Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Przyczajona groza do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Vesper.
Spotkałem się ze stwierdzeniem, że by poznać nieznanego nam pisarza, warto zacząć od opowiadań, które stworzył. Czy ta sama zasada zajdzie również w przypadku mistrza grozy?
Jeśli chodzi o twórczość H.P. Lovecrafta, to w swoim życiu przeczytałem jedną jego książkę i przyznam, że kiedy trafiła mi się okazja, by odkryć więcej, nie mogłem przejść obok tego obojętnie.
Czym jest Przyczajona Groza?
Jak się domyślacie, jest to zbiór opowiadań, w którym znajdziemy sześć utworów spod pióra Lovecrafta. I w tym miejscu muszę zaznaczyć, ponieważ złapałem się na tym podczas lektury – toteż nie są opowiastki, które czyta się łatwo. Już od pierwszych stron widać, że to, co jest nam przedstawione, wymaga skupienia, by na dobre wsiąknąć w mrok i stworzony świat.
Kiedy wziąłem książkę do ręki i przekartkowałem, by zobaczyć, czego mogę się spodziewać, przyglądając się losowym fragmentom, uderzyło mnie to, że dialogów jest tam bardzo mało. Jednak, gdy już zabrałem się za właściwą lekturę, dotarło do mnie, że jest to zamierzony zabieg. Wszystkie opowiadania łączy jedna rzecz, czyta się je jak kronikę, która przypadkiem wpadła w nasze ręce.
Takie rozwiązanie jest ciekawym zabiegiem, ale stwarza pewne problemy dla odbiorców, ale o tym za moment.
Narrator bogiem, a historia to tylko fragment?
Każdy ze składających relację nam narratorów, chce przedstawić jak najdokładniejszy zapis wydarzeń. Co ciekawe, jakiekolwiek z opowiadań różniło się od poprzedniego dynamiką. Stąd też lektura któregokolwiek z nich w moim przypadku przebiegała różnie i kiedy ktoś będzie czytać tę recenzję, może się okazać, że historie, które mnie nie porwały, komuś innemu przypadną do gustu. Ta różnica w odbiorze jest tutaj bardzo możliwa, ponieważ dowolne z nich bywa specyficzne na swój sposób.
Pewna rzecz jest wymagana od odbiorców. Mianowicie którekolwiek z opowiadań (w zależności od odbiorcy) wymaga dość sporej dozy skupienia, ponieważ bardzo łatwo się zgubić w tym, co jest elementem historii, jaka jest nam przedstawiana. Zwłaszcza jeśli jest to w formie kroniki zdarzeń.
Sześć historii… i koszmarów?
Do teraz nie potrafię powiedzieć, które z gawęd najbardziej zapadło mi w pamięć. Z faktu tego, że ta książka wygląda jak dziennik, ciężko wybrać jedno, ponieważ w każdym znalazł się jakiś fragment, jaki zapada w umysł. W całym tomie znajdzie się aż sześć opowieści: Przyczajona groza, Opuszczony dom, Zgroza w Red Hook, Coś na progu, Przypadek Charlesa Dextera Warda oraz Nawiedziciel mroku.
Mam jednak pewien problem, dla mnie żadne ze wspomnianych kronik, nie są straszne, ale nie jest to wina autora, lecz mnie jako odbiorcy, ponieważ mało który film z tego gatunku jeszcze mnie porusza. Chyba widziałem i czytałem już zbyt dużo, abym się wystraszył. Zwłaszcza w tym strasznym gatunku kultury.
Książka, którą warto przeczytać!
Jeśli ktoś chce być fanem twórczości Lovecrafta, to na pewno będzie to ciekawe rozpoczęcie jego kolekcji. Jednak jeśli ktoś, podobnie jak ja, miał to szczęście, że jeszcze nie czytał utworów tego autora, to Przyczajona groza będzie dobrą pozycją na start.
Lektura tej książki stanowi na pewno doświadczenie przyjemne, zwłaszcza na jesienne wieczory. Właśnie z faktu, że mamy przed sobą sześć krótkich form wynika, że można czytać je w dowolnej kolejności, nie przejmując się tym, czy coś faktycznie czytało się wcześniej.
Przyczajona Groza to zbiór opowiadań, nad którym warto się pochylić, H. P. Lovecraft udowadnia, że jego reputacja mistrza horrorów jest jak najbardziej zasłużona. Jednak ciężko mi określić, dla kogo finalnie jest jego twórczość. Niemniej mogę powiedzieć, że polecam tę pozycję każdemu, kto zna nazwisko Lovecrafta.
Autor: H.P. Lovecraft
Wydawnictwo Vesper
Tłumaczenie: Maciej Płaza
Ilość stron: 328
EAN: 9788377314715
Więcej informacji TUTAJ