Jakub Żulczyk jako przedstawiciel młodego pokolenia polskich pisarzy zachwycił swoich czytelników bezkompromisowym podejściem do wielu trudnych, czasem nawet niejednoznacznych tematów. Jego powieści łączą w sobie mroczne odbicie rzeczywistości przesiąkniętej przemocą i zbrodnią. Historia warszawskiego dilera – Jacka – stała się inspiracją do stworzenia serialu HBO Ślepnąc od świateł. Najlepiej oceniany w dorobku autora jest thrillera bazujący na motywie hermetycznego środowiska, małej miejscowości zamieszkałej przez krytycznych obywateli — Wzgórze psów. W 2011 roku do ciągle rosnącego zbioru twórczości Żulczyka dołączyła także powieść nieco inna, pozornie niepasująca do reszty młodzieżówka, czerpiąca z odmiennych, ale jednocześnie ciągle mrocznych wątków. Bazująca na połączeniu fantastyki oraz powieści przygodowej, przypominająca uwspółcześnione perypetie Pana Samochodzika. Zmorojewo, bo o nim mowa, zaskakuje, jednocześnie pokazując, że to, co skierowane do młodszego czytelnika, wcale nie musi być infantylne lub przesłodzone.
Perspektywom wakacyjnym Tytusa Góreckiego daleko do idealnych. Podczas gdy jego znajomi, a nawet pragnący wolności rodzice, planują pełne szalonych wydarzeń wyjazdy, piętnastolatek zostaje pozbawiony jakichkolwiek możliwości, by poczuć dreszcz emocji. Dlatego nie pozostaje mu nic innego, jak zgodzić się na zesłanie do najnudniejszej miejscowości w Polsce. Zabitych dechami Głuszyc zamieszkałych przez starzejącą się część społeczeństwa. W tym dziadków chłopca, prowadzących pensjonat. Więc co ciekawego może wydarzyć się na końcu świata? Prawdopodobnie nic.
Młodzieżówka nie taka standardowa
Nie przypuszczałam, że kiedyś będzie mi dane przeczytać książkę dla młodzieży, która faktycznie do młodszego czytelnika może trafić. Większość autorów, szczególnie tych zagranicznych, przyzwyczaiła mnie, a co wnioskuję również po wielu opiniach, także innych odbiorców, do przelukrowanych, niezwykle grzecznych, ułożonych bohaterów. Oczywiście, bywają takie opowieści, gdzie ciche myszki ustępują miejsca postaciom heroicznym, jednak ciągle krystalicznym, idealnym. Takim, które kierują rebelią, zawodowo pokrzepiają serca i rażą patosem. Są też wybrańcy, wspaniali w każdym calu, stworzeni do uwolnienia wszelakich krain od udręczającego je zła. Na szczęście Tytusa nie można zaliczyć ani do jednych, ani do drugich. Acz momenty heroiczne w jego krótkim, statecznym życiu także bywają. Niemniej, najmłodszy z rodu Góreckich wyróżnia się na tle rówieśników oraz innych bohaterów literackich (co chyba nawet istotniejsze). Trudno zaliczyć go do konkretnej subkultury, bo chociaż mądry, nie jest kujonem. Mimo fascynacji horrorami, prozą Stephena Kinga oraz wydarzeniami paranormalnymi, bliżej mu do nieletniego Muldera z Archiwum X, niż stereotypowego geeka zabunkrowanego pudełkami po figurkach kolekcjonerskich. Przystojny, ale bez dziewczyny. Mroczny, acz niebędący Gotem. Inteligentny, nie przemądrzały. Trochę tchórzliwy, za to posiadający zalążek hartu ducha. Ot, cały Tytus. I taki jak główny bohater, jest całe Zmorojewo. Trudne do wciśnięcia w jakiekolwiek ramy.
Miszmasz
Chociaż sama fabuła nie należy do niezwykle skomplikowanych, to początkowym etapom lektury towarzyszy pewna tajemnica. Kim są ci źli, czego tak naprawdę chcą? Poczucie niewiadomej nie trwa jednak długo, ale nie o snucie domysłów w Zmorojewie chodzi, a o akcję przywodzącą na myśl uwspółcześnioną prozę dla nastolatków z lat 60., nietrącącą jednak myszką.
W powieści Jakuba Żulczyka sporo się dzieje. Wiele wątków oraz motywów zostaje ze sobą splecionych w dosyć nieprzewidywalny sposób. Specyficzny romans staje się punktem wyjścia do stworzenia na fundamentach wierzeń słowiańskich fabuły. Powieść z elementami grozy przenika się z przygodówką z krwi i kości. Motywy obyczajowe wiążą się z tymi paranormalnymi. Wszystko wymieszane, poplątane, za to tworzącą spójną, nieszablonową całość, a do tego, jaką przyjemną w odbiorze!
Polacy nie gęsi
Jedną z rzeczy, która zaskoczyła mnie najbardziej w Zmorojewie, jest język, jakim powieść została napisana. Dosadny, konkretny, dla wielu nieprzystający książce skierowanej do dzieci oraz młodzieży. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy – młodzi ludzie przeklinają, zażywają narkotyki, piją i palą. Mówią o seksie, imprezach. I właśnie to w pełni oddaje Żulczyk, tworząc jednocześnie prozę naturalną, z całą pewnością nie gorszącą. Mimo powierzchownej wulgarności styl zaprezentowany przez polskiego pisarza jest piękny, niezwykle plastyczny oraz, o czym jestem przekonana, zapewniający cyklowi z Tytusem Góreckim wielu wiernych czytelników.
Pobłogosław grafików
Jedną z rzeczy niewpływającą w żaden sposób na zawartość książki, za to odrobinę umilającą jej lekturę, a w szczególności postawienie na półkę po zakończeniu przygody w Głuszycach, jest okładka. Projekt Joanny Rzezak to prawdziwy popis minimalistycznej ilustracji cieszącej oko, jednocześnie informującej czytelnika, że tam, w głębinach gęstego, ciemnego lasu, czai się coś niebezpiecznego.
Podsumowanie
Chociaż powieść Żulczyka nie przypadnie wszystkim do gustu, ba, jestem pewna, że wielu nawet odstręczy, to warto zaryzykować i sprawdzić, czy to właśnie my znajdujemy się w grupie docelowej tej niezwykłej powieści. A jeżeli nie czujecie się na siłach albo zwyczajnie nie chcecie sięgać po literaturę skierowaną do młodzieży – zaproponujcie Zmorojewo komuś w odpowiednim wieku. Moim zdaniem warto.
Autor: Jakub Żulczyk
Wydawnictwo: Agora
Ilość stron: 494
ISBN: 978-83-268-2712-9