Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego komiksu Marvel Zombies, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy Wydawnictwu Egmont.
Zombie są obecne w popkulturze od wielu lat. W okresie największego szału pojawiały się nowe seriale i filmy, cieszące się uznaniem do dziś. Na fali popularności tematu, Marvel dołożył swoją cegiełkę w postaci serii Marvel Zombies. Doszło do połączenia światów i wymieszania ich ze sobą. Niektóre z nich miały nieprzyjemność zetknąć się z zarazą i zgnilizną rozprzestrzeniającą się po wszechświecie, a meta ludzie zostali przemienieni w krwiożercze potwory.
Wydawnictwo Egmont postarało się o wydanie tomu zbiorczego. To wstęp do większej serii, z którą wszyscy fani nieumarłych i superbohaterów powinni się zapoznać. Komiks o tyle ciekawy, gdyż zawiera sporo dodatków urozmaicających czytanie.
Zbiórka!
Omawiany album zawiera materiały pierwotnie opublikowane w zeszytach Marvel Zombies #1-5, Marvel Zombies: Dead Days, Ultimate Fantastic For #21-23 i 30-32 oraz Black Panther #28-30. Spora mieszanka, a za jej scenariusze odpowiadają Reginald Hudlin, Robert Kirkman i Mark Miller. Okropnie obrzydliwe rysunki są dziełami Mitch’a Breitweisera, Grega Landa, Seana Philipsa oraz Francisa Portela.
Tak, to praca zbiorowa, ale świetnie łącząca wątki, dlatego całość została wydana pierwszorzędnie. Tomiszcze jest opasłe, z grubą gumowatą okładką, środek zaś został świetnie pokolorowany. Ciemne jak paszcza zombie przekładki, przepełnione koszmarnymi grafikami i krwisto soczystymi komentarzami, oddzielają kolejne zeszyty. Łakomy kąsek!
Na zakończenie i poprawienie smaku otrzymujemy wywiady ze scenarzystami i rysownikami. Sporo tekstu do czytania, prawie dwadzieścia stron, a drugie tyle to horrorowe rysunki i historie okładek pojawiających się w serii. Szpik i gałki oczne jako uczta dla maniaków!
Zrobiło się mało apetycznie, jednak tak prezentuje się to wydanie i trzeba zaakceptować ten horror. Nie jestem fanem zombie – w skali od jednego do pięciu, plasuję się na góra trzy, ale tomiszcze zrobiło na mnie wrażenie. Lubię dostawać coś więcej niż sam komiks.
Głód i szaleństwo
Marvelowski świat został zalany przez epidemię – nieznanego wirusa zmieniającego superbohaterów w nieumarłe, wygłodniałe istoty. Skala wyzwania, z jakim muszą się zmierzyć pozostający przy życiu bohaterowie, jest olbrzymia. Do zainicjowania infekcji wystarczył tylko jeden człowiek, nie wiadomo skąd przybył, ale jego obecność ogłosiły pioruny. W niecałą dobę planeta została opanowana, a jej mieszkańcy skonsumowani. Nie pozostało praktycznie nic, co byłoby wisienką na mięsnym torcie.
Zainfekowani pożerali wszystko jak szarańcza – bez zastanowienia zjadali swoich najbliższych, byle by tylko zaspokoić na sekundy głód doprowadzający ich do szaleństwa. Nawet najtęższe głowy, które, wydawałoby się, powinny panować nad emocjami i trzeźwo myśleć w obliczu zagrożenia, nie oparły się deprawacji. Jednak w porównaniu z innymi, zaczęli myśleć o poszukiwaniu nowego pożywienia już nie na poziomie planetarnym, ale na płaszczyźnie międzywymiarowej.
Red Richards nawiązał kontakt z alternatywnym światem, przepełnionym żywymi ludźmi – wyznaczył cel ataku i zrobi wszystko, by go osiągnąć. W obliczu poważnego zagrożenia staje Fantastyczna Czwórka z uniwersum Ultimate. Muszą zmierzyć się z nieznanym wrogiem, który szczerzy na nich zepsute zęby.
Nieskończony apetyt
Mimo zmienionej chronologii, prezentowane w tomie historie łączą się ze sobą, tworząc spójne wejście do świata Marvel Zombies. Po lekturze poznamy sytuację od samego początku, aż do momentów zwrotnych, otwierających drogę na przyszłe opowieści.
Opowieści przepełniono niesamowitą akcją, ale i też czarnym humorem, który towarzyszy nieumarłym superbohaterom. Potrafią nawet poddać się refleksji na temat swojego dotychczasowego życia i bez przekąsu się samokrytykować. Momenty ogłady okazują się tylko wtedy, gdy ich brzuchy są pełne ludzkiego mięsa, ale po jego strawieniu postaci wracają do stanu poprzedniego – bezmyślnego nieskończonego apetytu.
W tym wszystkim śmieszne, w jaki sposób scenarzyści przedstawiają nam treści, a rysownicy odzwierciedlają ich myśli. Natkniemy się tutaj na wiele śmiercionośnych akcji, ale też na zabawne dialogi, które powinny raczej wywołać efekt obrzydzenia, a jednak cieszą.
Jak dla mnie Marvel Zombies to kawał zgniłego mięcha, ale tak dobrego, że nie walczę wewnętrznie z jego odbiorem. Złoty ząb w szczerym uśmiechu zombiaka. Historia bardzo angażująca, momentami obrzydliwa, ale z sensem i wpisująca się we wszystko, co wcześniej Marvel wypracował. Mnogość występujących bohaterów może przytłoczyć świeżego fana, zaś weterani rozpoznają ich wszystkich i bardzo szybko wyłapią towarzyszące im motywy.
Jak zwykle w takich opowieściach, pojawia się wiele zwrotów akcji i wypada to świetne. Uwzględniając obszerność albumu, czytało się bardzo szybko i z zaciekawieniem, dlatego też całość oceniam na 8/10. Give me more flesh!
Scenariusz: Mark Millar, Robert Kirkman, Regiland Hudlin
Ilustracje: Sean Phillips, Greg Land, Mitch Breitweiser, Francis Portela
Tłumacz: Bartosz Czartoryski
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 464
EAN: 9788328161320