Książki Stephena Kinga to już klasyka gatunku. Każdy chociaż raz słyszał to nazwisko. W głowie autora przeplata się ze sobą milion pomysłów i to tak niezwykłych, że aż wywołują w czytelniku szereg emocji. Trudno przenieść to stwierdzenie na szklany ekran. Czasem udaje się to z lepszym skutkiem, czasem z gorszym. Jak było w przypadku Cujo?
Niebezpieczne ugryzienie
Spokojne, wręcz senne, amerykańskie miasteczko Castle Rock. To tutaj, wraz z rodziną oraz ogromnym psem, który jest tak łagodny, że nawet by muchy nie skrzywdził, mieszka znający się na swojej robocie mechanik. Wszystko jednak się zmienia, kiedy czworonóg, w pogoni za zającem, klinuje się w jego norze i zostaje ugryziony przez nietoperza. Stopniowo z sympatycznego, uwielbiającego wszelkie pieszczoty zwierzęcia zamienia się w krwiożerczą bestię, która zabija wszystkich po kolei…
Biedny zwierzak
Przyznam szczerze, że rzadko sięgam po produkcje, w których główną rolę grają zwierzęta. Przyczyną tego faktu jest to, że zazwyczaj takim bohaterom zdarzają się dość przykre sytuacje, wywołujące we mnie skrajne emocje i dodatkowo utrzymujące się przez wiele dni. Jednak do zapoznania się z Cujo zachęcił mnie fakt, iż miała to być świetna adaptacja noweli autorstwa Stephena Kinga. Po raz kolejny przekonałam się na własnej skórze, że obrazy umieszczane przez grafików i twórców na plakacie, często nijak mają się do rzeczywistości…
Gdzie te emocje?
Scenariusz wraz z reżyserią wołały o pomstę do nieba. Donna Trenton, w którą wcieliła się Dee Vallace, irytowała od pierwszych minut seansu. Jednak czarę goryczy przelały dopiero ostatnie sceny. Nie potrafiła ona poprawnie udzielić dziecku pierwszej pomocy – ciężko nią nazwać wtłaczanie powietrza przez usta. A gdzie masaż serca, niezbędny w zaistniałej sytuacji? Zresztą to nie jedyna kwestia, którą ciężko zrozumieć w postępowaniu kobiety. Kiedy zostaje uwięziona z synem w aucie jest, co zrozumiałe, przerażona i zdeterminowana, aby przeżyć całą sytuację w nienaruszonym stanie. Jednak po wyjściu z kryjówki, zamiast jak najszybciej biec do potencjalnej broni, czyli kija bejsbolowego, ta staje, rozgląda się, i szuka wzrokiem bestii. Poza tym sposób traktowania przez Donnę własnego męża wzbudzało swego rodzaju niesmak. Zdradzała go z przyjacielem rodziny, jednocześnie udając wierną żonę, która kocha swego partnera do granic możliwości. Danny Pintauro również się nie popisał. Jego rolę małego chłopca, Tada Trentona, można sprowadzić do dwóch zachowań – uporczywego krzyczenia lub rzewnego płaczu. Widz nie ujrzy na ekranie niczego więcej. O reszcie aktorów już nawet nie warto wspominać.
Przerażające stworzenie
Niezaprzeczalnym plusem omawianej ekranizacji jest postać psa. Chociaż tak, jak wspominałam już na początku, nie przepadam za scenami z udziałem zwierząt, w których dodatkowo dzieje się im coś złego, to w Cujo były one najlepsze. Z fascynacją grożącą przeistoczeniem się w obłęd obserwowałam stopniową przemianę łagodnego, łaszącego się do każdego, psiaka w żądną krwi bestię, mającą w oczach chęć mordu. Jego olbrzymi, umazany dużą ilością krwi pysk straszył już po pierwszych zbrodniach.
Zaś w tle…
Muzyki, jako takiej, w omawianej produkcji widz nie uświadczy. Są za to dość popularne dźwięki, które sugerują jakiego typu sceny ujrzy się za chwilę na ekranie. Potęgowały one odczuwane napięcie, zwłaszcza podczas kolejnych ataków psa. W moim odczuciu odrobinę podniosły one ocenę filmu.
To nie był dobry horror
Można napisać, że Cujo miał potencjał, ale został on zmarnowany przez słabą grę aktorską i dziwne, zdumiewające oraz szokujące zachowania postaci. Najlepszym bohaterem okazał się pies, którego przemiana w niebezpieczną istotę mogła naprawdę widza zafascynować na tyle, aby ten zechciał dokończyć seans. Jednak cała reszta pozostawia wiele do życzenia i myślę, że osoby, będące fanami horrorów i obejrzały ich już sporo, mogą srodze się zawieść na tym obrazie. Dla osób wrażliwych wspomnę jeszcze o jednej kwestii – jak na tamte czasy, w filmie pojawia się sporo krwi i czasem można ujrzeć ujęcia dość nieprzyjemnych ran.
Tytuł oryginalny: Cujo
Reżyseria: Lewis Teague
Rok powstania: 1983
Czas trwania: 1 godzina 31 minut