Narkotyki to ryzykowna rozrywka. Działają na nasz ośrodkowy układ nerwowy, zaburzają percepcję, wpływają na emocje. Pobudzają lub otumaniają. Potrafią sprawić, iż czujemy się tak, jakbyśmy byli w stanie osiągnąć wszystko, jednak jednocześnie istnieje ogromne ryzyko, że mogą uczynić z nas żyjącą ludzką roślinę. W zależności od tego jak zareaguje nasz organizm. Czy chwila ekstazy warta jest takiego ryzyka?
A co by było, gdyby za sprawą narkotyku istniała możliwość uwolnienia skrywanej w naszym ciele mocy rodem z komiksów i kreskówek? Gdyby jedna tabletka mogła uczynić z nas choćby na pięć minut superbohaterów lub superprzestępców? Power to właśnie taka pigułka. Wystarczy przekręcić kapsułkę i połknąć. Istnieje jednak zagrożenie, że trafimy na zły towar, a nasze ciało wskutek zetknięcia z silnie mutagenną, a do tego skażoną substancją eksploduje, wcześniej powodując ogromny ból. Zaryzykowałbyś?
I’ve got the power
Project Power to pełnometrażowy film produkcji platformy streamingowej Netflix udostępniony w sierpniu tego roku. W obsadzie mamy okazję zobaczyć wcielających się w główne role Jamiego Foxxa, Dominique Fishback i Josepha Gordona-Levitta. Jeśli chodzi o grę aktorską, nie mogę niczego zarzucić odtwórcom . Jak na film akcji, jest bardzo dobrze. Scenariusz, choć nie zapiera tchu w piersiach, wbijając w fotel, również został napisany poprawnie, w płynny sposób prowadząc nas przez historię bohaterów: młodocianej dilerki handlującej Powerem, aby pomóc ciężko chorej matce, policjanta, walczącego z naszprycowanymi narkotykiem przestępcami sam zażywając pigułki z myślą, iż cel uświęca środki, oraz tajemniczego weterana, chcącego za wszelką cenę odnaleźć córkę, której zniknięcie związane jest z handlem złotą kapsułką.
Mam tę moc… ale to już było
Generalnie Project Power to dobry film akcji, idealny na wieczorny relaks. Jednak oglądając go, gdzieś z tyłu głowy pojawiły mi się słowa piosenki Maryli Rodowicz Ale to już było i faktycznie, motyw narkotyku zmieniającego w nadczłowieka kojarzył mi się z tym wykorzystanym już wcześniej w dość średniej produkcji, jaką była Lucy i rewelacyjnym Limitless. Jak na ich tle wypada Project Power? Raczej średnio.
Z jednej strony nie mogę się do niczego przyczepić. Biorąc pod uwagę fakt, iż to film akcji, od którego również niczego specjalnego nie oczekiwałam, gra aktorska jest naprawdę bez zarzutu, efekty specjalne również trzymają poziom, podobnie jak scenariusz napisany przez Mattsona Tomlina i reżyseria w wykonaniu duetu Henry Joost i Ariel Schulman. Na pochwałę zasługuje też dopasowana i wprowadzająca klimat nowoorleańskiego życia ulicznego muzyka. Jednak mimo wszystko zabrakło tego “czegoś”, efektu wow, który sprawiłby, że Projekt Power wyróżniałby się na tle innych dostępnych w tym gatunku pozycji. Prawdę powiedziawszy, obawiam się, iż mimo, że film naprawdę mi się podobał i dobrze bawiłam się oglądając go, to za kilka miesięcy o nim zapomnę.
Z drugiej strony nie każda produkcja musi być dziełem sztuki, skłaniającym do rozważań na temat życia oraz śmierci i zapadającym w naszej pamięci na długie lata. Czasem film to po prostu film. Rozrywka na sobotni wieczór spędzany na kanapie z popcornem pod ręka i lampką wina. Sposób na odprężenie się po całym dniu lub tygodniu intensywnej pracy. Niewymagający, pozbawiony głębszego znaczenia i prosty w przekazie. A w tej roli Project Power sprawdzi się idealnie. Czy polecam? Tak, zdecydowanie. Jednak nie spodziewajcie się po nim niczego więcej niż względnie dobrej zabawy. To taki średniak, który mimo wszystko dobrze się ogląda.
W mojej ocenie film ten zasługuje na mocne 6/10 punktów.
Tytuł oryginalny: Project Power
Reżyseria: Henry Joost / Ariel Schulman
Rok światowej premiery: 2020
Czas trwania: 1 godzina 51 minut