Co George Martin może nam powiedzieć o kosmosie? Okazuje się, że bardzo wiele! Na ekrany wszedł właśnie pierwszy sezon serialu, oparty na jednej z nowel pisarza. Warto się nad nim chwilę pochylić.
Serial miał naprawdę mocne otwarcie. Po oficjalnym zwiastunie Netlflixa i wideo z pierwszymi pięcioma minutami pierwszego odcinka, które pojawiło się w sieci, nie było wątpliwości: Nightflyers to prawdziwa gratka dla fanów gatunku science fiction oraz kosmicznych podróży. Zapowiedź dynamicznej akcji, ciekawie wykreowane postacie oraz rozwiązania typowe dla martinowskiej twórczości – fabuła się zapętla, a trup ściele gęsto – stanowiły potencjalny atut i marketingowy wabik. Pochlebna opinia blednie jednak po seansie pierwszego sezonu i przychodzi czas na konfrontację z faktami: produkcja nie jest zła, ale zdecydowanie nie wnosi na ekran niczego nowego.
Fabuła
Przenosimy się do dalekiej przyszłości, Ziemi grozi całkowita zagłada, a jedyną szansą na przetrwanie gatunku jest pozytywny wynik kosmicznej ekspedycji podjętej przez grupę najznamienitszych naukowców i badaczy żyjących na naszej planecie. To oni wyruszają na pokładzie tytułowego Nightflyera na peryferie wszechświata w poszukiwaniu obcych form życia (mrocznej, tajemniczej rasy określanej w serialu jako Volcryn), których wiedza pozwoli ludziom uniknąć kataklizmu i umożliwi kolonizację innych planet. Statek kosmiczny, na pokładzie którego rozgrywa się historia, stanowi konstruktorski i inżynieryjny fenomen. Tym supernowoczesnym pojazdem, pełnym udogodnień i zaawansowanych technologicznie urządzeń, zawiaduje jedna osoba: hologram kapitan Eris. Spoilerem z mojej strony nie będzie też chyba informacja, że sam prom również posiada odrębną osobowość i może oddziaływać na członków załogi. Wkrótce na pokładzie wahadłowca zaczyna dochodzić do niewyjaśnionych zdarzeń i wypadków, pasażerowie doświadczają halucynacji i wizji, co przekłada się na relacje między nimi i sprawia, że powodzenie misji staje pod znakiem zapytania.
Jak widać, koncepcja, na której opiera się fabuła serialu, nie jest zbyt innowacyjna (Nightflyers od Syfy to nie pierwsza adaptacja opublikowanej przez Martina w 1980 roku noweli – na jej podstawie nakręcono Wędrowców w reżyserii Robera Collectora) Podobne, kosmiczne motywy można było zaobserwować w wielu starszych realizacjach (Armageddon, Interstellar, Marsjanin Pasażerowie czy Life), ale umówmy się – niekoniecznie jest to wada. Lubimy produkcje umiejscowione w międzygalaktycznej rzeczywistości i często wybieramy je właśnie z tego względu. A w całej historii kina nie raz pokazano, że na utartych schematach da się stworzyć dobre ekranizacje. Jak więc sytuacja przedstawia się w przypadku Nightflyers?
Nierówny poziom i kontrasty
Przysłowiową rękę Martina dostrzega się szczególnie, gdy mowa o postaciach. Chociaż załogę można liczyć w dziesiątkach, akcja skupia się tak naprawdę na garstce z nich, pozostali pozostają w tle. Głównych bohaterów najtrafniej określa sformułowanie: dobrze rokujący, jednak cały ich potencjał został w serialu zmarnowany. Historie każdego z nich są odmienne, różne są też motywy i pobudki, dla których znaleźli się na pokładzie Nightflyers. Dzięki licznym retrospekcjom widz dowiaduje się wiele o ich życiu sprzed misji. Scenarzyści tworzą płaszczyznę, dzięki której można poznać ich od bardziej osobistej strony, ciężko jest jednak poczuć sympatię do któregokolwiek z nich. Urodziwa pierwszy oficer – Melantha, która dostarcza widzowi wiedzy na temat trendów modowych przyszłości (i chyba na tym jej rola się kończy) wypada słabo w zestawieniu z takimi osobliwościami, jak obdarzony ponadprzeciętnymi zdolnościami telepatycznymi Thale (mutacja rasy ludzkiej, znana bliżej jako L-1) czy cybertechnik Lommie, używającą do zarządzania siecią komputerową wszczepionego w jej ciało neuroportu. Serial pełen jest nierówności i dysproporcji, zarówno w sposobie kreacji postaci, jak i samej grze aktorskiej. Widz wielokrotnie może odnieść wrażenie, że pompatyczne słowa i frazesy, które zapewne dobrze brzmiały w opowiadaniu Martina, zostały siłą wciśnięte do scenariusza, a obsada nie potrafi unieść ciężaru postawionego przed nimi zadania.
Swobodna wizja 2090 roku
Stan nieważkości, mikrograwitacja i przestrzeń kosmiczna jaką wszyscy znamy? Zapomnijcie. Przy produkcjach osadzonych w przyszłości ciężko o zachowanie umiaru. Nie wiemy, jakie odkrycia dokonają się na przełomie kolejnych dziesięcioleci i jak dalece rozwinie się technologia, przez co reżyserów i scenarzystów nie obowiązują tak naprawdę żadne ograniczenia i prawa fizyki, jakie przyjmujemy za pewnik współcześnie. Granica między absurdem a wizją zakorzenioną w naukowych opracowaniach jest bardzo cienka i została w Nightflyers przekroczona. W serialu promy kosmiczne mogą przetrwać w kosmosie kilkadziesiąt lat i stać się niemal samowystarczalne, a bohaterów nie obowiązują niemal żadne galaktyczne zasady. Przyszłość w wydaniu stacji Syfy zapowiada się również jako… swoisty manifest kobiecego wyzwolenia i nagości. Załoga ponad bezpieczne i wygodne kombinezony i skafandry przedkłada crop topy, leginsy i kolczyki.
Podsumowanie
Czas odpowiedzieć na pytanie, czy Nightflyers wyróżnia spośród innych produkcji coś więcej poza promującym go intensywnie nazwiskiem Georga Martina. Zgodnie z opisem serialu mieliśmy prawo oczekiwać historii o naukowcach, którzy wyruszają w niebezpieczną podróż kosmiczną, celem uratowania Ziemi przed ostateczną zagładą. Nijak ma się to do tego, co dostajemy na ekranie – bo dostajemy naprawdę bardzo niewiele: po pierwszym sezonie nie wiemy kim są Volcryn, co tak naprawdę gnębi członków zespołu, ani w jakim kierunku mogą potoczyć się ich dalsze losy. Ponadprzeciętny intelekt bohaterów to również wyolbrzymienie – widz ma raczej do czynienia z załogą o poziomie inteligencji niższym od przeciętnej, którzy są przewidywalni, nabierają się na każde pułapki i mają ewidentny problem z socjalizacją.
Mimo tych słabych stron, w ogólnym rozrachunku nie jest aż tak źle. Nightflyers to porządny serial science fiction, choć bardzo nierówny pod względem gry aktorskiej, scenariusza i nastroju. Nieciekawe wątki przeplatają dynamiczne i zaskakujące zwroty akcji, a obok mdłych postaci można znaleźć całe spektrum interesujących, niepozbawionych wad i poczucia humoru bohaterów. Bywają momenty, w których widzom dane jest poczuć dreszczyk grozy. Oprócz motywu międzygalaktycznej podróży, serial opowiada sporo o ludzkich słabościach i o tym, jak nasze marzenia i skrywane pragnienia wpływają na postrzeganie rzeczywistości.