Maski, rasiści i niebieski bóg. „Watchmen” – recenzja serialu

-

W tym roku nie możemy narzekać na brak komiksowych adaptacji. Dostaliśmy The Boys, Doom Patrol i na koniec roku Watchmen. Ten ostatni serial był dość… wyjątkowy i niejednoznaczny.
Rasizm, wszędzie rasizm!

Strażnicy jako komiks ukazał się w liczbie dwunastu zeszytów. Seria pierwotnie ukazywała się w latach 1986–1987 jako miesięcznik wydawany przez DC Comics. Szczerze, niewiele o niej wiedziałem i wraz z informacjami odnośnie serialu, poszerzyłem swoją wiedzę i w tej materii.

Świat przedstawiony ma superbohaterów, ale takich przywdziewających dziwne stroje i biją rabusiów na ulicach miast. Początek takich działań ma miejsce w latach 40. Największą zmianą, jaka się dokonuje względem naszego świata, jest holokaust mieszkańców miasta w wykonaniu geniusza Adriana Veidta, który zainscenizował atak kosmitów. Poświęcił miliony istnień i poczynił ogromne zniszczenia. Spowodowało to, że światowe mocarstwa odłożyły niesnaski na bok, schowały pociski nuklearne i żyją w pokoju. Dodatkowo USA wygrało wojnę w Wietnamie i przyłączyło cały kraj jako pięćdziesiąty pierwszy stan. Udało się im to z pomocą Dr Manhattana, człowieka, który został bogiem przez tragiczny wypadek w trakcie eksperymentu naukowego. Fabuła serialu ma miejsce po wydarzeniach z kart komiksu, jednak powracają w nim znajome twarze.

Maski, rasiści i niebieski bóg. „Watchmen” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Watchmen”

To uniwersum nie jest także połączone ze światami Supermana czy Batmana, choć komisy są wydawane przez DC.

Nie będę kłamał — pierwszy odcinek totalnie mnie nie przekonał. Poziom absurdu i głupoty zmaksymalizował się w momencie ataku na jedną z siedzib Siódmej Kawalerii, komórki terrorystycznej, wyznającej białą supremację rasową. Trójka policjantów naciera od frontu przez pole, gdzie w nocy pasą się krowy. Ich przeciwnicy zaczynają do nich strzelać z karabinu maszynowego, osadzonego na pickupie. Kilka zwierząt w panice ucieka i dostaje się w ogień krzyżowy. Funkcjonariusze chowają się za ciałami. Pociski rozrywają cielska bydła, ale nie mogą dosięgnąć skrytych  za nimi ludzi. Po chwili terroryści uciekają do pobliskiego helikoptera. Kapitan policji obserwuje wszystko z góry w jednostce latającej, przypominając sowę. Zamiast zablokować im możliwość ucieczki, czeka i taranuje w powietrzu śmigłowiec. Najlepiej przeprowadzona akcja na świecie, naprawdę.

Do tego mamy wesoło biegającego komunistę, mówiącego z ruskim akcentem, a postacie nie mogły wytrzymać pięciu minut bez mówienia czegoś o rasizmie. Maski dla stróżów prawa wciąż wydają się bardzo abstrakcyjnym pomysłem i nie wierzę, że mogłyby się sprawdzić w realnym życiu. Jednak… to był dopiero początek.

Maski, rasiści i niebieski bóg. „Watchmen” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Watchmen”
Składanie fabuły

W tym świecie superbohaterowie byli pierwotnie ubóstwiani, teraz muszą ukrywać się albo przyznać się do  działań pod maską i liczyć na litość ze strony prawa. Poprzez swoje brutalne metody oraz samosądy są ścigani przez policję podobnie jak przestępcy, na których polują. Jest rok 2019, jednak wiele technologii znanych nam z naszego życia, nie występuje w serialu. Co nie oznacza, że nie zobaczymy różnych cudów technologicznych.

Początkowo widz ma totalny mętlik w głowie. Fabuła jest podawana w kawałkach, sam obraz przenosi nas w różne momenty historyczne i ukazuje liczne retrospekcje. Dlatego  wymusza to na bieżąco składanie tego, co widzimy. I to stanowi bardzo dobre rozwiązanie w szczególności w ostatnim odcinku, kiedy wszystkie puzzle trafiają na swoje miejsce i już wszystko rozumiemy.

Według mnie główna bohatera Angela (Regina King) jest tak nudna i nieciekawa, że sceny z jej udziałem ciągnęły się straszliwie. Pomimo  twardego charakteru i zaciętości, nie potrafiłem poczuć do niej sympatii. Do tego w tle rozgrywa się wątek miłosny, a tych szczerze nienawidzę. Świetnie za to prezentował się policjant o pseudonimie Zwierciadło (Tim Blake Nelson), mówiący z wyraźnym akcentem i bojący się ataku kosmitów. Jednak dla mnie faworytem jest Ozymadiasz (Jeremy Irons), który początkowo wydaje się szaleńcem. Jego irracjonalne pomysły, okazują się genialne! Nic dziwnego zresztą, w końcu mówimy o najmądrzejszym mężczyźnie na świecie. Dr Manhattan (Yahya Abdul-Mateen II) został dobrze odegrany i aktor wczuł się w rolę istoty, która ciągle gdzieś odbiega myślami oraz działa na kilku planach czasowych.

Maski, rasiści i niebieski bóg. „Watchmen” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Watchmen”
Świetny dobór oprawy muzycznej

To, co ogromnie mi się spodobało w całym serialu, to fenomenalne utwory muzyczne z szerokiego wachlarza lat 50.,60. czy 70. Te klasyki świetnie brzmią, zwłaszcza w licznych retrospekcjach. A ja nie ukrywając, jestem wielkim fanem takiego repertuaru.

Trzeba także przyznać twórcom, że efekty specjalne zostały wykonane naprawdę nieźle, nawet w niektórych momentach znakomicie. Na szczęście nie przesadzili z nimi i za każdym razem, gdy widzimy je na ekranie, przyciągają wzrok kunsztem. Grafika komputerowa przeplata się tutaj z rzeczywistością i wykorzystaniem różnych sztuczek filmowych.

Maski, rasiści i niebieski bóg. „Watchmen” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Watchmen”
Niezwykle intrygujący serial

Szczerze, wiem na pewno, że to pozycja idealna dla fanów pierwowzoru. Jak z resztą widzów? Fabuła, choć początkowo chaotyczna, składa się w logiczną całość i w genialny sposób  tłumaczona przez scenariusz. Wizja świata jest ciekawa i intrygująca, bo tak naprawdę niewiele różni się od naszego. Nie mamy tutaj człowieka ze stali czy wszechobecnych kosmitów. Dr Manhattan dzięki swoim zdolnościom jest wyjątkowy i oryginalny. W porównaniu do The Boys czy Doom Patrolu, które są dość luźne, Watchmen wymaga od widza ciągłej uwagi. I to jest świetne!

Serial obejrzałem dzięki uprzejmości

Maski, rasiści i niebieski bóg. „Watchmen” – recenzja serialu

https://www.youtube.com/watch?v=cAOVSjr-aew

podsumowanie

Ocena
7.5

Komentarz

Początkowo chaotyczny, ale stworzony z dobrym pomysłem serial dla widza, który nie boi się zgubić i odnaleźć w całej opowieści. Świat przedstawiony jest nam niezwykle bliski, a zarazem tak różny od naszego. Dla fanów komiksu obowiązkowy seans!
Mateusz Zelek
Mateusz Zelek
Gdyby urodził się 65 milionów lat temu, to na pewno byłby dinozaurem. Ogromny fan prehistorycznych gadów i wszystkiego, co z nimi związane. Dziennikarz specjalizujący się w grach wideo i wiążący z nimi swoją zawodową przyszłość. Nie pogardzi także dobrą lekturą.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Początkowo chaotyczny, ale stworzony z dobrym pomysłem serial dla widza, który nie boi się zgubić i odnaleźć w całej opowieści. Świat przedstawiony jest nam niezwykle bliski, a zarazem tak różny od naszego. Dla fanów komiksu obowiązkowy seans!Maski, rasiści i niebieski bóg. „Watchmen” – recenzja serialu