Lepiej późno niż wcale? „Szalona wiosna” – recenzja książki

-

Myślę, że każdy z nas ma w domu stosik wstydu, na którym piętrzą się nieprzeczytane książki (osobiście wmawiam sobie przygotowania do emerytury, kiedy będzie na to dużo czasu). Właśnie na takiej stercie o wiele za długo leżała Szalona wiosna Aleksandry Tyl. Ponieważ poprzedni sezon przegapiłam (za co kajam się i obiecuję poprawę), czas nadrobić zaległości!
Masz ci babo placek

Zgłaszając chęć recenzji danej pozycji, staram się wychodzić ze strefy komfortu i sięgać po takie książki, których sama z pewnością bym sobie nie kupiła (oczywiście często odstępuję od tej reguły, ale o tym innym razem). W związku z tym, gdy wśród propozycji przedstawionych przez redaktor naczelną zobaczyłam Szaloną wiosnę, stwierdziłam, że przyszedł czas odpocząć trochę od fantastyki i po raz pierwszy przeczytać jakiś romans. No a mama przecież mówiła – nie oceniaj książek po okładce.

Protagonistką recenzowanej pozycji jest Beata, współczesna i niezależna Polka, która wierzy, że świat stoi przed nią otworem. Niestety bohaterka zderza się z przysłowiową ścianą, gdy traci pracę i bez żadnych sygnałów ostrzegawczych porzuca ją mężczyzna jej życia – i to dla innej! Zrozpaczona i bądź co bądź upokorzona kobieta reaguje w sposób moim zdaniem bardzo infantylny, upijając się niemal do nieprzytomności podczas wyjścia w miasto z grupą znajomych. W trakcie powrotu do domu (będącego trudnym zadaniem ze względu na stan jasno wskazujący na spożycie alkoholu) zostaje okradziona i zamiast poprosić kogoś o wezwanie policji, rusza w pogoń za złodziejami. Ta cała nieprawdopodobna sytuacja kończy się tym, że Beata odzyskuje przytomność w mieszkaniu nieznanego sobie mężczyzny (nie wiem, jak wy, ja bym wiała, gdzie pieprz rośnie!). Szybko okazuje się, że jest on szamanem, który potrafi przenosić ludzką jaźń do ciała innych osób. Nasza bohaterka snuje wówczas plan zemsty na Patryku (czyli byłym narzeczonym) i jego nowej partnerce. A ponoć chciałam odpocząć od fantastyki.

Kwoka Beata

Pamiętacie, jak Harry Potter, podczas pierwszego korzystania z proszku Fiuu, przekręcił nazwę i znalazł się w niepożądanym miejscu? To samo spotkało naszą Beatę. Na czas bliżej nieokreślony (ponieważ szaman nie był w stanie przedstawić konkretnych ram czasowych) jej duch przeniósł się do ciała ledwie jej znanego mężczyzny. Jak się zapewne domyślacie, w pierwszej chwili nasza bohaterka wpadła w panikę – co jest zrozumiałe. Niestety bardzo szybko nieopacznie złamała najważniejszą zasadę astralnych podróży. Otóż gdy opuszczamy nasze ciała i znajdujemy się przez jakiś czas w cudzych, obowiązuje nas ścisła zasada milczenia. Nie chcemy przecież, żeby ktoś pomyślał, że zwariował, słysząc nasz głos w swojej głowie – prawda? Po tym jak protagonistka wydała z siebie dźwięk po raz pierwszy, ani myślała przestać biadolić. By nie zepsuć nikomu przyjemności z czytania, nie mogę zdradzić wam szczegółów. Napiszę jedynie, że w mojej ocenie Beata jest krnąbrną, zadufaną w sobie i przemądrzałą hipokrytką.

Strona obyczajowa

Na szczęście Szalona wiosna opowiada nie tylko o perypetiach głównej bohaterki. Poznajemy też jej siostrę, starającą się wypromować nową galerię sztuki w Warszawie, oraz starszego mężczyznę zamieszkującego kamienicę, w której mieści się wspomniany punkt. O losach tych bohaterów zdecydowanie przyjemniej mi się czytało. Opisywanie scen obyczajowych wychodzi autorce najlepiej. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że książka wypadłaby o wiele lepiej bez wprowadzania do niej motywu podróży astralnej. To, w jaki sposób Aleksandra Tyl pisze o ludziach w średnim i starczym wieku, pokazuje, że jest bardzo dobrą obserwatorką.

Zgrzyt trybików w mózgu

W Szalonej wiośnie znajdziecie wiele pomyłek językowych, poprzestawiane literki czy złe końcówki czasowników lub przymiotników. Czytając niektóre zdania, niemal słyszałam ocierające się o siebie trybiki w moim mózgu. Jako przykład niech posłuży nam następujący fragment: (…) ale jego myśli były gdzieś zupełnie indziej[1]. Pragnę jednak podkreślić, że z podziękowań autorki zamieszczonych na końcu książki wnioskuję, iż proces pisania został zakończony trzydziestego marca, a premiera tego tytułu odbyła się już dwudziestego czwartego kwietnia. Korektorki miały zatem bardzo mało czasu na wykonanie swojej pracy.

Podsumowanie

Byłabym niesprawiedliwa, pisząc, że Szalona wiosna to pozycja, po którą nie warto sięgać. Mimo licznych wad jestem pewna, iż wielu mniej wymagających czytelników się w niej zakocha. Ja nawet mam już pomysł na to, komu przekazać swój egzemplarz, by wywołać uśmiech na jego twarzy.

[1] Tyl A., Szalona wiosna, Słupsk/Warszawa 2018, s.58.

Lepiej późno niż wcale? „Szalona wiosna” – recenzja książki

 

Tytuł: Szalona wiosna

Autor: Aleksandra Tyl

Wydawnictwo: Prozami

Liczba stron: 464

ISBN: 978-83-65897-36-7

podsumowanie

Ocena
5

Komentarz

Szalona wiosna doskonale nada się na przykład do zabrania ze sobą na piknik, by poczytać ją na łonie natury. Nie oczekiwałabym od niej jednak zbyt wiele.
Wiktoria Mierzwińska
Wiktoria Mierzwińska
Crazy dog lady zakochana w Batmanie. Czyta dużo, nałogowo ogląda seriale i nie może żyć bez herbaty, czekolady i żółtego sera.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Szalona wiosna doskonale nada się na przykład do zabrania ze sobą na piknik, by poczytać ją na łonie natury. Nie oczekiwałabym od niej jednak zbyt wiele.Lepiej późno niż wcale? „Szalona wiosna” – recenzja książki