Kot w dziurawym worku. „Blacksad: Under the Skin” – recenzja gry

-

W końcu na rynek trafiła gra, która przynajmniej w małym stopniu zrekompensuje mi brak drugiej części The Wolf Among Us, pozwoli wejść w rolę detektywa rozwiązującego ekstremalnie niebezpieczne zagadki… Takie zdanie wypłynęło z moich ust chwile po zapoznaniu się z dość krótkim opisem gry, kiedy to zobaczyłem jej opakowanie w jednym z warszawskich elektromarketów. Niestety czar prysł i, mimo że chciałbym, aby moje podejście do Blacksad było takie samo jak przed rozpoczęciem rozgrywki, to nie jest i zapewne prędko nie będzie. Co sprawiło, że diametralnie zmieniłem swoje podejście do tego tytułu?
Świetnie rozbudowany wątek fabularny

Blacksad to opowieść o kocim detektywie, który dostaje zlecenie i musi rozwiązać zagadkę dotyczącą samobójstwa jednego z najpopularniejszych trenerów boksu, jakiego znał Nowy York. Tutaj zaznaczę również, że czas akcji rozgrywa się w latach 50. XX wieku, a świat, w którym się toczy, jest zamieszkały nie przez ludzi, a antropomorficzne zwierzęta. Sama gra zaczyna się dość niewinnie, dostajemy zlecenie i trzeba je wykonać, nic specjalnego w końcu na tym polega nasza praca. Jednak z każdą poszlaką, czy przeprowadzoną rozmową z potencjalnymi światkami, na światło dzienne wychodzą kolejne informacje, które mącą nam w głowie i sprawiają, że sami już do końca nie wiemy komu ufać, kogo podejrzewać, ani kto faktycznie jest w tej całej sprawie poszkodowany.

Gra zachwyca zaskakującym, pełnym ciekawych zwrotów akcji oraz dopracowanym w każdym calu wątkiem fabularnym. Na ten temat to będzie już wszystko, ponieważ każde kolejne słowo, byłoby być spoilerem, który zabierze Wam tak naprawdę całą zabawę z rozwiązywania tej jakże pełnej niebezpieczeństw i fascynujących momentów łamigłówki.

Kot w dziurawym worku. „Blacksad: Under the Skin” – recenzja gry
Screen z gry
O dziwo fabuła to nie wszystko

Plusy tej produkcji kończą się właśnie na historii, którą przedstawia. Jeżeli mieliście kiedyś styczność z moimi poprzednimi recenzjami, to wiecie, że wątek fabularny jest dla mnie najważniejszą cechą w grach wideo i właśnie na nim głównie się skupiam. Niestety, nawet jeżeli ten jest w mojej ocenie istnym 10/10, to nie jestem w stanie przejść obojętnie obok masy błędów, jakie zdarzyło mi się napotkać na swojej drodze w trakcie ogrywania Blacksad.

Kot w dziurawym worku. „Blacksad: Under the Skin” – recenzja gry
Screen z gry
Błąd za błędem

W trakcie około 20-godzinnej zabawy (jeżeli można to w ogóle nazwać zabawą), wielokrotnie byłem zmuszony do wyłączania, czy restartowania gry, ponieważ ta się zacięła, zmieniła barwy, ostrość, albo co gorsza, sam główny bohater tracił możliwość poruszania się i przy kolejnych próbach wykonania kroku jedynie obracał się wokół własnej osi. Jednak z początku przymykałem delikatnie na to oko, ponieważ miałem świadomość, iż gra jest nowa i zapewne twórcy jeszcze nad nią pracują. Jednak potem przypomniałem sobie, że przecież tytuł jest już dostępny w sprzedaży. Moim zdaniem ta produkcja nie powinna jeszcze opuścić magazynów, ona jest po prostu niedopracowana. Nie może być tak, że idąc do sklepu, kupując produkt i wydając na niego około dwustu złotych, w domu okazuje się on niekompletny, czy niezdatny do użycia.

Kot w dziurawym worku. „Blacksad: Under the Skin” – recenzja gry
Screen z gry
Grafika jak z komiksu

Graficznie Blacksad nie zapiera dechu w piersi ani nie powoduje jakiegoś gigantycznego zachwytu, ale trzeba przyznać twórcom, że wszystkie główne elementy, szczególnie te ściśle powiązane z fabułą takie jak: bohaterowie, przedmioty, najczęściej i odwiedzane lokacje, wyglądają super, typowa rysunkowa kreska użyta w tej produkcji dodatkowo ciekawie odwzorowuje to, co część z nas miała może kiedyś okazje zobaczyć w jednym z komiksów opowiadających historię Johna Blacksada – jeżeli gra zaciekawi Was choćby w małym stopniu, to zachęcam zapoznać się z publikacjami w formie cyfrowej, czy papierowej, ja tak zrobiłem i nie żałuje.

Kot w dziurawym worku. „Blacksad: Under the Skin” – recenzja gry
Screen z gry
A mogło być tak pięknie…

No i dochodzimy do momentu, w którym muszę wydać werdykt… Nie do końca chce to robić, bo tak jak wspomniałem powyżej, to produkcja, która nie powinna jeszcze trafić na półki sklepowe. Liczę na to, że za jakiś czas po większych aktualizacjach ten stan rzeczy ulegnie zmianie, ponieważ to naprawdę nie jest zła gra, ma olbrzymi potencjał. To takie trochę połączenie Wolf Among Us, ABC Murders i przygód Sherlocka Holmesa, gdybyśmy do jednego worka wrzucili te trzy tytułu to wtedy otrzymalibyśmy właśnie Blacksad, problem w tym, że na chwilę obecną, ów worek jest mocno podziurawiony.

Kot w dziurawym worku. „Blacksad: Under the Skin” – recenzja gry

  • Ciekawy wątek fabularny,
  • Dobrze zrealizowany i nagrany dubbing.

 

 

Kot w dziurawym worku. „Blacksad: Under the Skin” – recenzja gry

  • Notoryczne zacinanie, 
  • Częste błędy techniczne, 
  • Niedopracowana mechanika.

podsumowanie

Ocena
5

Komentarz

To naprawdę przykre, kiedy tytuł z tak olbrzymim potencjałem okazuje się totalną klapą. 
Damian Daszek
Damian Daszek
Miłośnik literatury fantastycznej, prozy polskiej, komiksów i gier wideo. Gra, czyta, pisze, ale tańczyć nie będzie, w ostateczności może coś zaśpiewać, ale na pewno nie za darmo.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

To naprawdę przykre, kiedy tytuł z tak olbrzymim potencjałem okazuje się totalną klapą. Kot w dziurawym worku. „Blacksad: Under the Skin” – recenzja gry