Miłość niejedno ma imię. „The Most Beautiful. Moje życie z Prince’em” – recenzja książki

-

Wstyd się przyznać, ale były czasy, gdy nie znałam zbyt dobrze twórczości Prince’a. Żeby uzmysłowić wam do jakiego stopnia, przytoczę pewną anegdotę. W 2011 roku, na festiwalu Opener, jednym z wykonawców był właśnie ten artysta. Znajomi namówili mnie na wyjazd, ze względu na jego koncert. Kiedy wyjaśniłam rodzinie, kto wystąpi, stwierdziłam, że zacytuję samą siebie: „Jakiś Prince”. Tak, wszyscy mi to wypominają. Tak, wciąż rumienię się na samo wspomnienie. Na szczęście to było dawno.
Wierzę w wędrówkę dusz

Podzielam opinię Hirka Wrony, którą możecie znaleźć na okładce książki – nieufnie podchodziłam do wspomnień spisanych przez byłą żonę Prince’a. Obawiałam się, że będzie ona wyciągać kompromitujące fakty na światło dzienne, że stanę się świadkiem publicznego prania brudów. Pomyliłam się, co niezmiernie mnie cieszy. The Most Beautiful. Moje życie z Prince’em, napisana przez pierwszą żonę artysty, to przede wszystkim książka o uczuciu, które połączyło dwoje pełnych pasji ludzi, o przeciwnościach losu, z jakimi musieli się zmierzyć… i o cierpieniu. Biorąc pod uwagę to, co spotkało tę parę – utrata pierwszego dziecka i poronienie kolejnej ciąży – to właśnie ból jest tym, co wydaje się dominować na kolejnych stronach omawianego tytułu.

Zanim jednak doszło do tego, co najgorsze, oboje przeżyli wiele pięknych chwil. Mayte poznała Prince’a, gdy miała szesnaście lat – w wyniku niezwykłego zbiegu okoliczności, faktu, że posiadała niesamowity talent do tańca (mając osiem lat wystąpiła w amerykańskim programie That’s Incredible!, jako najmłodsza na świecie profesjonalna tancerka brzucha) oraz ogromnej determinacji jej matki. Prince, będący pod wrażeniem jej umiejętności, zaproponował dziewczynie współpracę. Już na początku świetnie się dogadywali; owa relacja stopniowo przeradzała się z przyjaźni w coś o wiele bardziej głębokiego, utwierdzając oboje w przekonaniu, że ich dusze musiały znać się z wcześniejszych wcieleń, a teraz po prostu się odnalazły.

 

To nie było łatwe…

Czasem wydaje się, że związek z gwiazdą rozwiązuje wszystkie problemy, że celebryci nigdy nie doświadczają bólu, cierpienia i rozpaczy. Nic dziwnego– zarówno fani, jak i dziennikarze widują ich tryskających energią, kryjących troski za zasłonami z uśmiechów… Jeśli jednak zajrzeć głębiej, to okaże się, że życie sław potrafi być równie tragiczne, co każdego człowieka. Może nawet bardziej, w końcu niezwykle często pozbawieni są prywatności, ich potknięcia i smutki wywleka się na światło dzienne, przez co nie mają sposobności, by uporać się z nimi w spokoju. W The Most Beautiful Mayte nie unika bolesnych wspomnień – opisuje cierpienie, które towarzyszyło parze po stracie pierwszego dziecka (Amir urodził się z rzadką chorobą genetyczną – zespołem Pfeiffera, w wyniku czego chłopiec zmarł niespełna tydzień po przyjściu na świat), nie przemilcza również, że w dzień po zaprzestaniu uporczywej terapii, Prince, w udzielanym wywiadzie, twierdził, że jego pierworodny żyje. Nie zataja też bólu związanego z utratą drugiej ciąży, powoli rozpadającym się małżeństwem i rozwodem, do którego ostatecznie doszło w 2000 roku.

Jeśli jednak myślicie, że będzie to pranie brudów, to zapewne uspokoi was fakt, że Mayte zgrabnie unika oskarżycielskiego tonu, nie pragnie taniego pogłosu (sama potrafi zapracować na to, by jej nazwisko rozpoznawano), nie wywołuje skandalu. The Most Beautiful to wspomnienie człowieka, którego kochała, przeżywając z nim wiele wspólnych chwil – zarówno tych bolesnych, jak i pięknych. Zapewne jest to również pewien rodzaj autoterapii i pogodzenia się z tym, że Prince’a nie ma już wśród nas.

Zostały za to jego piosenki, a przecież muzą do stworzenia wielu z nich była właśnie jego pierwsza żona. Jej obecność można wyczuć w wielu utworach i to nie tylko tych stworzonych po ślubie, ale i wcześniej.

 

Słodko gorzki posmak

To też nie tak, że Mayte skupia się wyłącznie na złych wspomnieniach. W The Most Beautiful pełno jest i tych radosnych: ze wspólnych koncertów, gdy Prince śpiewał, a ona tańczyła na scenie. Nie zabrakło śmiesznych anegdot o tym, jak mąż podbierał jej ubrania i kazał je przerabiać tak, by pasowały na niego, że uwielbiał się wygłupiać i chodzić w ciążowych swetrach Mayte, a także wspomnień, że garderoba wokalisty uporządkowana była kolorystycznie, a w każdej trasie towarzyszył mu mistrz „foo foo”, dbający o to, by wnętrza hotelowych pokoi spełniały wymagania artysty (dekorował je świecami, poduchami, dywanami i narzutami, by artysta zawsze czuł się „jak w domu”).

To właśnie te drobiazgi sprawiają, że postać Prince’a nabiera wyrazistości, staje się o wiele bardziej realna. Za sprawą lektury The Most Beautiful poczułam, że nie jest to kolejna ze znanych osób, która zmarła, a ja mogę przejść nad tym do porządku dziennego praktycznie bez żadnego wysiłku. Po przeczytaniu ostatnich stron, zamykając książkę ponownie uderzyło mnie poczucie straty człowieka, o wiele bardziej bliskiego mojemu sercu niż wcześniej. To nie był już „jakiś Prince”.

 

Często stawiamy sobie pytanie o to, jacy naprawdę są artyści w prywatnym życiu, gdy nie muszą kreować idealnego wizerunku przed tysiącami wielbicieli. Nie zawsze chcemy usłyszeć odpowiedź. Książka wydana przez Wydawnictwo SQN jest jednak dla tych, którzy pragną zobaczyć oblicze Prince’a do tej pory znane jedynie jego bliskim. Mayte z uczuciem wspomina lata spędzone u boku tego fenomenalnego artysty, przybliżając nam jego sylwetkę. The Most Beautiful. Moje życie z Prince’em to powieść nie tylko dla fanów geniusza z Minneapolis.

 

Miłość niejedno ma imię. „The Most Beautiful. Moje życie z Prince'em” – recenzja książki

 

Tytuł: The Most Beautiul. Moje życie z Prince’em

Autor: Mayte Garcia

WydawnictwoSQN

Ilość stron: 352

ISBN: 978-83-8129-147-7

Martyna Halbiniak
Martyna Halbiniak
Lubi twierdzić, że nie wpisuje się w schematy, łamie konwencje i jest jedyna w swoim rodzaju, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę otacza się ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Wyznaje zasadę, że czekolada nie pyta, ona rozumie, a sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Kocha książki (chociaż zagina im rogi), kinomaniaczka i serialoholiczka, wciąż znajdująca czas na kolejne inicjatywy.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu