Lateks, pejcze i prawdziwa miłość. „Love and Leashes” – recenzja filmu

-

Ponieważ już dawno nie obejrzałem żadnej koreańskiej dramy, a sobotni wieczór zapowiadał się nad wyraz spokojnie, wezwałem na pomoc algorytmy polecające Netflixa. Te zadziałały zaskakująco sprawnie, proponując mi kilka naprawdę interesujących tytułów (takich choćby jak Hometown cha-cha-cha, który na pewno jeszcze przede mną), ale wszystko to były seriale, a ja szukałem filmu.

No i znalazłem. Koreańską komedię romantyczną, z erotycznym wątkiem BDSM.

Ciekawość

Napisać, że byłem delikatnie zaskoczony tą produkcją, to delikatne niedopowiedzenie. Nigdy nie spotkałem się z tak odważnym podejściem – Korea Południowa, jeśli chodzi o miłosne tematy, gustuje raczej w klasyce, ewentualnie z dodatkiem historii, bądź nutką fantasy. Po chwili zastanowienia przyszło olśnienie: ktoś tu zechciał mieć własne 50 twarzy Greya! Co prawda trochę późno na taki pomysł, nie jest też on zbytnio oryginalny (szkodliwe i tandetne 365 dni także próbowało podpiąć się pod ten trend). Jednakże co kraj, to obyczaj, byłem więc po prostu ciekaw, jak ten dość ciężki temat wypadł w całkiem innym od zachodniego kręgu kulturowym. Zaprosiłem więc narzeczoną na kanapę – gdyby przyłapała mnie na samotnym seansie, mogłoby wyjść niezręcznie – i wcisnąłem „play”.

Po pierwsze: opis na stronie Netflixa, jak zwykle zresztą, kompletnie mija się z prawdą. „Miłość znaczy tortury dla dwojga kolegów z pracy, którzy nawiązują relację pełną zmysłowej gry, przyjemności i bólu.”. Takiego „lania wody” nie widziałem od czasów studenckich – dezinformację sieją też plakaty, podkreślając erotyczny charakter produkcji. Po drugie: wprawne oko zauważy, że film zakwalifikowano do kategorii 16+, czyli o scenach seksu możecie zapomnieć. Nastawcie się prędzej na komedię romantyczną niż erotyczny dramat.

love and leashes
Love and Leashes / Netflix
Ochłodzenie

Jung Ji-woo pracuje w dziale PR w firmie produkującej (chyba) zabawki oraz bajki dla dzieci. Choć ceni sobie profesjonalizm i może wydawać się chłodna, współpracownicy ją lubią. Szef natomiast otwarcie nią gardzi, dodając obowiązków i utrudniając życie przy każdej okazji. Chwila dygresji: jeśli spotkaliście się już wcześniej z k-dramami, wątek szowinistycznego pracodawcy nie będzie wam obcy. Koreańskie społeczeństwo ma z tym spory problem, nie pomaga także obecny we wschodniej kulturze pracy bardzo zhierarchizowany system pracy. Zachodniego odbiorcę może on mierzić i wydawać się przesadzony, ale niestety nierzadko to prawda. Wracając: do działu bohaterki zostaje przeniesiony Jung Ji-hoo: miły, pomocny, a na dodatek przystojny mężczyzna. A ponieważ Love and Leashes to przede wszystkim komedia, zaczynają się przypadki, wypadki i inne dziury fabularne.

Ze względu na niezwykłe podobieństwo nazwisk, paczkę zamówioną przez Ji-hoo otwiera Ji-woo. Dlaczego nie podał adresu domowego…? Ze względu na zawartość (skórzaną obrożę oraz smycz) powinien, wtedy jednak film ten skończyłby się po pięciu minutach. Oczywiście tłumaczenia o nowym psie nie zdają rezultatu, gdy podczas wyrywania sobie pudełka wypada z niego kupon sklepu z erotycznymi akcesoriami. Paręnaście scen oraz piw wypitych przez bohaterów później, Ji-woo zgadza się przez najbliższe trzy miesiące stać się „Panią” swojego nowego kolegi z pracy – wszystko rzecz jasna w pełnej tajemnicy.

love and leashes
Love and Leashes / Netflix
Ocieplenie

Na szczęście nikt tu nikogo nie będzie zamykał w specjalnym pokoju, ani więził przez te kilkadziesiąt dni – wszystko odbywa się bardzo profesjonalnie. Widzowie, razem z Ji-woo, uczą się o kontrakcie pan/sługa oraz psychicznych i fizycznych aspektach BDSM. Oboje zainteresowani są singlami, mimo to spisują między sobą umowę, jasno określającą warunki tej niecodziennej współpracy. Prawa, obowiązki, częstotliwość wizyt – seks wchodzi w grę, ale tylko za obopólną zgodą.

Z każdym spotkaniem zagłębiamy się tę niecodzienną relację i poznajemy motywy kierujące bohaterami. „Niewolnik” chce, rzecz jasna, zaznać przyjemności, jednak przede wszystkim wewnętrznej, nie erotycznej. Walczy też z własnymi kompleksami oraz odrzuceniem byłej dziewczyny – gdy przyznał się jej do swych zainteresowań, znienawidziła go i odeszła, określając „paskudnym zboczeńcem”. „Pani” natomiast wciąż mieszka z matką i pragnie spróbować czegoś nowego w swoim życiu. Niestety, jak się późnej okazuje, w pewnym stopniu stara się także wyrzucić z siebie negatywne emocje, powodowane przez zachowanie szefa. I choć początkowo relacja ta wygląda na zdrową i uporządkowaną, z czasem wszystko zaczyna się psuć, gdy obowiązek zmienia się w uczucie.

love and leashes
Love and Leashes / Netflix
Stagnacja

Para wcielająca się w głównych bohaterów (Seo Ju-hyun oraz Lee Jun-young) to znani w Korei aktorzy z niemałym stażem, oboje występowali też w zespołach muzycznych. Nie można więc mieć jakichkolwiek zastrzeżeń do ich gry: poziomem nie odstają także postacie drugoplanowe, a zwłaszcza jak zwykle charyzmatyczna Lee El. Całość produkcji sprawia wrażenie wręcz hollywoodzkiej, lecz piękne sceny niweczone są czasem przez chaotyczny montaż. Problem ten zaznacza się w przejściach do retrospekcji oraz wybiegach fabuły w przyszłość – o zmianie czasu, w jakim rozgrywa się akcja, byłem informowany zdecydowanie za późno.

Film broni się także treścią. Choć same sceny o podtekście erotycznym ugrzeczniono, to jednocześnie nie boją się pokazać choćby krwistych śladów po smaganiu pejczem, bądź przydeptywaniu obcasami. Oczywiście te są później dezynfekowane – nikt tu nikogo nie wykorzystuje ani się nie znęca, wszystko oparte jest na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. I to właśnie wątek BDSM oraz poszukiwania akceptacji swej seksualności wynosi Love and Leashes ponad inne komedie romantyczne. Tu także znajdziecie masę fabularnych nieścisłości, istniejących wyłącznie po to, by pomiędzy bohaterami mogło zaiskrzyć. Twórcy nie bali się jednak szturchnąć delikatnie tego mrowiska tabu i pokazać hipokryzję koreańskiego społeczeństwa, także w kwestii uprzedmiotowienia kobiet. A już samo to wystarcza, bym polecał go zdecydowanie bardziej niż 50 twarzy Greya czy te nieszczęsne 365 dni.

love and leashes

 

Tytuł oryginalny: Love and Leashes (모럴센스)

Reżyseria: Park Hyun-jin

Rok premiery: 2022

Czas trwania: 118 minut

 

Inne recenzje azjatyckich produkcji:
Artykuły o azjatyckich serialach:

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Komedia romantyczna, która zaprzęga erotykę nie tylko po to, by zwiększyć oglądalność. Koreański filmowy BDSM jest zdecydowanie mniej bolesny niż ten amerykański.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Komedia romantyczna, która zaprzęga erotykę nie tylko po to, by zwiększyć oglądalność. Koreański filmowy BDSM jest zdecydowanie mniej bolesny niż ten amerykański.Lateks, pejcze i prawdziwa miłość. „Love and Leashes” – recenzja filmu