Aaron Sorkin, jeden z najbardziej znanych i cenionych współcześnie filmowych scenarzystów, odpowiedzialny między innymi za takie produkcje jak „Ludzie honoru” „Moneyball” czy też „Steve Jobs”, obrazem „Gra o wszystko” zadebiutował jako reżyser. Czy okazało się, że z prowadzeniem historii radzi sobie tak dobrze, jak z pisaniem dialogów?
Fabuła
„Gra o wszystko” to film oparty na prawdziwych wydarzeniach, opowiadający historię Molly Bloom – niegdyś cenionej i utalentowanej narciarki, która musiała zrezygnować z kariery z powodu poważnej kontuzji. Poszukując nowego zajęcia, trafiła do świata rządzonego przez pieniądz – świata pokera. Kobieta powoli zaczęła w niego wsiąkać, wspinając się w hierarchii, aż w końcu doszła do swojego najważniejszego osiągnięcia: założenia nielegalnego, ale za to najbardziej ekskluzywnego klubu pokerowego w całych Stanach Zjednoczonych. Przez 10 lat Molly cierpliwie zdobywała to, o czym można marzyć. Poznawała największych graczy oraz gwiazdy kina. Wszystko szło dobrze aż do pewnego feralnego dnia, kiedy do domu zapukali funkcjonariusze FBI i postawili jej zarzuty. Kobieta nie zamierzała jednak się poddać i porzucić tego, na co zapracowała. Wynajęła prawnika, który jako jedyny pozna jej prawdziwą twarz – i który będzie mógł ją uratować przez wieloletnim pobytem w więzieniu.
Spełnione oczekiwania
Z filmem „Gra o wszystko” wiązałam spore nadzieje, jako że „The Social Network”, do którego Aaron Sorkin napisał scenariusz, to jedna z moich ulubionych produkcji. Wiedziałam, że spod jego ręki nie powinno wyjść nic przeciętnego ani tym bardziej kiepskiego, i moje przewidywania okazały się słuszne. Bowiem film o pokerowej księżniczce Molly Bloom okazał się dopracowaną, pasjonującą historią, którą śledzi się z zapartym tchem.
Zgrana ekipa
Oczywiście największą uwagę zwraca obsada „Gry o wszystko”. Zobaczymy tu mnóstwo znanych twarzy, a w głównych rolach – Jessicę Chastain jako Molly oraz Idrisa Elbę jako prawnika Charliego Jaffeya. Można by rzec, iż ta dwójka lśni na ekranie i ich fenomenalna gra sprawia, że nie da się oderwać oczu od ekranu. Jednak niesprawiedliwym byłoby pominięcie reszty aktorów, którzy wystąpili w filmie. Kevin Costner jako Larry Bloom, Micheal Cera w roli Gracza X czy Jeremy Strong odgrywający Deana Keitha również radzą sobie znakomicie. Do obsady naprawdę nie można mieć żadnych zastrzeżeń; nie znajdziemy tu słabszego ogniwa, każdy wie, w jaki sposób przekonująco przedstawić odgrywaną przez siebie postać.
Cisza? Niepotrzebna
Filmy, przy których pracuje Sorkin, zazwyczaj wyróżniają się błyskotliwymi i ciętymi dialogami – nie inaczej jest w przypadku „Gry o wszystko”. Rozmów między bohaterami nie brakuje i są to rozmowy fascynujące; postacie przerzucają się informacjami, anegdotami oraz ripostami, a wszystko to zostało przedstawione w inteligentny i angażujący widza sposób. Część osób być może uzna, że ten film jest nieco przegadany; ja jednak jestem odmiennego zdania i uważam, iż reżyser, a zarazem scenarzysta, spisał się bardzo dobrze.
Kobieca perspektywa
Aaron Sorkin swoim reżyserskim debiutem udowodnił, że jego talent nie ogranicza się jedynie do pisania scenariuszy. Umiejętnie prowadzi historię o pokerowej księżniczce, za pomocą retrospekcji bohaterki przedstawiając nam wszystkie istotne momenty w jej życiu. Ciekawe jest również to, w jaki sposób Bloom została pokazana na tle płci przeciwnej – musiała sobie radzić w świecie hazardu, rządzonym prawie w całości przez mężczyzn. Kobieta dzięki swojej inteligencji, zaradności i elokwencji potrafiła sobie jednak poradzić z każdą, nawet najtrudniejszą sytuacją. To postać niejednoznaczna, skomplikowana i wielowymiarowa, co czyni ją wymarzoną główną bohaterką.
Podsumowanie
Historia Molly Bloom wciąga niczym ruchome piaski – „Grę o wszystko” mogę polecić nie tylko miłośnikom talentu Sorkina, których na pewno znajdzie się sporo, ale także tym, którzy po prostu lubią świetne biograficzne dramaty
Tytuł oryginalny: Molly’s Game
Reżyseria: Aaron Sorkin
Rok powstania: 2017
Czas trwania: 2 godziny 20 minut