Blokada twórcza spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Choć czytałam w tym czasie sporo, muza odpowiadająca za sklecanie pięknych zdań za nic w świecie nie chciała mnie odwiedzić. A potem zabrałam się za zaległości w czasopismach i przepadłam bez wieści na kilka miesięcy…
Kociołek Panoramixa
„Nowa Fantastyka” to ten rodzaj czasopisma, które rzeczywiście warto czytać. Dowiecie się z niego o nowinkach w dziedzinie nauki (w końcu bez solidnych fundamentów w temacie osiągnięć człowieka i jego planów na przyszłe wynalazki, nie powstałoby sci-fi), przeczytacie wywiady z interesującymi (nie zawsze popularnymi) przedstawicielami popkultury, poznacie wierzenia i mitologie różnych narodów, historię szeroko pojętej fantastyki, dowiecie się, po jakie premiery książkowe (i nie tylko) warto sięgnąć, a nawet zaznajomicie się z krótką formą pisemną zarówno autorów rodzimych, jak i zagranicznych.
Często słyszę stwierdzenie, że jeśli coś jest o wszystkim, w rzeczywistości traktuje o niczym. Tego rodzaju opinia nie pasuje jednak do tego, co zawiera każdy numer „Nowej Fantastyki”. Redaktorzy do niej piszący poszerzają nasze horyzonty, zarażają swoich czytelników własną pasją, niejednokrotnie przybliżając nam treści zapomniane lub takie, których z jakichś powodów w Polsce wcześniej nie publikowano u . Jasne że najczęściej sięgają po treści popularne w danym momencie, aczkolwiek ich research jest zawsze bogaty
Opowiadania
Gdyby ktoś poprosił, żebym wskazała najlepsze opowiadanie z numerów październikowego oraz listopadowego, nie byłabym w stanie tego zrobić. Zazwyczaj teksty podobają mi się bardziej lub mniej – wiadomo, kwestia gustu – jednak tym razem pochłonęły mnie utwory wszystkich autorów. Ba, nawet wtedy, kiedy wydawało mi się, że jakieś opowiadanie nie nie przypadnie mi do gustu, jego zakończenie zmieniało moją opinię.
Jak się zapewne domyślacie – albo jeżeli jesteście czytelnikami „Nowej Fantastyki” – opowiadania drukowane w poszczególnych numerach należą do różnych podgatunków fantastyki. Zatem każdy znajdzie tu coś dla siebie. Dzięki różnorodnemu doborowi tekstów poznajemy nie tylko debiutantów, ale możemy również spędzić miły wieczór przy krótkim tekście lubianych i docenianych autorów.
Jakość prozy prezentowanej w numerze październikowym jest bardzo dobra, o ile nie najlepsza w 2018 roku. Autorzy poruszali niezwykle ważne tematy, choć muszę przyznać, iż nie zawsze robili to bezpośrednio (jak w znakomitym opowiadaniu Nieswoi). Bardzo spodobał mi się Wykorzeniony Radosława Wartacza (czekam na książkę!), gdzie autor wykreował bardzo ciekawy system magiczny. Leże Boga-Smoka, choć o klasycznej konstrukcji i tematyce, nie pozwoliło się od siebie oderwać, a przez An-Nadżufa i Lunapark dziewiąty zakręciła mi się łza w oku. Najmniej do gustu przypadło mi Siedem urodzin Kena Liu, aczkolwiek jest to opinia bardzo subiektywna, na którą nie wpłynęły jakość i język autora. Po prostu niezbyt lubię science-fiction (zdecydowanie chętniej sięgam po space opery), co nie znaczy, że dla Liu nie warto wyjść ze strefy komfortu.
Pierwszym opowiadaniem w numerze jedenastym jest Niedaleko Jakuba Małeckiego. To tekst niezwykle poruszający, a zarazem bardzo mroczny. Niestety ze względu na to, iż mogę zepsuć wam przyjemność z czytania, nic więcej nie zdradzę. Większość wydrukowanych historii utrzymano w klimacie militarnym, co nie jest bez znaczenia. W końcu to właśnie w listopadzie obchodzimy stulecie niepodległości. Moim zdaniem temat przewodni to zawsze dobry pomysł w przypadku wszelkiego rodzaju publikacji.
Kiedy serce bije mocniej i pożegnanie
Jako historyk wojskowości odbieram listopadowy numer „Nowej Fantastyki” bardzo pozytywnie. W końcu łączą się w nim moje dwie pasje: militarystyka i fantastyka. Muszę przyznać, że choć zjawisko jest mi dobrze znane, z przyjemnością przeczytałam tekst o duchach, widzianych na polach bitwy autorstwa Agnieszki Haskiej i Jerzego Stachowicza.
A skoro już mowa o tych, co odeszli. W obu recenzowanych przeze mnie wydaniach, ukazał się w częściach tekst wspominający i honorujący życie i twórczość Piotra Szulkina. Twórcy niezwykle utalentowanego, a zarazem niemalże nieznanego młodszemu odbiorcy (warto to zmienić!).
A to ci zaskoczenie!
Przeglądając październikową sekcję z recenzjami książek, szczerze się zdziwiłam. Cóż robi tu Ameryka w ogniu? Jak zapewne wiecie, miałam przyjemność recenzować ową pozycję i szczerze mówiąc, nie dostrzegam w niej elementów fantastycznych. No chyba że jako taki przyjmiemy jej futurystyczny charakter… Ponadto w tym numerze Rafał Kosik w swoim felietonie mówi o tym, że z prognozowaniem w powieściach trzeba uważać, bo nasze przewidywania mogą się urzeczywistnić.
Skoro jesteśmy już przy felietonach, Tomasz Kołodziejczak poruszył pewną bardzo ważną kwestię. Mianowicie: czy starczy nam czasu na zapoznanie się ze wszystkimi dziełami kultury, z którymi byśmy chcieli? Kiedy to robić? Czy rzeczywiście warto spędzać teraz długie godziny przy Netflixie, a lekturę Władcy Pierścieni czy Diuny odkładać na emeryturę? A może tak jak ja, na jesień życia planujecie W poszukiwaniu straconego czasu Prousta?
Podsumowanie
Za każdym razem, gdy sięgam po „Nową Fantastykę”, obiecuję sobie, że przeczytam jeden, góra trzy teksty danego dnia. Oczywiście kończy się tak, że nie mogę się oderwać od tego czasopisma. A to zainteresuje mnie publicystyka, innym razem opowiadania. Jednak w przypadku numerów październikowego i listopadowego, nie jestem w stanie stwierdzić, co podobało mi się bardziej. Szczególnie numer jedenasty stanowi kompatybilną całość, w końcu poniekąd ma on temat przewodni). Polecam!