Krew. Zwłoki. Niewyjaśnione okoliczności potencjalnej zbrodni. Sekrety. To wszystko składa się na historię pełną zaskakujących zwrotów akcji, i do tego opartą na faktach. Twórcy seriali nie od dziś wykorzystują to, iż widzowie wręcz kochają mroczne opowieści o morderstwach. Czy jednak ta produkcja spełniła swoją rolę?
W poszukiwaniu nieznajomej…
Ten miniserial opowiada prawdziwą historię młodej dziewczyny o imieniu Fauna Hodel, która zaraz po narodzinach została oddana do adopcji. Do niedawna wiodła spokojne życie na przedmieściach Reno w Newadzie i sprawiała wrażenie, jakby pogodziła się z tym, iż tak naprawdę nic nie wie o swoim pochodzeniu. Pewnego dnia dowiaduje się jednak wstrząsającej rzeczy na swój temat, co burzy jej spokój. Postanawia za wszelką cenę dopytać się o szczegóły ze swego życia, chociaż może to zawieźć ją na niebezpieczne tory. Na swej drodze spotyka pewnego tajemniczego reportera, Jaya Singletary’ego, który jest w trakcie rozwiązywania sprawy sprzed lat. Ich tropy prowadzą tę specyficzną parę do ginekologa, George’a Hodela, znanego w kręgach mrocznego Hollywood. Czy Faunie i dziennikarzowi uda się znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania?
Niezwykle przejmujący i mroczny
Twórcy postanowili kolejny raz postawić na prawdziwą historię. I chociaż z początku trochę się nudziłam, to ostatecznie muszę przyznać, iż mieli niezły pomysł.Uprzedzam, akcja rozwija się niezwykle wolno, ale warto poczekać na zakończenie. W tejże produkcji dominuje mrok, a to po to, aby historia wydała się jeszcze straszniejsza. Z jednej strony przeważa spokój, wszystko ma swój odpowiedni czas, nic nie dzieje się bez powodu, zaś z drugiej obserwator odczuwa ciekawość odnośnie tego, co wydarzy się pod koniec, co będzie punktem kulminacyjnym tej opowieści.
Krótki, ale pełen treści
Serial nie jest zbyt długi, bowiem liczy sobie tylko sześć odcinków. Myślę, że to odpowiednia ilość epizodów. Producenci nie doprowadzili do tego, że ów obraz trwa zbyt długo, przez co widzowie stopniowo tracą nią zainteresowanie, ani nie sprawili, iż liczy sobie za mało odcinków i fani odczuwają pewien niedosyt. W tych kilku epizodach wiele się dzieje. U bohaterów pojawiają się ciekawość, smutek, rozczarowanie, chęć dążenia do wcześniej obranego celu, nienawiść, uczucie porzucenia oraz wiele innych emocji. I chociaż głównym wątkiem jest prowadzone przez dziennikarza i młodziutką dziewczynę śledztwo, to gdzieś pomiędzy poszukiwania umiejętnie wplecione zostały poboczne tematy: szukanie prawdziwej siebie, próba odnalezienia się w nowej rodzinie oraz makabryczne postępki pewnego lekarza.
Na nich można patrzeć bez końca
Przechodząc już do gry aktorskiej, nie sposób tutaj nie wyróżnić Jeffersona Maysa, wcielającego się w rolę George’a Hodela. Tak naprawdę nie musiał zbyt wiele robić na planie, wystarczyło, że po prostu był. Sam jego wygląd, sposób chodzenia i wypowiadania się zapalał u widza czerwoną lampkę nienawiści. Bardzo podobał mi się również duet stworzony przez młodziutką Indię Eisley (Fauna Hodel), z ciekawości sprawdziłam , ile ma lat, i jestem w szoku, że aż dwadzieścia pięć, bowiem wygląda na dziesięć lat mniej, oraz poważnego Chrisa Pine’a (Jay Singletary). W dziennikarzu ujęła mnie jego pewność siebie i nieprzejmowanie się tym, co powiedzą inni, przekonał mnie tym do siebie. Zaś Fauna była takim promyczkiem rozświetlającym cały obraz, który jawił się w mrocznych kolorach i okazał się zbryzgan krwią. Czy znienawidziłam któregoś bohatera? Tak, matkę zastępczą Fauny, czyli Jimmy Lee, graną przez Golden Brooks. Nie pojmowałam jej zachowania, tępego uporu, aby ukrywać przed córką wszelkie detale z jej dzieciństwa. Moim zdaniem protagonistka zasłużyła na to, by wiedzieć. Jimmy nie zachowywała się jak troskliwa, czuła matka, której zależy na dziecku, bardziej rządziły nią egoizm i strach przed tym, że Fauna ucieknie, dowie się wszystkiego, a wtedy już nigdy się do niej nie odezwie. Dopiero pod koniec historii pokazała, że gdzieś w głębi serca potrafi jeszcze kochać i to tak prawdziwie. Golden Brooks przekonująco zagrała swoją rolę, czyli matki cierpiącej, która nie wie, jak ma postąpić w danej sytuacji. Tym mnie do siebie przekonała i przez to ją znienawidziłam.
Ciche dźwięki, czy to…?
Jeśli liczycie na interesujące doznania muzyczne, to takowych tutaj nie doświadczycie. Owszem, muzyka niekiedy się pojawia (zwłaszcza w scenach brutalnych, wywołujących negatywne emocje), jednak bardziej są to subtelne, pojedyncze tony, które mają tylko podkreślić przedstawione wydarzenia. W moim odczuciu nadają one swego rodzaju klimatu i dzięki nim jeszcze lepiej ogląda się tę produkcję.
Podsumowanie
I Am the Night to mroczna historia o poszukiwaniu swoich korzeni i prawdy, która może rozbić psychikę i duszę człowieka na drobne kawałeczki. Twórcy ukazują różne oblicza człowieka i tego, co jeden może zrobić drugiemu, jakie piekło stworzyć. Szkoda jedynie, że produkcja składa się tylko z sześciu odcinków, bo chciałoby się ją oglądać wciąż i wciąż.