, prezentując całą gamę postaci i zwrotów akcji. To, co można by spokojnie rozpisać na kilkunastozeszytowy event, tutaj zostało skondensowane w czterech. Nie liczcie więc na jakiś rozwój postaci. Po prostu nie ma na to miejsca i czasu. Jednakże autorowi udało się oddać charakter poszczególnych bohaterów, a całość nie powoduje w czytelniku zagubienia. Nie wiem, jak to się Snyderowi udało, ale to wszystko po prostu ma sens i naprawdę dobrze się czyta.

Spektakularny rozpierdziel

Nad warstwą wizualną Bez Sprawiedliwości pracowało aż czterech rysowników – Francis Manalup, Marcus To, Riley Rossmo i Jorge Jimenez. W mojej opinii najsłabiej wypadł Rossmo, odpowiedzialny za zeszyt numer 3. Postacie jego autorstwa są po prostu pokraczne, czego najlepszym dowodem jest Wonder Woman, wyglądająca jak na sterydach i po nieudanej operacji twarzy. Jednakże dzięki zaprzęgnięciu do prac nad poszczególnymi zeszytami aż tylu artystów, wydawnictwu udało się uniknąć często spotykanych obsuw czasowych. Polaków to bezpośrednio nie dotyczy, jednak amerykański czytelnik powinien się z takich decyzji cieszyć.

Zmiany

Jednym z głównych powstania powstania tego komiksu, było stworzenie pomostu pomiędzy liniami wydawniczymi DC Odrodzenie a Uniwersum DC. Jest to również podbudowa pod start nowej Ligi Sprawiedliwości, za którą odpowiadać będzie nie kto inny, jak właśnie Scott Snyder. Pomimo tego, że akcja pędzi na złamanie karku, pojawia się multum postaci, brak tu czasu na wyjaśnienia, to uważam tę pozycję za udaną. Myślę, że nawet osoby, które nie mają na co dzień styczności z Ligą Sprawiedliwości (tak, jak na przykład ja), będą w stanie dobrze się bawić podczas lektury. Jest to bowiem solidna porcja superbohaterskiej rozwałki.

Niecodzienny sojusz. „Liga Sprawiedliwości. Bez Sprawiedliwości" – recenzja komiksuTytuł: Liga Sprawiedliwości. Bez Sprawiedliwości

Wydawnictwo: Egmont

Liczba stron: 144

ISBN: 9788328142855

Więcej informacji znajdziecie TUTAJ

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Scott Snyder przejmuje Ligę Sprawiedliwości i od razu wznosi ją na wyżyny superbohaterskiej rozwałki. To solidna lektura, wypełniona akcją, masą przeróżnych bohaterów i niespodziewanymi zwrotami akcji. Kwintesencja DC Comics, skondensowana w 144 stronach.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Scott Snyder przejmuje Ligę Sprawiedliwości i od razu wznosi ją na wyżyny superbohaterskiej rozwałki. To solidna lektura, wypełniona akcją, masą przeróżnych bohaterów i niespodziewanymi zwrotami akcji. Kwintesencja DC Comics, skondensowana w 144 stronach. Niecodzienny sojusz. „Liga Sprawiedliwości. Bez Sprawiedliwości" – recenzja komiksu