Squid Game zwróciło moją uwagę, gdy tylko w mediach społecznościowych Netflixa pojawiła się zapowiedź. Wiedziałam, że jest to coś, co muszę obejrzeć. Decydując się na seans, nie miałam pojęcia, że piszę się nie tylko na krwawe rozgrywki, ale też na rozważania nad kondycją społeczeństwa.
Pieniądze szczęścia nie dają?
Gihun ledwie wiąże koniec z końcem. Mieszka z matką w niewielkim mieszkaniu, żona od niego odeszła, z córką widuje się rzadko. Choć próbuje chwytać się różnych prac, nieustannie musi się zapożyczać – a zamiłowanie do hazardu nie pomaga mu w wyjściu na prostą. Pewnego dnia otrzymuje możliwość wzięcia udziału w grze, w której może wygrać sporą sumę pieniędzy. Nieco się waha, ale ostatecznie udaje się w wyznaczone miejsce, skąd zabiera go samochód prowadzony przez zamaskowanego mężczyznę. W ten sposób bohater trafia w nieznane sobie miejsce, w którym znajduje się jeszcze czterysta pięćdziesiąt pięć osób w różnym wieku. Łączy ich tylko to, że borykają się z problemami finansowymi różnej natury – długi, hazard, defraudacje. Rozwiązaniem ma być zwycięstwo w sześciu grach, gwarant otrzymania ogromnej nagrody pieniężnej. Gdzie tkwi haczyk? W tych zabawach przegrać można tylko jeden raz.
Na jaką kwotę wycenisz własne życie?
Decydując się na seans Squid Game, spodziewałam się czegoś podobnego do Igrzysk śmierci Suzanne Collins, ewentualnie Battle Royale Koushuna Takamiego: rozgrywki skupionej na rywalizacji pomiędzy uczestnikami, być może z wykorzystaniem motywów znanych z dziecięcych zabaw. Już drugi odcinek udowodnił mi, jak bardzo się myliłam! Choć koncept wydaje się podobny, w grach stanowiących część Squid Game chodzi przede wszystkim o przetrwanie, a nie eliminowanie innych. To na pozór to samo, ale – jak udowadnia recenzowana historia – w rzeczywistości pomiędzy tymi zagadnieniami istnieje subtelna różnica. Oczywiście z czasem, gdy liczba zawodników się kurczy, wizja zgarnięcia miliardów wonów staje bardziej realna, a zabawy – mniej wybaczające – rywalizacja przybiera bardziej sadystyczny obrót.
Nie spodziewałam się po tym serialu położenia aż takiego akcentu na przeszłość i motywacje bohaterów. Oczywiście nie poznajemy historii wszystkich czterystu pięćdziesięciu sześciu zawodników, jednak o tych kilku protagonistach, wokół których dzieje się najwięcej, można się naprawdę sporo dowiedzieć. A przynajmniej na tyle dużo, by rozumieć ich determinację w dążeniu do wygranej i oczywistą niechęć do podjęcia śmiertelnego ryzyka. Dzięki temu widz, choć nie zapała sympatią do absolutnie wszystkich bohaterów, zdaje się rozumieć ich postępowanie. Bo czy ktokolwiek z nas podjąłby inne kroki?
Rozwój charakteru
Protagonistą, któremu poświęcono najwięcej uwagi, jest Gi-hun Seong (w tej roli Jung-jae Lee) i, o rany, jak wiele emocji on wzbudził! Początkowo kreowany na nieodpowiedzialnego, uzależnionego od hazardu życiowego „przegrywa”, niebawem okazuje się postacią bardziej złożoną, o dobrym sercu, lecz nieco zwichrowanej moralności. Twórcy w bardzo satysfakcjonujący sposób przedstawili przemianę bohatera oraz podejście do gry stanowiącej oś serialu. W kontrze do niego postawiono jego przyjaciela z dzieciństwa, Sang-woo Cho (w tej roli Hae-soo Park), lokalnego geniusza, absolwenta Uniwersytetu Seulskiego, którego obecność wśród dłużników może zaskakiwać. Ta postać także przechodzi istotną przemianę, choć nie do końca taką, jakiej moglibyśmy się spodziewać.
Ale o co w ogóle chodzi?
Przez cały czas trwania seansu, towarzyszyło mi parę pytań: O co w tym wszystkim chodzi? Kto za tym stoi? Dlaczego ktoś miałby organizować podobne zabawy? Stety niestety, nie na wszystkie z nich otrzymałam odpowiedź, a kilka wyjaśnień wywołało wręcz kolejne wątpliwości. Te być może zostaną rozwiane w drugim sezonie, jeśli takowy powstanie. Historia posiada na tyle otwarte zakończenie, że aż prosi się o kontynuację, jednakże reżyser na ten moment nie planuje jej stworzenia.
Choć o Squid Game mam bardzo pozytywne zdanie, serial zdaje się strzelać sobie w stopę wprowadzonym do produkcji wątkiem policjanta, Joon-ho Hwanga (w tej roli Ha-joon Wi). Nie neguję, że dzięki jego obecności widz miał możliwość spojrzenia na rozgrywki z zupełnie innej strony, a obserwacja przygód dostarczyła tylko trochę mniej emocji niż oglądanie właściwych rozgrywek. Niemniej uważam, że zakończenie tego wątku wprowadza do produkcji sporą lukę i przypomina odbiorcy o jednej z najistotniejszych nieścisłości aż proszącej się o wyjaśnienie: rozgrywki zdają się zawieszone w próżni względem świata zewnętrznego. Czy naprawdę nikt z niemal pół tysiąca uczestników nie miał bliskich, których mogłoby zainteresować ich zniknięcie? Czy nikt nie zgłosił zaginięcia do organów poszukiwawczych, a może to właśnie te organizacje ignorowały doniesienia? Brakuje mi tu pewnej klamry, przez co nieco obniżyłam ocenę końcową.
Emocjonalny rollercoaster
Uważam, że serial stanowi dobry komentarz do sytuacji gospodarczo-politycznej wielu krajów. Problemy finansowe często spychają ludzi na margines społeczny, co popycha ich ku rzeczom, których nie chcą robić, ku odkrywaniu w sobie innych, niekoniecznie pozytywnych aspektów. Jak daleko posuną się dla pieniędzy, czy faktycznie można bez nich osiągnąć szczęście? A co z ludźmi, którzy funduszy mają wręcz… za dużo?
Czy warto obejrzeć Squid Game? Uważam, że tak. Ta produkcja niesamowicie mnie wciągnęła, trzymała w niemal nieustającym napięciu, doprowadziła do łez i wprowadziła postaci, których na pewno przez jakiś czas nie zapomnę. Choć nie jest to serial idealny i można w nim znaleźć kilka luk logicznych, uważam, że warto przymknąć na nie oko, dając się porwać historii oraz emocjom wielu bohaterów całej serii.
Inne recenzje azjatyckich seriali:
- Flower of evil – viki.com
- What’s Wrong with Secretary Kim? – viki.com
- Crash Landing On You – Netflix
- Raz po raz – Netflix
- Mr. Sunshine – Netflix
- Was it love? – Netflix
- Mystic Pop-up Bar – Netflix
- A Korean Odyssey – Netflix