Do oblężonego podczas niemieckiej ofensywy w drugiej wojny światowej Leningradu trafia doborowy oddział GRU – radzieckiego wywiadu wojskowego. W mieście panuje głód, pojawiają się przypadki kanibalizmu, z czym nie może poradzić sobie milicja i NKWD. Od jakiegoś czasu wojskowe oddziały są dziesiątkowane przez nieliczne siły pożerających serca dywersantów. Major Aleksander Razumowski trafia na trop tajemniczej sekty. To punkt początkowy fabuły powieści Adama Przechrzty, której trzecie już wydanie ukazało się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów. Brzmi ciekawie? Kwestia gustu, jednak siła tej książki drzemie dużo głębiej niż mogłoby się wydawać.
Historical fiction czy fantastyka
Fantastyka historyczna kojarzy się bardziej ze średniowieczem niż z dwudziestym wiekiem. Adam Przechrzta łamie ten stereotyp, osadzając akcję swojej powieści w pierwszej połowie minionego stulecia. Zima 1942 roku, oblężony Leningrad, a w nim major Razumowski – dowódca doborowego oddziału wojennoj razwiedki (GRU), jednej z najbardziej elitarnych w owych czasach formacji w radzieckiej armii. Ludożerstwo w głodzonym mieście jest najsrożej karanym przestępstwem. Za świadome spożycie „ludziny” grozi śmierć, bez taryfy ulgowej.
Autor odmalowuje klimat otoczonego miasta bardzo trafnie. Szacuje się, że podczas dwu i półrocznej blokady Leningradu zginęło około 700 tysięcy jego mieszkańców, większość w wyniku głodu i wyniszczenia organizmu. Świat przedstawiony w powieści nakłada się na wiedzę historyczną, z której wynika, że w okresie prezentowanym jako czas stacjonowania w radzieckim Petersburgu oddziału Razumowskiego, codziennie umierało tam około 3 do 4 tysięcy ludzi. Przechrzta desperację ludności odmalował w naprawdę mocnych kolorach; czytelnik może niemal fizycznie odczuć niecierpliwe oczekiwanie majora na zakończenie akcji i ewakuację z tego przedmurza piekieł do bezpiecznej, wydawałoby się, Moskwy. Mimo, że większość akcji odbywa się właśnie w stolicy radzieckiego imperium tytuł jest bardzo trafny – w końcu demony mają zdolność podążania za prześladowaną postacią.
Określenie gatunku Demonów Leningradu, jest moim zdaniem, trudne. Ja chętniej widziałabym ją jako political fiction, mimo, że czasy drugiej wojny światowej są już zdecydowanie historyczne. Przechrzta nie skupia się jednak na ukazaniu wyłącznie realiów tamtych czasów czy fabuły na ich tle. Jedną z głównych osi powieści jest lawirowanie głównego bohatera między wymaganiami własnych przełożonych, układaniem relacji z NKWD i przeżyciem trudnych misji. Dzięki politycznej grze udaje mu się zjednać nawet słynnego stalinowskiego zbrodniarza – Ławrientija Berię. Sasza Razumowski gra twardo – wie, że strach przed Stalinem i chęć utrzymania własnej głowy na swoim miejscu są głównymi motywacjami wszystkich oficerów, niezależnie od stanowiska i formacji. To polityka, w której nie ma miejsca na dobre chęci i ustępstwa ze względu na miłosierdzie. Raczej bezlitosna walka o życie zgodnie z zasadą pruskiej armii (tu w wersji radzieckiej) – musisz się swojego przełożonego bać bardziej niż wroga. Odnoszę wrażenie, że za pomocą bezpiecznych, bo zamierzchłych realiów, autor tłumaczy działanie systemów politycznych. Przeniesienie tego, na współczesne, codzienne programy informacyjne wydaje mi się łatwiejsze, niż odniesienie do rzeczywistości wielu osadzonych w XXI wieku powieści z pogranicza political fiction (choćby Czerwony pająk Bondy – straszny chaos w wykładaniu wizji autorki, a tutaj mamy, owszem, metaforę, ale bardzo czytelną).
Do tego Przechrzta nie byłby sobą, gdyby nie wplótł w akcję wątku fantastycznego. Głównym zadaniem misji Razumowskiego w Leningradzie jest uzyskanie kontroli nad ludożerstwem. Chodzi o kanibali, którzy rozgromili już kilka doborowych oddziałów i pożarli serca żołnierzy. Dowództwo domyślając się, że pełnią dywersyjną rolę, skierowało sprawę do GRU, a szef oddziału zyskał prawo wydawania rozkazów w imieniu Stalina. Tak rozpoczyna się akcja powieści. Z jej treści zdradzę tylko tyle, ile wydaje się oczywiste – kanibale, których tropi major, mają ponadnaturalne zdolności.
Przechrzta to nie Bonda – tu każdy krok bohatera ma swój sens, dlatego więcej nie zdradzę. Jeśli w jakimś punkcie pojawia się z pozoru przypadkowy bohater, możecie być pewni, że odegra jeszcze rolę w kluczowych momentach historii. Czytelnik rozwiązuje więc zagadkę wspólnie z bohaterem – mi nie udało się jej rozwikłać przed końcem, obstawiałam inny układ sił, co nie popsuło mi zabawy. Lektura jest dla czytelnika emocjonującą, sensacyjną rozrywką.
Major Razumowski i Olaf Rudnicki
Rudnicki jest oczywiście nie z tej bajki. Bohater cyklu Materia Prima, warszawski alchemik przełomu XIX i XX wieku, wydaje się jednak bliźniaczo podobny do Aleksandra Razumowskiego. Obaj stanowią ostatnią deskę ratunku dla rządzących, są nieustraszeni, nieugięcie walczą i zwyciężają z tymi, których nikt inny nie daje radę przemóc. Pokonują zło, odnajdują i chronią dobro, przenikają przez pozory, a jednocześnie prowadzą grę polityczną na miarę swoich czasów. Warto ich porównać, bo schemat konstrukcji bohatera jest najbardziej rzucającym się w oczy podobieństwem pomiędzy cyklami, ale nie jedynym. W Demonach Leningradu wyraźnie widać również inne, typowe „patenty” Przechrzty na dobrą powieść. O ile nie lubię powtarzających się motywów w różnych książkach jednego autora, o tyle tutaj wypada to wyjątkowo korzystnie.
Może dlatego, że typowe dla stylu autora są wartka akcja, spójna koncepcja czy utrzymywane napięcie. Co prawda książka wciągnęła mnie dopiero w drugiej połowie (mam na myśli taki poziom zaczytania, w którym już wiem, że noc dziś będzie krótka, bo trzeba doczytać do końca), ale od początku fabuła jest bardzo dynamiczna. Wielu bohaterów ma cechy, które z łatwością odnajdziemy w postaciach cyklu Materia Prima – mamy więc kobiety gotowe, by służyć mężczyźnie (scena, w której Natasza zatrzymuje Saszę w progu, żeby jeszcze wyczyścić mu buty, jest, jak dla mnie, na pograniczu dobrego smaku). Znajdziemy tu również kobiety waleczne, przewyższające sprawnością bojową wielu mężczyzn, jak i wysoko postawionego przyjaciela, który otwiera drzwi, które pozornie miały zostać zamknięte. Mimo że sprawia to wrażenie gotowego „przepisu na powieść Adama Przechrzty”, nie umniejsza w niczym wartości czytelniczej. Na korzyść Demonów Leningradu w porównaniu z Materią przemawia wyższy stopień realizmu. Trylogia o perypetiach Rudnickiego była zdecydowanie bliżej fantastyki, realia były tam bardziej historyzowane niż historyczne. Warto zwrócić też uwagę na to, że pierwsze wydanie cyklu o Razumowskim ukazało się w 2011 roku, a więc Natasza czyściła buty Saszy na długo zanim Natalia odgadywała potrzeby i zachcianki Olafa.
Kolejne cechy pisarstwa Przechrzty, jakie ujawniają się w książce to doskonała umiejętność poruszania się w realiach historycznych i relacjach polsko-rosyjskich (radzieckich?). Tym razem ogranicza się jedynie do wschodniej stroniestrony, ale to dopiero pierwsza część cyklu. Pokazanie ludzkiej twarzy oficera Armii Czerwonej czy NKWD to nie lada zadanie. Na dodatek Razumowski jest postacią, z którą łatwo się identyfikować. Nie jest jednoznacznie dobry ani zły, walczy o przetrwanie w trudnych czasach, stara się jednak zachować przyświecające mu zasady moralne. Przynajmniej na tyle, na ile nie sprowadza go to na pewną śmierć. A dokąd doprowadziły go jego wybory? Trudno powiedzieć – zakończenie pozostawia dużo niedopowiedzeń, ale bardziej budzą one zaciekawienie dalszym ciągiem niż niesmak wynikający z rozmycia akcji.
Tytuł: Demony Leningradu
Autor: Adam Przechrzta
Liczba stron: 408
Wydawnictwo: Fabryka Słów
ISBN: 9788379644032