Kolejne przygody złodziejki. „Ukradziony statek” — recenzja komiksu

-

Kiedy to rozstawaliśmy się w poprzednim tomie z pewną niewiastą (nie tak niewinną, za jaką by chciała uchodzić), była w dość poważnych tarapatach. Została wplątana w zdobycie amuletu dla dość niesympatycznego jegomościa, który zwie się hrabia Du Bąk. Sprawa wyglądała na prostą i szybką, jednak po drodze nie wszystko poszło po myśli naszej bohaterki. W efekcie końcowym została  oskarżona o zamordowanie hrabiny Du Kłam, obecnej właścicielki skarbu. Tak właśnie kończy się pierwsza część przygód tej niezwykłej postaci. Jaki będzie ciąg dalszy?
Przygód ciąg dalszy rozpocząć czas

Tym razem Cwaniara wpadła w jeszcze większe tarapaty. Ojciec wygnał ją z Miasta Złodziei. Musi odnaleźć dowody na swoją niewinności, a co za tym idzie, najważniejsze jest odszukanie Hrabiego du Bąka, sprawcy całego zamieszania. W tym celu udaje się do Zatoki Karneolskiej. Tam spotyka swoją przyjaciółkę z dzieciństwa i jednocześnie córkę niejakiego Kapitana Wandala Kidda, Karlę. Ta postanawia przyłączyć się do Cwaniary, bowiem wyczuwa mrożące krew w żyłach przygody. Ale by móc wyruszyć w dalszą drogę, będą potrzebowały… statku! Czy uda im się go zdobyć? I co ostatecznie odkryje nasza odważna złodziejka?

Jeszcze bardziej ich lubię!

Przyznam szczerze, iż po zakończeniu pierwszego tomu odczuwałam przez pewien czas niedosyt. Brakowało mi dalszego ciągu i żałowałam, że historia ta była taka krótka. Z niezwykłym entuzjazmem przyjęłam więc informację, iż pojawi się kontynuacja przygód Cwaniary. Niestety opadł on nieco po lekturze. Dlaczego? Postaciom nie mam nic do zarzucenia. Podobnie jak w poprzedniej części, tak i tutaj nie da się po prostu ich nie lubić (nawet tych mniej pozytywnych). Ponownie najbardziej do gustu przypadła mi główna bohaterka, złodziejka, która gdy tylko wpadła w kolejne tarapaty, zaraz szybko potrafiła się z nich w jakiś magiczny wręcz sposób wydostać. Emi de Clam nic w niej nie zmieniła, nadal pozostała odważną, pewnie stąpającą po ziemi kobietą, dodatkowo pragnącą z całego serca oczyścić się z zarzutów. Na uznanie zasługuje także Karla, najlepsza przyjaciółka złodziejki. Można pokusić się o stwierdzenie, że były one do pewnego stopnia podobne do siebie, chociaż wychowywały się w tak odmiennych środowiskach. Kolejną nową postacią jest Kapitan Vane. Akurat tego bohatera mogę śmiało zaliczyć do tych najbardziej irytujących. W jakiej sytuacji by się nie znalazł, to niezmiennie był pewny swego i odnosi się dość łatwo wrażenie, iż sądził, że swoim wyglądem jest w stanie osiągnąć dosłownie wszystko. Reszta postaci tylko przemknęła po kartach tej historii. 

Piękne wydanie

Pierwszy tom czytałam jeszcze w formie elektronicznej, ale już przy tej części mogłam pozachwycać się papierowym egzemplarzem. I chociaż obydwie części są cieniutkie, to zachwycają formą. Autorka znów pokazała swój kunszt kreślarski, kreska jej została pewnie poprowadzona, postaci tak narysowane, że czytelnik często odnosi wrażenie, iż mogą one za chwilę wyjść z zeszytu. Ten tom zdecydowanie okazał się mroczniejszy, a co za tym idzie, wszelkie barwy utrzymane są w większości w ciemnych tonach. I na koniec, na plus przemawia również fakt, iż tekst w dymkach jest niezwykle wyraźny, ale nie zawsze tak się zdarza.

Mniej humoru…

Niestety ale w Ukradzionym statku pojawiło się zdecydowanie mniej zabawnych scen niż w poprzednim tomie. Tutaj tego typu gagi można policzyć na palcach jednej ręki, a na prowadzenie wysuwają się słowne potyczki pomiędzy Karlą a wierzchowcem Cwaniary (którego pieszczotliwie zwie gadziną). Na nich autentycznie kilka razy się zaśmiałam, ale na tym byłby koniec. Sama opowieść jawi się jako mroczniejsza, poważniejsza niż poprzednio. Lecz największą wadą był brak Hrabiego du Bąka, ta postać, chociaż przesiąknięta do szpiku kości złem, to jednak spajała historię, a przy tym momentami naprawdę szczerze bawiła. 

Godna kontynuacja

Pomijając wszelkie wady (których jest naprawdę niewiele), to Ukradziony statek można śmiało określić jako dobry dalszy ciąg przygód tytułowej Cwaniary. Nadal wciąga do tego stopnia, że czytelnikowi ciężko się oderwać od komiksu, a na sam koniec żałuje, że to było tylko sześćdziesiąt stron. Z niecierpliwością czekam na tom trzeci. 

Kolejne przygody złodziejki. „Ukradziony statek” — recenzja komiksu

 

Tytuł: Ukradziony statek

Autor: Emi de Clam

Ilustrator: Emi de Clam

Liczba stron: 64

Wydawnictwo: Niezależne

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

„Ukradziony statek” to umiejętnie poprowadzona kontynuacja przygód pewnej siebie złodziejki. Wartka akcja, dobrze wykreowani bohaterowie i nieco śmiechu  — to wszystko przemawia za tym, aby sięgnąć po tę historię ponownie. Tylko dlaczego nie było tu Hrabiego du Bąka?
Paulina Korek
Paulina Korekhttp://zaczytanapanna.blogspot.com
Bez pamięci oddała się czytaniu książek. Zadowoli ją dosłownie każdy gatunek, byle tylko treść była wciągająca. Nie oznacza to wcale, że nie ma swoich ulubionych gatunków. Należą do nich: kryminały, thrillery, romanse, erotyki, horrory. Po skandynawskich autorów sięga już w ciemno. Oprócz literatury jej pasjami są także filmy, zwierzęta, podróże oraz odwiedzanie wszelkich wydarzeń z tym związanych. W przyszłości chciałaby napisać własną książkę.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Ukradziony statek” to umiejętnie poprowadzona kontynuacja przygód pewnej siebie złodziejki. Wartka akcja, dobrze wykreowani bohaterowie i nieco śmiechu  — to wszystko przemawia za tym, aby sięgnąć po tę historię ponownie. Tylko dlaczego nie było tu Hrabiego du Bąka?Kolejne przygody złodziejki. „Ukradziony statek” — recenzja komiksu