To niewielkie, nadbrzeżne miasteczko wygląda na spokojne i bezpieczne: ale to tylko pozory. Wystarczy choć trochę się przyjrzeć, by wśród ulic dojrzeć szpiegostwo, szantaże, kradzieże, zdrady i ofiary morderstw. Otrucia, rany od strzał oraz zmiażdżenie przez pianino zdają się tu na porządku dziennym, a na dodatek wszystko dzieje się w tym samym momencie.
Czy dzięki waszym zdolnościom dedukcji sprawiedliwość wreszcie zawita do tego gniazda grzechu?
Nie od razu
Najpierw trzeba znaleźć dość duży stół, na którym zmieści się główna (oraz jedyna) plansza gry: papierowy arkusz przedstawiający rysunkowe miasto, wraz z budynkami wszelkiego rodzaju, parkami oraz przede wszystkim – mieszkańcami. Ci przeżywają dość nietypowe przygody, biorąc udział we wszelakich przestępstwach, a nierzadko są też iż ofiarami. Współczynnik zbrodni wydaje się już dawno przewyższyć ten w Gotham Batmana – zdecydowanie bliżej mu do Sandomierza, w którym to porządku pilnuje sławny Ojciec Mateusz. Wy, co prawda, nie dostaniecie w pakiecie z grą roweru, lecz mała lupę – przyda się ona zdecydowanie bardziej, bo w rozwiązywaniu śledztw ważne będą nawet (dosłownie) najmniejsze szczegóły. Spraw bardziej lub mniej kryminalnych w pudełku znajduje się szesnaście, podzielonych według skali trudności – od jednej do pięciu gwiazdek. Rzecz jasna, na rozgrzewkę dostaniecie w miarę nieskomplikowaną zagadkę zaginionego cylindra, jednak później… Dość napisać, że trup ściele się gęsto, podejrzanych jest zawsze zbyt wielu, a i ich motywy trzeba dokładnie wyjaśnić. Bycie detektywem to ciężki kawałek chleba.
Watsonie?
Choć w tym przypadku, całkiem zabawny. Przyznaję, po przeczytaniu krótkiej instrukcji i szybkim rzucie oka na rysunkowe postacie mieszkańców, zakładałem raczej nieskomplikowaną rozgrywkę, skierowaną do młodych nastolatków. Oznaczenie minimalnego wieku „12+” na pudełku tylko mnie utwierdziło w tym przeświadczeniu. A tu okazuje się, że czwórka dorosłych ludzi świetnie się bawiła, przez ponad godzinę rozwiązując kilka spraw o wcale nie maksymalnym poziomie trudności.
Poszczególne zagadki składają się zazwyczaj z około ośmiu kart z pytaniami oraz odpowiedziami na odwrocie. Pierwszy kartonik wprowadza graczy i nakierowuje na miejsce zbrodni. A potem… wszystko dzieje się samo. Jak zginął denat, gdzie był przed śmiercią, z kim rozmawiał, jakie było narzędzie zbrodni, czy podejrzany miał motyw? Kolejne kwestie, w miarę postępu śledztw, muszą zostać wyjaśnione, a wy będziecie co rusz przeczesywać mapę w poszukiwaniu wskazówek.
Jak już wspominałem, czarno-białe miasto o wymiarach 75 na 110 centymetrów zawiera życie konkretnych mieszkańców nie tylko w jednym momencie ich życia (bądź śmierci). A to, choć jest główną mechaniką gry, może rodzić pewne problemy.
Lepsze niż bilokacja
Dana postać (o specyficznym wyglądzie twarzy, bądź też ubiorze, zazwyczaj łatwo je od siebie odróżnić) występuje na mapie przynajmniej kilkanaście razy. Dostrzeżemy ją spacerującą ulicami, wykonującą codzienne czynności, ale też choćby kupującą truciznę, czy martwą. Rdzeniem każdego śledztwa jest, poprzez odpowiadanie na zadane przez grę pytania, odtworzenie ostatnich chwil ofiary przestępstwa. Przeczesywanie zaułków przy pomocy niewielkiej lupy bywa całkiem zabawne, jednak często znajdziecie swego bohatera w kompletnie innej sytuacji niż jest to w danym momencie potrzebne. Przykład: gdzie był denat przed śmiercią? Wytężony wzrok znajduje go w mieszkaniu z filiżanką w dłoni. Ale karta jasno wskazuje parking przed sklepem wędkarskim, a wspomniana herbatka to rozwiązanej dopiero piątej karty z kolei. Potrafi to wprowadzić małe zamieszanie i byłoby naprawdę uciążliwe, gdyby nie swoisty Mistrz Gry. Choć instrukcja sugeruje, by osoba czytająca kartoniki brała udział w śledztwie, radzę oddelegować jednego gracza tylko do zadawania pytań i nakierowywania pozostałych na prawidłowe rozwiązania. Znacznie upłynni to rozgrywkę, a niebezpośrednie podpowiedzi wprowadzą dodatkowe ilości śmiechu. Wiem z doświadczenia.
Dla kogo?
Mimo dość infantylnej oprawy graficznej, nie zapędzałbym się z tak niskim progiem wiekowym jak dwanaście lat. W porządku, część spraw dotyczy bardziej psikusów niż przestępstw, ale w większości trupy spotykamy w każdym zaułku. Nie wspomnę już o szantażowaniu radnego, bo spotykał się z prostytutką, czy zdemaskowaniu księdza jako członka klubu dla fetyszystów. To w mniejszym stopniu tytuł dla rodzin, a bardziej dla paczki znajomych, nawet niekoniecznie jeszcze pełnoletnich.
MikroMakro to imprezówka, przy której przyda się nie refleks, lecz spostrzegawczość i naprawdę trzeźwe myślenie. I choć nie brzmi to porywająco, nie ukrywam, bawiliśmy się przy tym tytule całkiem nieźle. Rozwiązanie wszystkich spraw kryminalnych powinno potrwać do dziesięciu godzin, więc macie zajęcie na przynajmniej kilka wieczorów. Gdyby tylko w pudełku znajdowało się więcej powiększających szkiełek, byłoby dużo prościej, ale za to zmniejszyłoby to liczbę śmiesznych pomyłek i ciągłego narzekania na własną ślepotę.
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: 25 – 30 minut
Wiek: 12+
Wydawnictwo: Lucky Duck Games
Za przekazanie gry MikroMakro: Na tropie zbrodni do recenzji dziękujemy wydawnictwu Lucky Duck Games, więcej o grze przeczytacie tutaj: