Wielkie tajemnice, smoki i walka o tron. „Legenda o popiołach i wrzasku” – recenzja książki

-

Decydując się na lekturę powieści autorstwa internetowych celebrytów – szczególnie przedstawicieli literackiego zakątka sieci, w którego działalność się angażuję – zawsze czuję się nieswojo. Staram się podchodzić do książek z otwartą głową, nie słuchać opinii innych, nie wyrabiać sobie żadnych opinii. Wokół Legendy o popiołach i wrzasku szum był jednak tak wielki, że nie dało się nie usłyszeć choćby kilku komentarzy. Czas, bym i ja dorzuciła swoje trzy grosze. 

Opowiadaną na kartach powieści historię podzielono na dwa niepowiązane ze sobą wątki. Na północy kontynentu mieszka i pracuje Antoinette, pokojowa, która na samym początku niniejszej przygody zostaje awansowana na ochmistrzynię u boku tajemniczego księcia Fiyonna. Mężczyzna planuje wyjazd do położonej wysoko w górach twierdzy, gdzie planuje spędzić zimę – a w tej podróży ma mu towarzyszyć służba z Nettie na czele. Na południu z kolei dwie siostry z rodu Rodaagov, starsza Raina i młodsza Rose, wiodą raczej monotonne życie pod okiem surowego ojca–króla stojącego na czele Zjednoczonego Królestwa Elendory. Ktoś podejmuje próbę przejęcia władzy i zabicia dziewcząt, jednak udaje im się uciec. Wyruszają w daleką podróż, by znaleźć schronienie i sojuszników, którzy pomogą im odzyskać utracone królestwo.

„Nie ufaj nikomu – mówił jej ojciec. – Dobry władca słucha wyłącznie siebie”

Z pewnym żalem piszę, że opis Legendy o popiołach i wrzasku brzmiał ciekawiej niż właściwa powieść. Okładkowe porównanie do Pieśni Lodu i Ognia George’a R.R. Martina (który to cykl bardzo lubię) uznaję za mocno przesadzone, jednak nawiązanie do Trylogii Grisha Leigh Bardugo jest aż zbyt trafne, gdy nieco dokładniej przyjrzymy się wątkowi Antoinette. Spodziewałam się czegoś unikatowego, tymczasem otrzymałam średnio wciągającą i raczej wtórną w ramach gatunku historię. Osoby przepadające za fantastyką raczej nie znajdą tu niczego nowego – choćby świeżej interpretacji „klasycznych” motywów (coś jednak mnie zaskoczyło – o tym za moment). Co więc tu mamy? Wielkie odkrycia w stylu „Jesteś czarodziejem, Harry, i to szalenie dobrym, choć trzeba cię podszkolić”, obecność smoków (nie uważam tego za spoiler – bestia spogląda na nas z okładki) i ich oswajanie (z jedną sekwencją bardzo mocno czerpiącą z kultowego filmu Avatar) oraz walkę o tron.

Wątek Antoinette wydał mi się względnie ciekawy, choć należy do tych spokojnych i statycznych – ale nie nudnych. Być może to dzięki wprowadzeniu motywu nawiedzonego domu, który gwarantuje kilka całkiem zabawnych scen. Historia młodej ochmistrzyni toczy się niespiesznie, a zakończenie tomu pozostawia ją w dość satysfakcjonującym momencie. Jakby w kontraście, u Rainy i Rose cały czas coś się dzieje, akcja mknie na łeb na szyję, byle tylko doprowadzić do zjawiskowego finiszu (mam tu na myśli domknięcie w omawianym tomie, ponieważ spodziewam się kontynuacji w następnych książkach). I choć zazwyczaj takie dynamiczne wątki mi pasują, tak w Legendzie o popiołach i wrzasku zamiast ekscytacji kolejnymi wydarzeniami towarzyszyło mi zagubienie. Tempo było aż za szybkie, przez co wiele scen wydało mi się pospieszonymi i niedostatecznie opisanymi, a wspomniane zakończenie, zapewne pomyślane jako bardzo emocjonujące, wywołało u mnie co najwyżej irytację. Nawet nie jestem ciekawa, jak dalej potoczy się ta opowieść.

„Jedynym sukcesem twoich mrzonek jest to, że potrafisz ogłupić wiele umysłów (…)”

Niewiele lepiej prezentują się bohaterowie oraz relacje pomiędzy nimi – gatunkowa klisza goni kliszę. O ile jeszcze kreacja Antoinette próbuje zachować pozory oryginalności, jej motywacje wydają się jasne, a reakcje tylko czasami przesadzone (choć to subiektywna opinia: być może odkrycie pewnych tajemnic faktycznie rezonuje aż na taką skalę), o tyle jej znajomość z Fiyonnem bardzo kojarzy się z relacją Aliny i Zmrocza/Darklinga z Trylogii Grisha Leigh Bardugo. Prawdopodobnie winę za to ponosi przede wszystkim pomysł na mrocznego, tajemniczego i spowitego mrokiem księcia.

Gdy jednak spojrzymy na drugi wątek, któremu poświęcono w tym tomie znacznie więcej miejsca, znajdziemy festiwal słabo opisanych postaci oraz niezrozumiałych, zachodzących niemal z dnia na dzień przemian (wiem, że pomiędzy kolejnymi rozdziałami nieraz mijają dni czy tygodnie, ale tego upływu czasu w ogóle nie czuć, stąd wspomniane przed chwilą poczucie). Mamy więc Rainę – dwudziestokilkulatkę patrzącą na wszystkich z góry i planującą przejęcie władzy, na dobrą sprawę nie posiadającą najmniejszego pojęcia o jej sprawowaniu. Jej młodsza siostra Rose szybciutko zmienia się z delikatnej panny płaczącej za utraconym pałacem w najprawdziwszą kick-ass girl, nieustraszoną i bystrzejszą niż woda w górskim potoku. Ich urok musi być wręcz przytłaczający, bo James, łowca opłacony, by je zabić, bez dłuższego wahania zgadza się przejść na stronę księżniczek i dołączyć do „stronnictwa” Rodaagovów. W skład drużyny wchodzi też Sebastian, osobisty strażnik dziedziczki tronu – chyba najnormalniejsza i logicznie myśląca osoba. Raz na czas pojawia się Ten Zły, gotów siać zamęt „dla dobra sióstr”, jednak jego kreację odebrałam jako skrajnie przerysowaną. Czy wspomniałam, że Raina ma narzeczonego, o którego jest okrutnie zazdrosna, ale jednocześnie na wieść o jego śmierci smuci się przez chwilkę, a później szuka pocieszenia w innych ramionach? Spodziewałabym się nieco dłuższej żałoby, biorąc pod uwagę ich zażyłość. Rose z kolei wplątana zostaje w związek romantyczny będący największym zaskoczeniem fabularnym w tej książce – tak słabo umotywowanej Wielkiej Miłości Aż Po Grób dawno nie widziałam w literaturze. Prawdopodobnie wynika to z tempa rozwoju wydarzeń w tym wątku – nie ma w nim czasu na nic, także na opisanie rozkwitu tej relacji. Szkoda.

„Wielu potrafi patrzeć na rzeczywistość tylko powierzchownie. Na podstawie nietrafionych obserwacji wyciąga błędne wnioski”

Chciałabym napisać, że to moje jedyne zarzuty względem Legendy o popiołach i wrzasku, ale nie mogę. Nie podobał mi się także chaos narracyjny (ponownie – obecny przede wszystkim w historii Rainy i Rose). Czasami ciężko połapać się, kto co robi. Mimo obecności narratora trzecioosobowego, bardzo dużo miejsca poświęca się na opis wewnętrznych przeżyć bohaterek, co odbija się na niewielkiej liczbie ciekawych scen akcji; być może podjęto tu próbę „pokazywania, nie mówienia” (show, don’t tell), ale w większość wypadków wypada ona średnio. Świat został ledwie nakreślony: rzucone tu i ówdzie nazwy innych państw czy powiązań pomiędzy nimi nie mają na ten moment znaczenia, smoki i wszystko, co z nimi związane, pojawiają się znikąd. Lektura tej powieści przypominała mi moje pisarskie próby sprzed kilku lat. I choć szanuję autorki, że udało im się ukończyć pracę nad bardzo rozbudowanym tekstem i go wydać, tak myślę, że dałoby się co nieco doszlifować: przyciąć niewiele wnoszące akapity z rozważaniami protagonistek, dopracować kreacje bohaterów, by uczynić ich bardziej mięsistymi, lepiej wyważyć dynamikę wydarzeń, skuteczniej sygnalizować upływ czasu i zapanować nad zaimkami oraz zdaniami, by narracja stała się czytelniejsza.

Zagraj siebie. „Act cool” – recenzja książki

Z czysto recenzenckiego obowiązku wspomnę o licznych błędach – interpunkcyjnych, składniowych, literówkach – obecnych w posiadanej przeze mnie kopii książki. Zarzuty ze strony czytelników pojawiły się bardzo szybko po premierze i wydawnictwo We Need YA już się do nich ustosunkowało, jednak to niedociągnięcie na pewno nie pomaga w ogólnym odbiorze powieści.

„Jest wiele rodzajów prawd. Są takie, które łatwo wmówić, ale też takie, do których dochodzi się samemu”

Mimo wszystkich wymienionych powyżej zarzutów, udało mi się wciągnąć w tę lekturę. Fakt, zajęło mi to chwilę, ale kiedy wreszcie nieco mocniej osiadłam w realiach świata przedstawionego, czytało się ją naprawdę szybko i lekko. Gdyby jeszcze to zakończenie jakoś mocniej mnie złapało za serduszko… Nie wiem też, do kogo kierowana jest Legenda o popiołach i wrzasku. Autorki wspomniały, że do ich rówieśników, młodych dorosłych; użyty w powieści język sugeruje raczej nieco inny target – na ten moment nie ma tu niczego, czego nie powinny czytać nastolatki. Sceny seksu czy przemocy są tu i ówdzie ledwie sygnalizowane.

Czy polecam? Nie. Czy odradzam? W sumie też nie, ale myślę, że na rynku dostępnych jest wiele ciekawszych, lepiej napisanych historii fantastycznych, w których wątki romantyczne nie biorą się z księżyca, a postaci zachowują się „po ludzku”. Równocześnie żywię nadzieję, że kolejne tomy okażą się bardziej dopracowane.

Okładka książki Legenda o popiołach i wrzasku Anna Bartłomiejczyk, Marta GajewskaAutor: Marta Gajewska, Anna Bartłomiejczyk

Tytuł: Legenda o popiołach i wrzasku

Wydawnictwo: We need YA!

Liczba stron: 600

ISBN: 9788367054560

Więcej informacji TUTAJ

podsumowanie

Ocena
5

Komentarz

Oczekiwania były spore, ale okazały się w większości niespełnione. Historia mało oryginalna, bohaterowie słabo nakreśleni, nad stylem pisania też dałoby się popracować.
Klaudia Ciurka
Klaudia Ciurkahttps://moje-czytadla.blogspot.com/
Książkoholiczka stawiająca pierwsze kroki w świecie gier wideo i planszówek. Seriale ogląda rzadko, ale od anime nie stroni. Kociara i herbatoholiczka z wyboru, okularnica z konieczności.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Oczekiwania były spore, ale okazały się w większości niespełnione. Historia mało oryginalna, bohaterowie słabo nakreśleni, nad stylem pisania też dałoby się popracować.Wielkie tajemnice, smoki i walka o tron. „Legenda o popiołach i wrzasku” – recenzja książki