Najciemniej pod latarnią. „Flower of Evil” – recenzja k-dramy

-

A gdyby tak opowiedzieć historię z perspektywy seryjnego zabójcy? Mroczną, pełną zwrotów akcji i niedopowiedzeń, mieszającą w głowie widza. Taką fabułę, w której do rozwiązania trzeba dojść niezwykle krętą ścieżką, ze wskazówkami mającymi za zadanie zmylenie zmylenie bardzo pewnej siebie pani detektyw. Udowodnić bohaterom i widzowi, że najciemniej jest zawsze pod latarnią.

Flower of Evil to dość głośna drama kryminalna z 2020 roku. Wyprodukowana dla stacji tvN, stała się pierwszym sukcesem scenarzystki Yoo Jung Hee – ma bardzo wysokie oceny na kilku serwisach: 9.1/10 mydramalist.com, 96% asianwiki.com czy 9.8 viki.com. Popularność na pewno zapewniła jej obsada, głównie Lee Joon Gi, dla którego ja sama zdecydowałam się na seans. 

Typ spod ciemnej gwiazdy?

Baek Hee Sung to zdolny rzemieślnik pracujący z metalami, kochający ojciec małej Baek Eun Ha i cudowny, opiekuńczy mąż Cha Ji Won. Sprząta, gotuje, zaplata warkocze i roztacza atmosferę ciepła. Ale to tylko fasada, pod którą znajduje się człowiek niepotrafiący odczuwać emocji. Hee Sung skrywa w sobie wiele tajemnic – jedne mroczniejsze od drugich.

Najciemniej pod latarnią. „Flower of Evil” – recenzja k-dramy
Kadr z serialu ©tvN

Drama dość szybko zdradza, że główny bohater nie jest rycerzem w lśniącej zbroi, nie nazywa się tak jak zapewnia, jego ojcem był seryjny morderca, a on sam ścigany listem gończym. O czym nie wie jego urocza żona, Ji Won, która zupełnym przypadkiem pracuje w policji.

Czyż ten opis nie jest intrygujący? Flower of Evil już w pierwszym odcinku zapowiada złamanie kilku schematów i opowiedzenie przejmującej historii z zupełnie innej strony. Twórcy w centrum stawiają bohatera, któremu nie można ufać. Widz nie wie czy powinien mu kibicować, bo ewidentnie mamy tu do czynienia z kimś, kto splamił swoje ręce krwią. Czy zbrodniarza da się polubić?

Świat w odcieniach szarości

Zanim w dramie rozkręci się główny wątek, pierwszy odcinek pokazuje nam, jak wygląda codzienne życie rodziny Baeków, łącznie z pracą Cha Ji Won. Na tapet dostajemy małą sprawę kryminalną, w której chłopiec oskarża ojca o zrzucenie go ze schodów. Rozwiązanie – pozornie proste – nie jest najważniejsze. Flower of Evil tym epizodycznym wątkiem pokazuje, jak zawiła może być moralność ludzi, niezależnie od wieku i statusu społecznego. A także to, co jest w stanie zrobić jeden członek rodziny dla drugiego, lub drugiemu, na drodze do szczęścia.

Ma to znaczenie dla całej dramy. Ta niekoniecznie „moralna moralność” to całe spektrum uczuć, jakie mieszczą się w jednym człowieku. Bo zasada charakterologicznej szarości będzie dotyczyła absolutnie wszystkich bohaterów, co jest dla mnie powiewem świeżości w koreańskich dramach.

Najciemniej pod latarnią. „Flower of Evil” – recenzja k-dramy
Kadr z serialu ©tvN
Jak zagrać to dobrze?

Większość postaci wprowadzana jest w fabułę w dość dwuznaczny sposób, przez co trudniej ocenić, jakie przyświecają im cele. I raczej są to bohaterowie ze spektrum szarości moralnej – twórcy zadbali o to, żeby nikt nie był do końca dobry czy zły. Świetne posunięcie, które nakręca fabułę i zmusza widza do kliknięcia w „następny odcinek”.

Oczywiście sama postać na papierze nie jest w stanie oddać złożoności człowieka. Tutaj do akcji wkraczają aktorzy, którzy pokazali, że stać ich na wiele. Obsada Flower of Evil wyróżnia się bardzo, a przynajmniej w moim odbiorze (może mieć na to wpływ fakt, że bardzo dawno temu oglądałam jakąś dramę kryminalną).

Na plus na pewno zaliczę chemię między głównymi bohaterami. Lee Joon Gi i Moon Chae Won pracowali ze sobą przy innej dramie – Criminal Minds z 2017 roku. Ich wspólne sceny wypadały bardzo naturalnie, biorąc pod uwagę kondycję psychiczną Hee Sunga, który fabrykował wszystkie swoje emocje i odruchy. I tutaj brawa dla Lee Joon Gi – udało mu się uchwycić zmagania bohatera, to dziwne szkatułkowe wcielanie się w odgrywanie kogoś, niczym rosyjska matrioszka. 

Najciemniej pod latarnią. „Flower of Evil” – recenzja k-dramy
Kadr z serialu ©tvN

Moon Chae Won widziałam jedynie w dramie Mama Fairy and the Woodcutter, gdzie wcielała się w pewnego rodzaju bóstwo, dzięki czemu czuję, że potrafię docenić jej aktorstwo we Flower of Evil. To była zupełnie inna postać, zagrana bardzo sprawnie – nie skojarzyłam zupełnie, że to ta sama aktorka. Zatem niewątpliwie zasłużyła na pochwałę.

No i jeszcze takie dwie wisienki na torcie: Seo Hyun Woo, który wcielił się w postać dziennikarza Kim Moo Jina, oraz Jang Hee Jin, grająca siostrę Do Hyun Soo – Do Hae Soo. Oboje mają swoje mroczne tajemnice, mogące zniszczyć kruche życie, jakie wiodą. Ciągnie się za nimi jakiś smród przeszłości. Jest to bardziej widoczne w przypadku Hae Soo, a Jang Hee Jin świetnie pokazała jej zmianę wewnętrzną.

A jednak to niby prosty Kim Moo Jin, goniący za sensacyjnym tematem do kolejnego artykułu, okazuje się być postacią najbardziej skomplikowaną, wplątaną w życie rodziny Do na tak wielu poziomach. Seo Hyun Woo był w stanie pokazać jego tragizm, zagubienie oraz raczej niepewne życie pełne wzlotów i, takich mniej spektakularnych, upadków.

Ta czwórka aktorów zagrała ze sobą świetnie, zresztą role drugoplanowe też nie pozostają w tyle, co pozwoliło dramie wybić się ponad przeciętną. Mam wrażenie, że jeszcze dwa, trzy lata temu stacja tvN zaliczyła mocny spadek formy na rzecz uwielbienia kryminalnych dram OCN czy jTBC.

Najciemniej pod latarnią. „Flower of Evil” – recenzja k-dramy
Kadr z serialu ©tvN
Najlepsza z najlepszych

Wspominałam już, że Flower of Evil zbiera wysokie oceny. I rozumiem dlaczego, bo dla mnie to drama prawie idealna. Trzymała w napięciu, miała świetne zwroty akcji i fabularnie była niezwykle spójna do samego końca. Bardzo szybko domyśliłam się jednego szczegółu z życia bohaterów, ale nie był on aż tak znaczący do rozwiązania sprawy sprzed piętnastu lat.

Dawno już nie widziałam koreańskiego tytułu z tak dobrą fabułą, świetnie grająca obsadą, równym poziomem i zaskakującym zakończeniem. Scenarzystka Yoo Jung Hee postawiła sobie samej wysoką poprzeczkę, a ja na pewno będę czekać na kolejną dramę, w której zamiesza swoim kreatywnym umysłem.

Inne recenzje azjatyckich seriali:
Artykuły o azjatyckich serialach:

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

Cóż mogę powiedzieć? Idźcie oglądać „Flower of Evil”, bo warto. Tytuł obowiązkowy dla fanów dram kryminalnych i chyba całkiem niezła alternatywa dla widzów lubiących zachodnią stylistykę.
Iwona Borkowska
Iwona Borkowskahttps://iwonamagdalena.pl/
Kobieta na emigracji. Mówi o sobie, że jest Gryzipiórką, bo nieustannie próbuje pisać. Czyta od kiedy skończyła 5 lat, najczęściej fantastykę. Ulubiona zabawa z dzieciństwa to szkoła i pisanie literek (chyba coś jej z tego zostało). Miała być dziennikarzem lub pracować w wydawnictwie — nie wyszło. Czasami stawia tarorta i chociaż bywa, że się sprawdza, to stwierdza, że jest z niej World Worst Witch. Nie może mieć czarnego kota, bo ma alergię (na wszystkie koty). Po godzinach udaje, że zna się na k-dramach.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Cóż mogę powiedzieć? Idźcie oglądać „Flower of Evil”, bo warto. Tytuł obowiązkowy dla fanów dram kryminalnych i chyba całkiem niezła alternatywa dla widzów lubiących zachodnią stylistykę. Najciemniej pod latarnią. „Flower of Evil” – recenzja k-dramy