Radosnego rudzielca z Zielonego Wzgórza nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Ta urocza młoda osóbka najpierw podbiła nasze serca w książkach, a ostatnio zawitała również na Netflixa. Jej przygody oglądałam od pierwszego odcinka, a zanim się zorientowałam, dostaliśmy już trzeci sezon!
>> Polecamy: Ugryź klasyka. „Ania z Zielonego Wzgórza”<<
Najnowszy sezon to kolejny powrót do szkoły, młodzieńczych problemów i przygód. Ukochana przez młodzież nauczycielka otwiera gazetkę, którą mają prowadzić sami uczniowie, co przysporzy jej, i nie tylko, wielu problemów. Jednocześnie nasza bohaterka decyduje się na poznanie swoich korzeni, aby dowiedzieć się czegoś o biologicznych rodzicach. Śledzimy przygody Ani przez nowe przyjaźnie, poszukiwanie samej siebie, festyny, egzaminy, aż do wyjazdu na studia. Nie będzie łatwo. Czy Ania da radę? Muszę wam szczerze przyznać, że dzieje się, i to dużo!
Ania – walcząca feministka
Trzeci sezon przygód Ani jest do bólu feministyczny. Ania dorasta i staje się coraz bardziej świadoma, gotowa walczyć o prawa swoje i przyjaciół. Działania tej młodej damy są o lepiej przemyślane, ale wciąż dużo ma w sobie spontaniczności i romantyzmu. Mimo że jej dorastanie jest gwałtowne, to uczy się na własnych błędach i wyciąga z nich wnioski. Artykuł autorstwa Ani o nietykalności człowieka; o tym, iż płeć żeńska nie potrzebuje dopełnienia w postaci mężczyzny i młoda dama może być spełniona bez męża, znajduje uzasadnienie w innych wątkach. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wywoła on burzę, ale nie jest w stanie przejść obojętnie obok krzywdy innej kobiety. Wstawia się za wszystkimi potrzebującymi koleżankami; podkreśla, że ona została zaślubiona przygodzie i wspiera koleżanki, które tego potrzebują. Nie boi się i całą sobą chce pokazać, że każdy człowiek jest wartościowy, piękny, mądry i dama nie powinna bać się swojej kobiecości.
Wiele z sytuacji, które wydarzyły się w odcinkach okazuje się nawiązaniem do współczesnych afer i skandali o podłożu feministycznym. Mamy więc molestowanie, problem nietykalności, samotnego rodzicielstwa, walkę o wolność słowa i prawo do bycia sobą. Pojawia się nawet wątek ,,nawracania na siłę” – swoją drogą naprawdę żałuję, że akurat on nie został ostatecznie rozwiązany, bo bardzo mi się podobał.
I jak Ania odnajduje się w tym wszystkim? Jak ryba w wodzie! Przewodzi, uświadamia i głosi ,,nowe” prawdy. Staje w obronie potrzebujących i nie godzi się na niesprawiedliwość i kłamstwa. Jednocześnie uczy się siebie, poznaje swoje korzenie i przeżywa pierwsze poważne miłości. Nie daje sobie w kaszę dmuchać i robi wszystko, aby w natłoku nowych przeżyć pozostać prawdziwą Anią z Zielonego Wzgórza. Bo właśnie to jest dla niej najważniejsze!
Pomożecie? Pomożemy!
Trzeci sezon prezentuje też niezwykłą solidarność młodych ludzi, zwłaszcza młodych dam. Zbierają się, pomagają sobie i wierzą w siłę kobiecości. Kobiecości, która potrafi zmienić świat na lepsze. Nie próżnują, nie przyjmują rzeczywistości taką jaka jest, ale robią wszystko, aby niemożliwe stało się możliwe. Udowadniają, że z góry ustalony patriarchat to nie ich bajka, bo dziewczęta chcą się uczyć, dorosnąć i rozwinąć skrzydła. Co najlepsze, ostatecznie przekonują do wiary w inną przyszłośc swoje matki i babki. Okazuje się bowiem, że i im ustalone normy i społeczne zasady nie do końca pasują. Jednak same nie miały odwagi i siły na podjęcie decyzji o zmianie. Ale wspierają swoje córki, bo chcą dla nich lepszej przyszłości.
Młodzież Avonlea porusza niebo i ziemię, kiedy jej przyszłość jest zagrożona. Staje ramię w ramię, aby ochronić nie tylko swoją szkołę, pasje, ale i bliską koleżankę. Sama Ania prezentuje piękną postawę i gdy okazuje się, że jej działania przyniosły troszkę więcej szkody niż pożytku, potrafi dostrzec, gdzie popełniła błąd i przyznać się do niego. Pokazuje to, jak bardzo zmieniła się przez ostatnie odcinki. Jednak i tak została w niej romantyczna, marzycielska i wiecznie optymistyczna Ania. Ta, którą znamy i kochamy!
Nowa rzeczywistość Avonlea
Świat przedstawiony w serialu pokazuje Wyspę Świętego Edwarda pod koniec XIX wieku. To okres wyjątkowo specyficzny i trudny dla wielu społeczności. Podział rasowy w dalszym ciągu jest widoczny, ale czarnoskórych traktuje się znacznie lepiej niż sto lat temu. Dobrze obrazuje się tu owa sytuacja przez historię Sebastiana, a później jego mamy. Bash świetnie odnalazł się w Avonlea, razem z Mary żyli i pracowali na farmie Gilberta, jak rodzina. Nie czuli się gorsi i nie byli tak traktowani. Jednak gdy po wielu sytuacjach mama Sebastiana przyjeżdża na wyspę, aby pomóc synowi, jej zachowanie idealnie odzwierciedla to, do czego została przyzwyczajona. Do bycia służącą. Nie rozumie, dlaczego jej syn traktuje ,,Pana Gilberta” jak równego sobie. Jej zdaniem tak nie powinno być, bo to niewłaściwe, złe i nieodpowiednie. Jednak czy na pewno? Przecież to nie kolor skóry się liczy.
Najbardziej podobało mi się to odbicie współczesnego nam świata w rzeczywistości Ani w końcówce XIX wieku. Dla mnie to proste rozumowanie – nasza rzeczywistości wcale aż tak bardzo się nie zmienił. Te same problemy były, są i będą. Mam tylko nadzieję, że coraz lepiej nauczymy się sobie z nimi radzić. Tak jak dziś, kiedyś były różnice społeczne, chamstwo, wykorzystywanie i kłamstwa. Pod wieloma względami nie różnimy się niczym od mieszkańców Avonlea. I trzeci sezon idealnie to obrazuje.
Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy…
Trzeci sezon to piękne zakończenie serii. Pozytywne, dające nadzieję i wiarę w kobiecość i młodych ludzi. Obserwowaliśmy przemianę Ani, jej wzloty i upadki, przygody i marzenia, aż do momentu pójścia na studia. Tak więc nasza ruda marzycielka oficjalnie dorosła. Co wydarzy się dalej? No cóż, tutaj muszę was odesłać do książek. Bowiem, jak ogłosiła twórczyni serialu, trzeci sezon Ani, nie Anny będzie ostatnim, jaki zobaczymy. Na ten moment nie są planowane kolejne odcinki. Wszyscy fani tej ponadczasowej młodzieżowej serii muszą niestety przerzucić się na książkowe wydania.Które, swoją drogą, są naprawdę fajne i godne polecenia. Jednak różnią się one od serialowej ekranizacji. Może warto się przekonać jak bardzo?