Maraton z Kingiem

-

Stephen King to zdecydowanie Mistrz Powieści Grozy, którego utwory od wielu lat zachwycają miłośników mrocznych klimatów. Sieć kin Helios postanowiła zaprosić nie tylko fanów książek, ale także adaptacji powieści autora na Nocny Maraton Filmowy, gdzie widzom zaprezentowano kultowe Lśnienie, jego kontynuację Doktora Sen oraz niezwiązanego z serią Łowcę snów. Czy filmy okazały się idealnym wyborem na nocny maraton i jak wydarzenie to wypada w porównaniu z innymi, na których miałam przyjemność być?
Postaw na klasyka

Rozpoczęcie maratonu od znanego wielu osobom Lśnienia uważam za strzał w dziesiątkę. Produkcja z 1980 roku wprowadziła widzów w klimat charakterystyczny dla twórczości Kinga i z przytupem otworzyła noc. Dla miłośników autora była to okazja, by odświeżyć starą i dobrze im znaną ekranizację, dla osób, nie mających wcześniej styczności z adaptacją – szansa na poznanie klasyki kina grozy. Warto zauważyć jednak, że Lśnienie rozwija się dość wolno. Ponadto dużą rolę odgrywają w nim liczne dźwięki. Wszystko to sprawia, że jest to produkcja idealna na seans pod kocem w zaciszu domowym, gdzie widz może skupić się na filmie. W kinie, prawdopodobnie za sprawą zbyt głośnej muzyki, od której chwilami bolała głowa, nie sposób było skoncentrować się na innych bodźcach. Fabuła nieco rozmywała się w świadomości widza, zaś klimat ulatniał. Pojawiały się momenty, gdy byłam w stanie myśleć jedynie o docierających do mnie irytujących dźwiękach, zabierających dużą ilość przyjemności z seansu. Po Lśnieniu doszłam do wniosku, że film wyświetlany w kinie, który wcześniej oglądałam wiele razy, nie sprawił mi aż tak wielkiej przyjemności, jaką odczuwałam podczas seansów w domu.

Bez Lśnienia bezsensem byłoby wyświetlanie Doktora Sen. Zarówno kontynuacja książkowa historii Torrance’a, jak i jej adaptacja powstały dość późno, bowiem kolejno w 2013 i 2019 roku, nie zmienia to jednak faktu, że idealnie łączą się one z Lśnieniem. Seans Doktora Sen był nie lada gratką dla fanów Lśnienia, którzy nie mieli szansy wcześniej poznać dalszych losów Dana. Film, powstały prawie trzydzieści lat później, w dużym stopniu różni się od swojego poprzednika. Nie jest to jednak rozbieżność, która stawia go na gorszej pozycji. Można powiedzieć, że po prostu w większym stopniu trafia do współczesnego odbiorcy. O ile Lśnienie stawia na powolny wzrost napięcia i oparte zostało na typowym budowaniu akcji, gdzie fabuła dąży do momentu kulminacyjnego, po którym następuje wyciszenie, tak Doktor Sen jest dynamiczny i nieprzewidywalny. Fabuła rozwija się gwałtownie, a widz może liczyć na nagłe i zaskakujące zwroty akcji.

Doktor Sen wyjaśnia także wiele nierozwiązanych kwestii pojawiających się w Lśnieniu. Odbiorca poznaje nowe fakty na temat ludzi lśniących. Wprowadzane zostają kolejne postacie, które rzucają nieco światła na historię sprzed lat. Nie można zapomnieć także o nawiązaniach do najbardziej popularnych scen z filmu sprzed trzydziestu lat, jak chociażby słynna scena z wanną czy krwią wylewającą się z windy.

Film bez fabuły

Ostatni z filmów okazał się całkowicie nietrafiony. Oglądając adaptację opowiadania, miałam wrażenie, jakbym patrzyła na obrazowe przedstawienie utartych schematów, pojawiających się w filmach i książkach o kosmitach. Twórcy prezentują przyjaciół zamkniętych w domku w lesie, do tego tajemniczych przybyszy z innej planety oraz wojsko, chcące ich zniszczyć i jednocześnie skrywające wiele sekretów. Dodając do tego dużą ilość krwi, powstaje film niesmaczny i nudny, który w domowym zaciszu mógłby sprawdzić się jako typowy odmóżdżacz, jednak na zwieńczenie maratonu zdecydowanie się nie nadaje.

Kwestie techniczne

Noc podzielona została na dwie części, zgodnie z ilością filmów. Pomiędzy konkretnymi seansami widz miał od dziesięciu do piętnastu minut czasu na wyjście do toalety bądź kupienie czegoś w barze. Zaletą okazało się to, że bar był czynny zarówno podczas przerwy około godziny drugiej, jak i po godzinie czwartej. Podczas chociażby Maratonów Horrorów czy Maratonu z serią Niezgodna ostatnia przerwa była tą najgorszą, kiedy robiło się zimno, a na kupienie przekąski i czegoś do picia nie można było liczyć. Te wydarzenie okazało się o wiele lepsze pod względem organizacji.

Wracając jeszcze do kwestii wspomnianej temperatury – idąc na całonocny maraton filmowy, warto wyposażyć się w ciepłą bluzę lub kocyk. Na początku jest ciepło, jednak z doświadczenia wiem, że około godziny trzeciej robi się zimniej. Zależność ta pojawiała się podczas każdego maratonu, na którym byłam. Nie było to przyjemne, gdy założyłam jedynie koszulkę i skórzaną kurtkę.

Gdybym miała po raz kolejny decydować, na Maraton Kinga zdecydowanie wybrałabym się jeszcze raz, aczkolwiek jedynie dla Doktora Sen. Lśnienie okazało się być niezwykle ciężkie do przebrnięcia, głównie przez źle dobrane natężenie dźwięków, zaś od Łowcy snów trzymajcie się z daleka, jeśli nie chcecie zmarnować swojego czasu.

Patrycja Nadziak
Patrycja Nadziak
W żadnej szafie nie znalazła wejścia do Narnii, a sowa zgubiła list z Hogwartu. Pozostało jej jedynie oczekiwać na Gandalfa. Do jego przyjścia ma zamiar czytać, pisać, oglądać seriale i mecze w Bundeslidze… a także poślubić Jacka Sparrowa.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu