Popbookownik objął książkę Legendy i latte swoim patronatem.
Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Legendy i latte do współpracy patronackiej dziękujemy Wydawnictwu Insignis.
Myśleliście, że czytaliście już wszystko i żaden motyw was nie zaskoczy – szczególnie w literaturze fantasy? Ja byłam tego aż nazbyt pewna. A potem pojawia się Viv – orczyca, która po latach wojowania odwiesza miecz na kołek i… zakłada fartuch baristki. W ,Legendach i latte Travis Baldree udowadnia, że nawet o sprawach przyziemnych można pisać w sposób heroiczny.
Życiowe rewolucje
,,Rzeczy nie muszą zawsze pozostawać takimi, jakie były na początku” (str. 22) – tako rzecze Viv, podpisując umowę kupna starej, zapyziałej stajni w prowincjonalnym Thune. Po latach wywijania mieczem wojownicza orczyca postanawia przejść na emeryturę. Osiedla się w niewielkim miasteczku z zamiarem otworzenia małej kawiarni (warto wspomnieć, że w Thune nigdy nie słyszano o kawie). Wszyscy myślą, że zwariowała, ale – hej! – kto nie ryzykuje, ten nie pije latte z podwójną pianką! Poza tym Viv posiada potężny artefakt, który – jeśli wierzyć legendzie – zapewni spełnienie wszelkich pragnień serca.
Prowadzenie biznesu przypomina wojaczkę… z kilkoma drobnymi różnicami. Tu trzeba wykazać się nie tylko sprawnością fizyczną, lecz także sprytem i przedsiębiorczością. Po drodze nie zaszkodzi też zebrać drużynę. Czy z pomocą napotkanych sojuszników Viv zdoła spełnić marzenie i rozpocząć nowe życie? A może w obliczu kłopotów sięgnie po miecz i wróci do sprawdzonych sposobów?
Tak samo… ale inaczej
Legendy i latte to niewielkich rozmiarów powieść (w zasadzie nowelka) wzbogacona o krótkie opowiadanie wieńczące. Po raz pierwszy zadebiutowała jako owoc self-publishingu. Szybko stała się fenomenem TikToka. Jej autor – Travis Baldree – przez lata zajmował się projektowaniem i tworzeniem gier wideo. Ma na swoim koncie między innymi Torchligh, Rebel Galaxy i Fate. Dzięki doświadczeniu designerskiemu, jak i storytellingowemu wykreował uniwersum, które – choć niczym nie wyróżnia się na tle znanych czytelnikom fantastycznych krain – jest wewnętrznie spójne i zgodne ,,ze sztuką gatunku”.
Wojowniczka przechodzi na emeryturę i zakłada kawiarnię w generycznym, prowincjonalnym miasteczku… pomysł pozornie ,,z czapy”. I śmiem twierdzić, że właśnie dlatego taki fascynujący! Nie macie dosyć szablonowych historii, w których skupiona wokół protagonisty drużyna rusza w pogoń za przeznaczeniem, a od powodzenia ich misji zależą losy świata? A gdyby tak za pomocą tych samych chwytów storytellingowych zagrać o mniejszą stawkę?
Orczyca i spółka
W Legendach i latte diabeł tkwi w szczegółach. Nareszcie otrzymaliśmy powieść, w której główną bohaterką nie jest wiotka piękność o alabastrowej cerze, lecz orczyca. Viv to heroina na miarę księżniczki Fiony ze Shreka (a szczególnie jej alter-ego z czwartej części serii). Ze swoim uporem i metodycznym podejściem do życia z pewnością odnalazłaby się w kompanii wiedźmina Geralta. Jest silna, nieustępliwa i – przede wszystkim – proaktywna. Dąży do spełnienia marzeń, po drodze odhaczając wszystkie, nawet te najbardziej uciążliwe, punkty z listy. Oczywiście cierpi na syndrom Atlasa. Przyjmowanie pomocy przychodzi jej z trudem, jednak to właśnie proces przemiany bohaterki tak rozgrzewa serca czytelników. Viv przez całe życie niszczyła, teraz zamierza coś stworzyć. Pragnie nieść radość, zamiast chaosu i zniszczenia. Określić siebie na nowo, w oderwaniu od stereotypów i założeń.
Misja wydaje się karkołomna – tym bardziej orczycy potrzeba grupy szaleńców, którym sprawy beznadziejne nie są obce. Jej sojusznikami stają się hobgoblin Katastrofa (dla przyjaciół Kat), szczurołak Naparstek i – przede wszystkim – sukkuba Tandri. Każdy z bohaterów dźwiga własne brzemię społecznego ostracyzmu. Kat to zdolny budowniczy ze smykałką do inżynierii, jednak jego rasa nie cieszy się zbyt wielkim poważaniem. Naparstek ma talent cukierniczy, ale z uwagi na własną nieśmiałość (a może introwersję?) jest małomówny i nie odnajduje się w większej grupie. Tandri ciekawią zagadnienia naukowe. Próbowała uczestniczyć w zajęciach uniwersyteckich, lecz szybko zrozumiała, że nawet w środowisku uczonych nie zyska tak pożądanej podmiotowości. W kawiarni ,,Legendy i latte” te postacie nareszcie mogą być sobą i czuć się dobrze we własnej skórze. Razem tworzą wspólnotę opartą na akceptacji i wzajemnym wsparciu.
Może to właśnie największe ,,pragnienie serca”, które obiecuje spełnić klejnot skalwertów?
Głód… przytulności
Jeśli kiedykolwiek mieliście problem z opisaniem uczucia, jakie ogarnia was po porannej kawie, Baldree spieszy z pomocą. Co powiecie na ,,picie płynnego spokoju, który zalewa umysł” (str. 45)? Legendy i latte pełne są immersyjnych drobiazgów narracyjnych.
Z kart powieści unosi się aromat świeżo palonej kawy, jednak najbardziej kunsztownie opisano w niej cukiernicze łakocie. Któż mógłby się oprzeć naparstkom – chrupiącym ciasteczkom, które ,,kruszą się przyjemnie”? Mało tego, ,,smak orzechów i owoców wzmacnia egzotyczna jedwabista słodycz” (str. 144)! Do moich faworytów należą nocne półksiężyce – ,,maślane kieszonki z grzesznym wnętrzem”. Ich ,,kawałki niemal rozpływają się w ustach, jednocześnie tłuste od masła i niemożliwie wręcz lekkie” (str. 204), a dzięki roztopionej czekoladzie ,,smak jest słodszy, głębszy, bogatszy, jedwabisty i rozkoszny, z subtelnym aromatem przypraw” (str. 204).
Jak tam, powstrzymujecie ślinotok? Podobno gdzieś w internetowej przestrzeni krążą nieoficjalne przepisy na słodkie wypieki Naparstka!
Wciąż głodna
Choć na świat przedstawiony nie można narzekać, kilka występujących w nim ras wymaga doprecyzowania. Po lekturze wciąż nie do końca wiem, kim są skalni wróżowie czy pojawiające się już w prologu skalwerty. Być może doczekam się odpowiedzi na pytania. To uniwersum, z którym nie chcę się żegnać, a dodatkowe opowiadanie na końcu budzi nadzieję na więcej.
Legendy i latte to powieść idealna dla wielbicieli książki o przygodach rodziny Koźlaczek pióra Anety Jadowskiej, filmów ze Shrekiem i serialu Pora na przygodę. Dodam, że to jeden z najegzotyczniejszych pakietów ,,polecajek”, jakie dotąd stworzyłam… i myślę, iż to wyraża więcej niż tysiąc słów.
Autor: Travis Baldree
Wydawnictwo: Insignis
Ilość stron: 336
ISBN: 9788367323857
Więcej informacji TUTAJ