Kiedy się kogoś kocha ponad życie, to każda chwila bez niego przypomina wzięcie głębokiego oddechu pod wodą – jest niezwykle bolesna i w ostatecznym rozrachunku zabójcza. Nie wiem, czy tak jest w rzeczywistości, jednak książkowe uczucia rządzą się swoimi prawami, prawda? Wydają się silniejsze, głębsze i bardziej… niezachwiane od tych, które znamy z realnego życia. Nie będę jednak snuła rozważań na temat kształtu gruszki i skupię się na czymś innym. Na przykład na odpowiedzi na pytanie, czy Na krawędzi mroku – drugi tom cyklu autorstwa Jeffa Gilesa o przygodach Iksa i Zoe – wart jest waszego czasu.
Tym razem do sięgnięcia po kontynuację Na krawędzi wszystkiego zachęcają nas słowa Cassandry Clare, znajdujące się na – swoją drogą całkiem ładnej – okładce. Autorka znanego i lubianego cyklu Dary anioła (i kilku innych dość poczytnych serii) motywuje czytelników zapewnieniem, że jest to „opowieść drapieżna, mroczna, głęboka i romantyczna!”. Czy tak jest w rzeczywistości, czy to jednak zbyt wiele powiedziane?
Marzenie: aż po grób
Z dwójką zakochanych w sobie bohaterów spotykamy się dokładnie w tym samym miejscu, w którym rozstaliśmy się po pierwszym tomie: siedemnastoletnia Zoe musi sobie poradzić z samotnością, która ogarnęła ją po tym, gdy Iks nie wykonał „zadania ostatniej szansy” i w trybie przymusowym powrócił na Nizinę, a na dodatek ma wygłosić przemówienie na pogrzebie pary staruszków, którzy byli jej niezwykle bliscy i zmierzyć się z ich stratą. Chłopak zaś staje w obliczu dotkliwej kary i perspektywy wiecznych cierpień w miejscu przeznaczonym dla najgorszych z najgorszych. Nie traci jednak nadziei na to, że wydostanie się z nowego więzienia, a przy okazji odnajdzie i uratuje własną matkę, która podobno ma być zamknięta w jakimś zapomnianym obszarze Niziny.
Zoe i Iks nie mają przed sobą łatwej drogi, a ta tylko dodatkowo komplikuje się, gdy dziewczyna przedostaje się do miejsca kaźni swojego ukochanego i wpada w ręce jego zaprzysiężonego przeciwnika. Na szczęście, pomimo okropności otaczających zakochanych, każde z nich ma oddanych przyjaciół, pomagających im nie tylko nie zwariować z tęsknoty, ale też znieść trudne chwile i wykaraskać się z kłopotów, w które się wpakowali. Nie bez znaczenia jest także łatwość, z jaką Iks – cierpiąca katusze, niewinna dusza – zjednuje sobie w piekle Niziny ludzi, okazując się osobą szczerą, oddaną oraz troszczącą się o innych i to pomimo tego, że przecież wiele ze spotkanych przez niego istot na pobyt w tym piekle zasłużyło. W tej części niektóre z postaci – do tej pory przewijające się na dalszym planie – wyjdą z cienia i staną się bliższe czytelnikowi.
Cel: wolność!
Akcja w drugim tomie ewidentnie zmierza ku końcowi, więc możemy być pewni, że zamknięte zostaną zarówno te mniej, jak i bardziej istotne wątki. W końcu dowiemy się, dlaczego jeden z lordów Niziny pała tak wielką nienawiścią do Iksa, a drugi – wręcz przeciwnie – troszczy się o chłopaka i próbuje mu pomóc. Odkryjemy jaką zbrodnię popełniła matka naszego bohatera, że skazano ją na tak straszne katusze i dlaczego jej uwolnienie może odmienić losy zakochanych, którzy ponad wszystko pragną być razem. Otrzymamy odpowiedzi na pytania, które pojawiały się przez cały cykl i muszę przyznać, że dużym plusem jest fakt, że autorowi w tym snuciu zakończenia nie umknęła żadna istotna kwestia. Po odłożeniu powieści na półkę nic nie drapie nas w potylicę i nie domaga się rozwiązania, bo historia jest zaskakująco kompletna i spójna.
Zanim jednak zamkniemy powieść, czeka nas wycieczka po Nizinie, to bowiem głównie tam dzieje się akcja Na krawędzi mroku. Tułaczka Iksa i próby odnalezienia matki, pozwolą nam poznać najmroczniejsze zakamarki tej tajemniczej krainy, przeprowadzą nas także przez odmęty przeznaczone dla największych grzeszników, w których często próżno szukać zrozumienia własnych czynów oraz skruchy. W tym momencie być może zadajecie sobie pytanie, czy w takim razie należy spodziewać się wymyślnych opisów kaźni i straszliwego cierpienia, które spotyka szubrawców i morderców po śmierci. Otóż… nie, nie ma co nastawiać się na coś, co spędzi wam sen z powiek. Oczekiwanie, że znajdą się tu elementy horroru może – w zależności od nastawienia do takich motywów w literaturze – albo was rozczarować, albo ucieszyć, ponieważ większość atrakcji tej wariacji na temat piekła, uznajemy za okropne tylko dlatego, że jako takie przedstawia je autor.
Summa summarum
Na krawędzi mroku z – obiecywanymi przez Cassandrę Clare – drapieżnością i mrokiem ma raczej niewiele wspólnego i jestem pewna, że czytaliście w swoim życiu coś, co znacznie bardziej zasługuje na te dwa przymiotniki. Nie oznacza to jednak, że powieść Gilesa nie może być określona innymi słowami. Świetnie pasuje tu: wciągająca i intrygująca, a nawet romantyczna nie jest zbyt wielkim przekłamaniem (przecież większość książek o miłości, która gotowa jest pokonać każdą przeszkodę, można tak opisać). Jednocześnie nie jest to jednak historia, która zostanie z wami na lata i cokolwiek zmieni w waszym życiu – ot, jakaś podróż minie szybciej, a kolejka w przychodni może stanie się odrobinę mniej uciążliwa.
Tytuł: Na krawędzi mroku
Autor: Jeff Giles
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: IUVI
ISBN: 9788379660452