Nie da rady nie zauważyć, że czytelnictwo w naszym kraju jest tematem, który często wzbudza kontrowersje, zawsze wtedy, gdy pojawia się następny raport nawiązujący do jego stanu w Polsce.
Pamiętam tę dumę i poruszenie, kiedy dowiedzieliśmy się, że Olga Tokarczuk otrzymała nagrodę Nobla. W końcu człowiek może powiedzieć, że Polak potrafi.
Z przykrością stwierdzam, iż zachwyt ten nie trwał długo, bo podczas jednego z paneli na Festiwalu Góry Literatury Noblistka wypowiedziała dość kontrowersyjne słowa, co nie przeszło bez echa.
Mowa o poniższej wypowiedzi:
Nigdy nie oczekiwałam, że wszyscy mają czytać i że moje książki mają iść pod strzechy. Wcale nie chcę, żeby szły pod strzechy. Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać książki trzeba mieć jakąś kompetencję, trzeba mieć pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze. Te książki, które piszemy, są gdzieś zawieszone, zawsze się z czymś wiążą.
Nie wierzę, że przyjdzie czytelnik, który kompletnie nic nie wie i nagle się zatopi w jakąś literaturę i przeżyje tam katharsis. Więc piszę swoje książki dla ludzi inteligentnych, którzy myślą, którzy czują, którzy mają jakąś wrażliwość. Uważam, że moi czytelnicy są do mnie podobni, piszę jakby do swoich krajanów.1
I oczywiście w tym miejscu trzeba zaznaczyć, że posiada ona prawo do swojego zdania opisującego jej przekonanie na temat tego, kto i jakie książki winien czytywać. Nie powinno być w tym nic złego, niemniej w zaistniałej sytuacji, patrząc na te słowa, można odnieść wrażenie, iż mogły zostać powiedziane w nieodpowiedni sposób.
W pierwszej chwili warto zauważyć, że Tokarczuk uważa literaturę za coś będącego podstawą wszystkiego, co piękne i wyjątkowe, lecz jeśli nie rozumie się tego, co chce przekazać autorka w swoich książkach, odbiorca staje się w jej oczach idiotą.
Warto zaznaczyć, że do czytania generalnie nie potrzeba jakichś wygórowanych umiejętności, bo w końcu — łączymy litery w słowa, a je w zdania, a te w akapity budujące całość tekstu.
Spójrzmy na to ze strony, o której zdaje się mówić nasza Noblistka: im człowiek więcej zapoznawaje się literaturą, tym więcej wie, a to w dużej mierze przekłada się na to, jak postrzega otaczający go świat oraz jak go odbiera.
I trudno się z tym nie zgodzić, każdy, kto choćby czyta inne media, dostrzega podobny schemat, lecz forma tego, co pochłania, jest diametralnie rozbieżna od słowa pisanego. Tak samo można by postrzegać członków redakcji Popbookownika, którego to właśnie pochłaniacie. Każdy z naszych redaktorów widzi i jednocześnie odbiera inaczej to, co zostaje mu przedstawiane, gdy ogląda filmy, seriale lub zapoznaje się z książkami, komiksami i mangami.
Przekłada się to na materiały, jakie możecie tutaj znaleźć i wiadomo, niektóre z nich mogą gdzieś się zazębiać. Ale przez to, że ciągle pojawia się coś innego i nowego, nigdy nie potrafimy przewidzieć, co i jak na nas wpłynie.
Literatura to coś, do czego każdy powinien mieć dostęp!
I nie powiecie mi, że nie, bo w końcu dzięki książkom powstało wiele filmów, komiksów, gier oraz seriali uwielbianych przez masy na świecie. Świetnym tego przykładem mogą być, chociażby tomy przygód o najsłynniejszym nastoletnim czarodzieju, znanym nam jako ten okularnik z blizną na czole.
Innymi, równie mocnymi przykładami, pasującymi tu idealnie, są światy stworzone przez J.R.R. Tolkiena lub G.R.R. Martina, z Neilem Gaimanem obok. Gdyby nie ich książki, nie wiedzielibyśmy czy zło opanuje Śródziemie, czy Biali Wędrowcy zniszczą znane nam Westeros, lub jak mają się boskie sprawy na Ziemi, bo Diabeł i Anioł mieszają na przestrzeni czasu.
Założenie i jednocześnie promowanie tego, że literatura stanowi lepszą formę tego, co autor/ka chce opowiedzieć odbiorcy, bywa niesamowicie jednowymiarowe, a poza tym każdy z nas jest inny, co przekłada się na fakt, że inaczej konsumujemy przedstawione nam treści.
Kiedy tworzysz coś, musisz liczyć się z tym, że nie trafi to do każdego!
Kiedy czytam ponownie słowa Noblistki, nasuwa mi się pewna kwestia. Mianowicie, zdaje się, że zapomniała ona o jednej ważnej rzeczy jako autorka. Kiedy oddajesz swoje dzieło do druku, zostało ono wydane i można je kupić wszędzie, to nie oznacza, że to coś złego w kontekście jakości stworzonego produktu końcowego.
Zakładając, że następną książkę Tokarczuk kupi ktoś, kto w jej mniemaniu to idiota, mimo iż nawet jej nie skończy, dzięki jej fragmentowi może stać się kimś bogatszym o coś, czego nie wiedział — stanie się lepszą jednostką niż ten, kto w ogóle po nią nie sięgnął.
Nie czytasz? W porządku! Czytasz? Świetnie!
Kiedy patrzę na tę całą sytuację, zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz: Czy w naszym kraju nie można promować czytelnictwa bez jednoczesnego mówienia o tym w taki sposób, iż jest to coś dla kogoś mądrzejszego od Kowalskiego i Nowaka?
Jak ktoś ma się stać bogatszą wewnętrznie osobą, kiedy na każdym kroku robimy z czytelnictwa coś nawiązującego do elitarności? Samemu wielokrotnie sięgałem po tytuły, z jakich wyciągnąłem może 10 procent ich faktycznego przekazu (na tamten moment lektury) i sprawiło mi to niemałą przyjemność, bo złapałem bakcyla na coś zupełnie nowego i nieznanego. Pchnąłem sam siebie do skoku w nieznaną mi króliczą norę i dziś wolę czytać większe liczby książek, wpadających mi w ręce. Skutkuje to przekładem na głębsze pojęcie o świecie niż mówienie, że to nie dla mnie, ponieważ tego nie zrozumiem.
Czytanie rozwija nas nie tylko jako odbiorcę treści, faktycznie stajemy się dzięki temu bardziej wrażliwi, dostrzegamy więcej w sobie, ale również w innych. Nawet w tych, co myślą, że książki nie są dla idiotów. Są dla każdego i mówienie, że jest zupełnie inaczej — staje się idiotyzmem samym w sobie.
- Cytat ze strony Spider’s Web.