Oglądając filmy takie jak Tulipanowa gorączka, najbardziej boję się tego, że bohaterowie będą nudni albo odpychający, ponieważ w produkcjach tego typu mało jest efektów specjalnych, więc to postaci muszą ratować tytuł. Niestety obawy, które miałam, spełniły się i nawet Alicia Vikander nie uratowała tego tytułu przed katastrofą.
Kwiaty warte więcej niż ludzie
Akcja filmu rozgrywa się w siedemnastowiecznej Holandii, w czasach bogatych kupców, malarzy oraz giełdy tulipanowej. Poznajemy zamożnego Corneliusa (Christoph Waltz), który wziął sobie za żonę bardzo młodą i niezwykle piękną Sophię (Alicia Vikander). Jedynym prawdziwym marzeniem mężczyzny jest posiadanie potomstwa, jakiego niestety jego małżonka nie może mu dać. W trakcie wydarzeń Sophia zakochuje się w malarzu, sprowadzonym na życzenie jej męża, knuje więc intrygę mającą na celu ukrycie romansu.
Znikający bohaterowie
Historia sprawia wrażenie ciekawej oraz wciągającej, jednak już w połowie seansu dostrzegamy masę błędów i niedociągnięć. Jednym z przykładów może być postać Willema Broka (Jack O’Connell), rybaka oraz kochanka Marii (Holliday Grainger). Mężczyzna pojawia się tylko po to, aby zapłodnić odpowiednią osobę, po czym zostaje uprowadzony przez zgraje mężczyzn i znika. Willem jest traktowany przez reżysera dosyć niesprawiedliwie, usuwany i dodawany do historii, by wypowiedzieć dwa/trzy zdania. Widz nie do końca może go poznać, gdyż był nieobecny przez sporą część filmu.
Nie jestem do końca pewna czy w realnym świecie Sophia byłaby w stanie tyle czasu udawać ciężarną, dlatego myślę, że sam ten pomysł okazał się szyty grubymi nićmi. Z filmu dowiadujemy się, że kobieta nie sypiała w tym czasie z mężem, co mogłoby wydawać się podejrzane. Z drugiej strony mamy Marie, która musiała ukrywać swoją ciążę, co jest niewykonalne.
Czy to tylko seks?
Kolejną rzeczą, do jakiej mogę się przyczepić, jest sam romans Sophie z Janem, który nie do końca został przemyślany. Justin Chadwick chciał przyśpieszyć bieg historii, dlatego pominął najciekawsze okazje na głębsze poznanie się bohaterów i od razu przeszedł do scen erotycznych. Ciało Alicii Vikander miało odwrócić naszą uwagę od pozbawionego sensu scenariusza. To uczucie jakie dzieliła Sophia z malarzem nie mogło rozkwitnąć, w szczególności, że kochankowie nie wymieniają ze sobą zbyt wielu zdań.
Romans wydaje się pozbawiony emocji, co pozostawia widza z niesmakiem. Najgorsze jest jednak to, że mimo dobrych aktorów, nie da się polubić bohaterów. Nie mogą się wykazać, przez co postaci wydają się nam bardzo płaskie i nudne. W filmie pojawia się także garstka osób, które wydawałoby się, że są ważne dla historii, a mimo to pokazują się tylko w jednym wątku bądź mówią jedno zdanie i znikają.
„Piękne” nie idzie w parze z „dobre”
Mimo wszystko warto dać szansę tej produkcji ze względu na pracę, jaką włożyli w nią scenarzyści, charakteryzatorzy oraz krawcowe. Kostiumy aktorów są niezwykłe i oszałamiające, w szczególności suknie, które zostały przygotowane dla Alicii Vikander. Miasto, jakie widzimy, jest dobrze przemyślane i pozwala poczuć klimat siedemnastowiecznej Holandii . Dlatego myślę, że to po prostu ładny, ale niekoniecznie dobry film.
Tytuł oryginalny: Tulip Fever
Reżyseria: Justin Chadwick
Rok produkcji: 2017
Czas trwania: 1 godzina 45 minut
Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości