Tytuł danej gry jest nie mniej ważny od jej zawartości: przecież to on wraz z grafiką na pudełku znajduje się na pierwszej linii w bitwie o atencję konsumentów. Niektóre nazwy są krótkie i w obcym języku, zazwyczaj angielskim (Everdell, Call of Chtulhu), a inne zostają przetłumaczone i stawiają na bezpośredniość (Najlepsza gra o psach, Scenariusz za milion). Ważne jednak, by były w miarę oryginalne i jednoznaczne: natomiast wpisując frazę „Miasto w chmurach” w wyszukiwarkę, najpierw ujrzycie zakamarki uniwersum Star Wars, o potem dowiecie się o dość nietypowym fenomenie/teorii spiskowej…
Fundamenty
Oj tam, przecież to tylko niewinne dokuczanie wydawcy: tak na serio to naprawdę dobry tytuł, zwięźle i trafnie oddaje sedno rozrywki. Gracze budują „miasto”, a ponieważ składać się ono będzie z mniejszych i większych wieżowców, w krótkim czasie osiągnie poziom „chmur”. Ale zacząć trzeba od podstaw: pudełko zaskakuje niemałym rozmiarem i wagą. To konieczność – budynków jest sporo, no i z zasady nie mogą być małe. Czterdzieści osiem kwadratowych kafelków posłuży nam za fundamenty. Nadrukowano na nich w trzech różnych kolorach miejsca przeznaczone na tworzone apartamenty: w barwach odpowiadających poszczególnym wysokościom. Z tych elementów planszy budować będziemy metropolię – każdy gracz dobiera po trzy na rękę, gdy ułoży przed sobą jeden, uzupełnia z częściowo odsłoniętej puli kolejny.
Musicie przyznać, nic skomplikowanego bądź zaskakującego. Zabawa kończy się, kiedy wszyscy osiągną określony rozmiar miasta, który jest zależny od liczby uczestników, zazwyczaj cztery na trzy płytki. No ale kto wygrał? Gracz posiadający najwięcej drapaczy chmur? Nie, ten z gęstszą siecią komunikacyjną.
Wyżej!
Już tłumaczę i objaśniam, choć, wbrew pozorom, nie będzie to takie łatwe. Otóż plastikowe figurki budynków mają na dachu delikatne wycięcia: wyłącznie po to, by można je połączyć wąskimi, kartonowymi kładkami (oczywiście te są częścią gry). Im dłuższa ścieżka, tym więcej punktów jest warta. Stawiamy wieżowce, pilnując, by te o tej samej wysokości nie stały za blisko siebie, oraz wciąż sprawdzając, czy te podniebne trasy ze sobą nie kolidują. W końcu nie wolno przekroczyć maksymalnego obszaru miasta, należy więc myśleć wielopoziomowo i tworzyć kolejne piętra z rozmysłem.
Kolorowe drapacze chmur są bardzo schludnie wykonane i choć nie posiadają wielu szczegółów, spełniają swoją rolę znakomicie. Podobnie kafelki fundamentów (białe z barwnymi nadrukami) oraz dróżki z rozpisanymi wartościami punktowymi. Wszystko ładne, ale praktyczne tylko w teorii.
Ku chmurom!
Nie unikniecie sytuacji, w której całe wasze miasto legnie w gruzach wskutek nieuważnego ruchu lub zwyczajnej chęci położenia kolejnej kładki. No chyba że ktoś uczył się bierek od mistrza zakonu Shao Lin z Tybetu. Zabawa zobowiązuje do pełnego skupienia, nie muszę więc chyba wspominać, iż wymaga w pełni „trzeźwego” umysłu. Z pewnością nie jest to tytuł na wesołą, weekendową posiadówkę ze znajomymi: chociaż z drugiej strony nie ma przecież nic śmieszniejszego niż porażka kumpla czy kumpeli. Wszystko się chwieje, nagle trzeba rozebrać część ścieżek, by zbudować te na niższych piętrach, a w pobliżu nie ma pęsety. Pierwszy raz spotykam się z tytułem, kiedy to cechy fizyczne gracza mogą mieć wpływ na poziom zabawy: wąskie i długie palce a’la Edward Nożycoręki będą tu zdecydowaną zaletą. Choć odradzam nieobcięte paznokcie.
Powrót na ziemię
Na Miasto w chmurach należy patrzeć w kategoriach zręcznościowej łamigłówki: w tej roli sprawdza się znakomicie i potrafi przynieść wiele frajdy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę tryb rozszerzony, który znacznie urozmaica rozgrywkę. Przed rozpoczęciem zabawy losuje się dodatkowo specjalne kafelki warunków, dla przykładu: minus dwa punkty za każde skrzyżowanie ścieżek, plus trzy za najwięcej tras czy też ograniczenia dotyczące wysokości budowanych wieżowców. Zaakceptowanie tego trybu jako podstawowego znacznie podnosi, i tak już wysoki, poziom dobrej zabawy oraz satysfakcji z wygranej.
Jednej rzeczy nie mogę tylko zrozumieć (by budynki się nie chwiały, kafelki musiały być wydrążone, a to podniosło koszt produktu, pomijam więc tę kwestię). Dlaczego tury graczy następują po sobie, a nie równolegle? Wystarczy wyłożyć więcej odkrytych planszetek fundamentów i można nawet ścigać się z pozostałymi, kto pierwszy stworzy miasto danej wielkości. Przyznaję, iż po kilku partiach według standardowych zasad szybko przeszliśmy do równoczesnych ruchów. Radocha z układania podniebnych kładek była nawet większa, gdy wszyscy śpieszyliśmy się i drżącymi palcami budowaliśmy kolejne wieżowce. Nie zmuszam do takiej opcji, ale szczerze polecam.
Liczba graczy: 2-4
Wiek: 10+
Czas rozgrywki: ok. 20 minut
Wydawnictwo: FoxGames
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu FoxGames, więcej o grze przeczytacie tutaj.