Nie taki Żenek straszny. „Zenek” – recenzja filmu

-

Wystawianie zaniżonych ocen tytułom, jakich wcale nie widzieliśmy, ale krytykujemy je dla zasady, nie jest zjawiskiem nowym. Dawno nie mieliśmy jednak w Polsce produkcji, która spotkałaby się z tak negatywnym przyjęciem jeszcze przed premierą. Bo TVP, nie TVN. Bo Zenek, nie Czesław. Bo disco polo, nie jazz. Tymczasem gdyby spojrzeć obiektywnie, to jest to naprawdę niezły film – zwłaszcza do pewnego momentu.
I – w przeciwieństwie do niektórych – nie robię sobie tutaj jaj.

W premierowy weekend tłumy pognały do kin, by obejrzeć promowany od kilku miesięcy film Zenek w reżyserii Jana Hryniaka. Kilka dni później zobaczyłam go również i ja – z recenzenckiej ciekawości i z potrzeby przedstawienia wam obiektywnej opinii. Nie żałuję, bo przez co najmniej godzinę bawiłam się naprawdę dobrze.

Kiedyś to było…

Opowieść o losach Zenka Martyniuka została podzielona na dwie części – w pierwszej poznajemy skromnego nastolatka marzącego o muzycznej karierze, w drugiej – nieco zblazowanego króla disco polo dobiegającego czterdziestki. Między nimi pojawiają się jeszcze stylizowane na dokument wstawki z 2020 roku, wypadające tragicznie źle, ale jednocześnie są pretekstem do zabawy montażem, która naprawdę może się podobać – zwłaszcza jak na warunki, do jakich przyzwyczaiła nas Telewizja Polska.

Nie taki Żenek straszny. „Zenek” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Zenek”

Pierwsza część filmu – rozgrywająca się pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych – to kawał całkiem fajnego, rozgrzewającego serce kina. Jakub Zając w roli młodego Martyniuka wypada znakomicie – autentycznie, swojsko, sympatycznie. To właśnie on jest najjaśniejszym punktem tej historii i żałuję, że nie zakończono Zenka właśnie na wczesnych latach kariery czołowego polskiego discopolowca – bo z drugiej części filmu i tak nie dowiadujemy się o artyście niczego nowego, a dodatkowo dobre wrażenie z pierwszej godziny seansu po prostu znika.

Ale zacznijmy od tego, co pozytywne – czyli od początku. Polska przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych – dzieciaki przewijają kasety długopisami, czają się na „BRAVO na bazarach, nagrywają muzykę z radia i popijają alkohol gdzieś w krzakach. Realia tamtych czasów oddane są znakomicie. Smaczku całości dodają wątki społeczno-kulturowe i jest to naprawdę ciekawe spojrzenie na przenikanie się różnych narodowości i wyznań na terenach Podlasia.

To właśnie tam zaczęła się historia Zenka Martyniuka – prostego chłopaka, któremu zamarzyła się muzyczna kariera. Od śpiewania w kościele, przez przygrywanie do kotleta, aż po porywanie tłumów na koncertach – wszystko to widzimy na ekranie i możemy się przy tym całkiem nieźle bawić, bo – wbrew obawom wielu – z głośników rozbrzmiewają czołowe hity lat osiemdziesiątych, a nie piosenki zespołu Akcent. Trudno byłoby mi znaleźć tutaj coś, do czego miałabym się doczepić – pierwsza połowa filmu po prostu daje radę.

No ale potem pojawia się druga…

Nie taki Żenek straszny. „Zenek” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Zenek”
A miało być tak pięknie

Zupełnie się tego nie spodziewając, błyskawicznie żegnamy młodego Martyniuka i stajemy twarzą w twarz z jego starszym wydaniem – tym razem o twarzy Krzysztofa Czeczota. Niestety dla tego sympatycznego aktora – nie dość, że nie dostaje on szczególnie dużo czasu na ekranie, to jeszcze wrzucony zostaje w idiotyczny wątek kryminalny, który nigdy się nie wydarzył, a miał na celu jedynie podkręcenie atmosfery.

Zatem żeby dodać do filmu jakiejś dramaturgii – Cyganie porywają potomka króla, a ten – niczym Steven Seagal, wciska gaz do dechy i rusza do obozu, coby odbić młodego z ich rąk. I może nawet byłoby to śmieszne, gdyby nie fakt, że całkiem na serio w realnym świecie porwano kiedyś syna innego discopolowca, którego nazwiska wymieniać nie chcę, aby nie dokładać mu popularności, na którą – jako człowiek jawnie gardzący innymi – nie zasługuje. Tak czy inaczej uważam, że potraktowanie w taki sposób czyjegoś dramatu – bo cała ta akcja z kidnapingiem wypada na ekranie żenująco – jest nie w porządku i jeszcze bardziej psuje moje wrażenia po obejrzeniu Zenka.

Krzysztof Czeczot nie miał zatem szczęścia do tej roli, ale jedno trzeba mu przyznać – w tych kilku scenach, gdy ma być artystą, a nie Chuckiem Norrisem – całkiem wiernie oddaje swoją postać, z jej charakterystycznymi gestami i minami, co pozwala sądzić, że gdyby scenariusz był napisany trochę bardziej na serio – istniałaby szansa,  że druga połowa Zenka wypadałaby przyzwoicie.

No ale niestety nie wypadła.

Nie taki Żenek straszny. „Zenek” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Zenek”
Jasne punkty

Gdybym miała wymieniać wady i zalety filmu Hryniaka, zaczęłabym od tego, co wzbudziło moją sympatię – świetna scenografia, bardzo dobre kostiumy i wpadająca w ucho oprawa muzyczna. Aktorsko wybijają się Jakub Zając jako młody Zenek oraz Klara Bielawka w roli miłości jego życia. O nim już wspominałam, ale i jej warto poświęcić parę słów. Dziewczyna jest naturalna i urocza jako nastolatka i bardzo prawdziwa jako dorosła. Ma też w sobie coś magnetycznego, co sprawia, że chciałabym oglądać ją częściej. Razem stworzyli sympatyczny duet i naprawdę miło ogląda się ich razem.

Wśród plusów wymieniłabym jeszcze to, że Zenek nie jest laurką dla swojego bohatera. Raz, że nie wynosi się tutaj Akcentu na ołtarze, a dwa, że filmowy Martyniuk – mówiąc oględnie – ma swoje za uszami i nie jest to ukrywane. Najpierw widzimy, jak niezbyt elegancko traktuje dziewczynę, później – że potrafi być paskudny dla przyjaciół. Dla mnie jest to pozytywne zaskoczenie, że nie przyjęto tutaj tezy, iż za wszelką cenę trzeba oddać królewskość króla disco polo, tylko można zaprezentować jego postać z wielu perspektyw.

Minusy? Zupełne niewykorzystanie wątku disco polo i tego, jaki wpływ miała ta muzyka na polski naród w latach dziewięćdziesiątych. No i oczywiście cała druga część filmu oraz pseudodokumentalne wstawki, które nie tylko są kiepsko zrealizowane, ale też fatalnie napisane. To tak, jakby ktoś po godzinie zorientował się, że wychodzi im z tego zbyt dobra produkcja i trzeba ją koniecznie pociągnąć w dół.

Nie taki Żenek straszny. „Zenek” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Zenek”

I to się niestety udało.

On jest temu winien?

Disco polo nie jest moją muzyką, a Telewizja Polska kojarzy mi się głównie źle, ale muszę przyznać, że przykro się czyta, jaki hejt wylewa się na lidera Akcentu w związku z tym filmem. Facet konsekwentnie robi swoje, daleko mu do napuszonych gwiazdeczek i – tym bardziej – do słynących z chamstwa kolegów po fachu, a obrywa mu się za to, że nie urodził się Niemenem i że tworzy muzykę, do której tańczy się na weselach i suto zakrapianych imprezach (czy ta muzyka jest dobra i czy rzeczywiście należy do niego – to już inna sprawa, bo akurat na to recenzenci się nie powołują).

Sam film też nie zasługuje na jedynki i wieczne potępienie – bo ma dobre momenty i jasne punkty. W naszym kraju powstało mnóstwo tragicznie złych, głupich, niebezpiecznych i beznadziejnych produkcji – ale Zenek do tego grona wcale się nie załapał.

Pamiętajcie o tym, zanim kolejny raz wystawicie ocenę przed obejrzeniem filmu.

Nie taki Żenek straszny. „Zenek” – recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: Zenek

Reżyseria: Jan Hryniak

Rok premiery: 2020

Czas trwania: 2 godziny

 

Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości Cinema City.

Kliknijcie w logo, aby sprawdzić repertuar dla Zenka.

Nie taki Żenek straszny. „Zenek” – recenzja filmu

GrafikaTVP

podsumowanie

Ocena
5

Komentarz

Przykład zmarnowanego potencjału. Zaczyna się dobrze, ma swoje momenty, a potem wchodzi w fazę kanału i jest już tylko gorzej. Ostatecznie nie wypada jednak aż tak źle, jak go malują.
Klaudyna Maciąg
Klaudyna Maciąghttps://klaudynamaciag.pl
Za dnia copywriter, wieczorami - nałogowy gracz. Widywana albo z książką pod pachą, albo z padem w dłoni. Dużo czyta, jeszcze więcej tworzy i ogląda. Uzależnienie od popkultury, piłki nożnej i żużla zdiagnozowane już ze trzy dekady temu.

Inne artykuły tego redaktora

15 komentarzy

Popularne w tym tygodniu

Przykład zmarnowanego potencjału. Zaczyna się dobrze, ma swoje momenty, a potem wchodzi w fazę kanału i jest już tylko gorzej. Ostatecznie nie wypada jednak aż tak źle, jak go malują.Nie taki Żenek straszny. „Zenek” – recenzja filmu