Niektórzy mieli już okazję poznać szereg karcianek z zabawnej serii Munchkin. Inni rozegrali kilka partii Glooma, zabijającego pesymizmem. Jednak co się stanie, kiedy oba tytuły spotkają się ze sobą? Dobra zabawa z pewnością gwarantowana, lecz nie dla osób, które wszystko traktują dosłownie. Bowiem w Munchkinie Gloomie najważniejsze jest to, aby sprawić, by wybrana drużyna była jak najbardziej nieszczęśliwa.
Urocza otoczka
Patrząc na opakowanie tej gry można dojść do wniosku, że idealnie nadaje się ona do zabrania w podróż. Pudełko jest wielkości książki, a więc wszędzie się zmieści. Gorzej już z samym przechowywaniem kart – o ile jeszcze są w folii, to trzymają się w jednym miejscu, jednak po rozpakowaniu latają po całym wnętrzu, które, trzeba przyznać, sprawia wrażenie naprawdę uroczego – pośrodku znajduje się przegródka z rysunkiem takim samym jak na wieku, zaś po obu jej stronach dwa zabawne teksty. Gra zawiera instrukcję, sto dziesięć przezroczystych kart – w tym: dwadzieścia Postaci, dwie Pomocy, pięćdziesiąt sześć Modyfikacji, dwanaście Wydarzeń oraz dwadzieścia Nagłej Śmierci.
Czas rozpocząć to starcie
Pierwszym krokiem jest wybranie swojej drużyny. Do dyspozycji mamy aż cztery: Bohaterów, Złoczyńców, Dziką Bandę oraz Mikserów. W skład każdej z nich wchodzi pięciu charakterystycznych bohaterów, a o każdym można przeczytać zabawną historyjkę. Jeśli graczy jest tylko dwóch lub trzech, to zatrzymują oni wszystkie swoje postaci. Jednak kiedy ilość towarzyszy jest wyższa, zaleca się odłożenie jednego, wybranego, bohatera na bok. Dlaczego? Wszystko po to, aby gra nie trwała zbyt długo i nie stała się w znacznym stopniu żmudna. Potem na bok odkłada się pozostałe karty Postaci. Z pozostałych formuje się stos, który należy potasować i następnie rozdaje po pięć kart każdemu uczestnikowi zabawy. Trzecim krokiem jest wymyślenie historii o tym, co strasznego spotkało naszych bohaterów. Oczywiście, można to pominąć, wszak nie każdy lubi snuć opowieści, jednak dodaje to rozgrywce dodatkowego smaczku.
Nieszczęście idzie za nieszczęściem
Tak, jak już było wcześniej wspomniane, celem gry jest sprawienie, żeby nasza drużyna była jak najnieszczęśliwsza. W każdej turze gracz może wykonać do dwóch akcji. Mamy tutaj szereg możliwości – dopuszczalne jest zagranie kartą Wydarzenia, na niej widnieje odpowiednie zadanie. Wykonujemy je, a karta trafia na stos odrzuconych. Drugą opcją jest karta Modyfikacji, za pośrednictwem której możemy albo uszczęśliwić naszego bohatera, albo go unieszczęśliwić. Do dyspozycji gracza są również karty Nagłej Śmierci – jednak te kładzie on na postaci tylko jeżeli ma ona już jakieś minusowe punkty i tylko i wyłącznie podczas pierwszej akcji. Kolejnym ruchem jest także odrzucenie całej ręki, co oznacza rezygnację ze wszystkich kart i dobranie nowych, jednak w takim przypadku wykonanie innych akcji nie jest już możliwe. Ostatnim wariantem jest to, że w danej turze decydujemy się nic nie robić i czekać na ruch przeciwnika. Za każdym razem dobieramy tyle kart, ile akcji wykonaliśmy. Jednak najważniejszą zasadą gry jest fakt, iż karty są przezroczyste w jednych miejscach, zaś w innych nie. Karty Modyfikacji kładziemy na wybranej postaci, jednak z czasem jest ich naprawdę dużo. I tak niektóre punkty samooceny są odkryte, a inne zakryte. Należy pamiętać, że do końcowego wyniku zlicza się jedynie te, które są widoczne. Dodatkowo niektóre Modyfikacje i Wydarzenia umożliwiają graczowi zrobienie dodatkowego ruchu, bez straty akcji.
A kiedy już wszyscy umarli…
Gra toczy się tak długo, aż jednemu z graczy uda się uśmiercić całą swoją drużynę. Wtedy rozgrywka się kończy, zaś uczestnicy zabawy zliczają po kolei punkty ze swoich postaci. Wygrywa ten, któremu udało się uzyskać najniższą sumę, czyli największą ujemną wartość. Oznacza to, że właśnie jego drużyna była najnieszczęśliwsza.
Rozgrywka pełna emocji
Gra została wykonana na naprawdę wysokim poziomie. Całość zapakowana jest w wygodne pudełko, które z łatwością można zabrać w każde dowolne miejsce. Jednak fakt, że karty, po rozpakowaniu, „latają” po całym opakowaniu sprawia, że trzeba dodatkowo zastosować gumkę recepturkę, a od tego karty mogą się nieco zniszczyć.
Jeśli już przy nich jesteśmy, to bardzo mnie zachwyciły, a zwłaszcza ich przezroczystość. Właśnie to, że karty Modyfikacji nakłada się bezpośrednio na daną postać sprawia, że gra jest jeszcze atrakcyjniejsza. Z drugiej strony są one bardzo śliskie i przy próbie potasowania dość łatwo porozrzucać je po stole. Do gry została dołączona przejrzysta instrukcja, wyjaśniająca w przystępny sposób jej zasady, nawet osobom, które wcześniej nie miały styczności z Munchkinem czy też Gloomem. Wydawać by się mogło, że to kolejna karcianka, jakich na rynku gier bez prądu pojawiło się już wiele, jednak nic bardziej mylnego. Kiedy rozegrałam jedną turę, koniecznie musiałam zagrać kolejną, a później w następną. Munchkin Gloom uzależnia! Za każdym razem pojawia się adrenalina i niepewność w związku z tym, co nasz przeciwnik zrobi. Oczywiście, losowość też jest tutaj duża, bowiem przy dobieraniu kart gracz nie może sobie wybrać dowolnych, które akurat, w danym momencie, by mu podpasowały – sięga po prostu po kolejne karty z stosu. I nim się obejrzy, a tu już miną trzy godziny!
Przerażająca, ale i zabawna
Podsumowując, muszę przyznać, że gra tak mi przypadła do gustu, że poczułam chęć poznania innych tytułów z tej serii. Nie jest ona z pewnością dla osób, nie mających poczucia humoru i takich, które wszystko traktują dosłownie. Widząc imiona postaci, na przykład „Skonan”, trudno nie wybuchnąć śmiechem, zaś historyjki na dole kart bohaterów wyciskają z oczu morze łez. To przyjemna karcianka, której jedynym celem jest wykończenie swojej drużyny, ale w taki sposób, by zebrać jak najwięcej punktów. I na sam koniec już wspomnę jeszcze o tym, że postacie widniejące na opakowaniu gry skojarzyły mi się z niedawno oglądanym serialem o pijanej księżniczce. Tak, całkiem przypadkowo.
Tytuł: Munchkin Gloom
Liczba graczy: 2-5
Wiek: 13+
Czas rozgrywki: 60 minut
Wydawnictwo: Black Monk