Filmoholicy czekali na ten dzień z utęsknieniem. Nareszcie otwarto kinowe podwoje! Niektórzy martwili się, czy w repertuarze znajdą się jakieś smaczne kąski, na szczęście obawy o to okazały się bezpodstawne. Kina stanęły na wysokości zadania i zaserwowały nam całkiem pokaźną liczbę tytułów do obejrzenia. Na niektóre z nich trochę czekaliśmy. Najciekawsze jest to, że lipiec zapowiada się jeszcze lepiej, jeśli mowa o produkcjach, jakie zostaną wtedy wyświetlone na dużych ekranach.
Zanim jednak o pierwszym wakacyjnym miesiącu i jego nowościach będzie mowa, skupię się na podsumowaniu tego, co widziałam w czerwcu. Które tytuły podbiło moje serducho filmomaniaka, a jakie mnie rozczarowały?
Ciche miejsce 2, reżyseria John Krasinski
Emily Blunt powróciła w kontynuacji obrazu z 2018 roku. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, iż jedynka odniesie taki sukces. Sam pomysł na fabułę budził spore wątpliwości, jednak zarówno ja, jak i pokaźne grono innych widzów, kupiłam koncept Johna Krasinskiego. Był klimat, była rewelacyjna gra aktorska, utrudniona przez okrojoną ilość dialogów, była budująca nastrój ścieżka dźwiękowa. Historia wciągnęła mnie, przeraziła, napięcie podczas oglądania filmu sięgało zenitu. A jak wypadła kontynuacja Cichego miejsca?
Niestety nieco gorzej. Nie zrozumcie mnie źle – to nadal nie jest zła produkcja. Po prostu spodziewałam się po niej czegoś więcej, czegoś na miarę jedynki, tymczasem dostałam powtórkę z rozrywki.
Jeśli widzieliście pierwszy film, wiecie, jak zakończyła się premierowa część. Słodko-gorzkie zakończenie dawało nadzieję na kontynuację, jednak myślałam, że będzie ona wyglądała nieco inaczej. Wprowadzenie na siłę nowej męskiej postaci, bo przecież protagonista musi się pojawić, by pomóc granej przez Emily bohaterce i jej dzieciom, nie do końca do mnie przemawia. Owszem, Cillian Murphy znakomicie odegrał zgorzkniałego odludka, który przestał przejmować się losem innych, ale cała otoczka związana z jego wprowadzeniem okazała się za grubymi nićmi szyta.
Do tego fabularnie Ciche miejsce 2 również się nie sprawdza. Momentami czuć klimat pierwszej części, ale film sam w sobie nie wciąga już tak bardzo.
Godzilla vs. Kong, reżyseria Adam Wingard
Na to starcie czekało wiele osób. I nie ma co się dziwić, King Kong i Godzilla to jedne z bardziej rozpoznawalnych monstrów w popkulturze. Nowych filmowych wersji ich przygód, a dokładniej walk, powstała przez ostatnie lata całkiem pokaźna liczba. A jakiś czas temu otrzymaliśmy nową serię z nimi w rolach głównych. Wprawdzie pierwsza Godzilla, mam na myśli tę z 2014 roku, nie przypadła mi do gustu, ale już obraz o Kongu z 2017 był małym majstersztykiem. Te nawiązania do Czasu Apokalipsy, ta muzyka, te zdjęcia… Trudno nie zachwycić się produkcją Jordana Vogta-Robertsa.
Co się stało, kiedy King spotkał Godzillę? Ucierpiało sporo budynków, statków, ludzi… Starcia dwóch gigantów były spektakularne, raz zwycięstwo przechylało się na jedną stronę, drugi raz na kolejną. I w sumie trudno było orzec, kto naprawdę wygrałby potyczkę. Przy okazji pojawiło się jeszcze jedno zagrożenie, fani serii o Godzilli na pewno docenili rolę, jaką w opowieści odegrał pewien potwór.
Sam film wypadł dobrze, choć daleko mu do Wyspy Czaszki. Wizualnie nie zawodzi, sceny walk, jak już wspomniałam, są widowiskowe, do tego jeszcze dochodzi rewelacyjna ścieżka dźwiękowa i monumentalizm bestii.
Jeden gniewny człowiek, reżyseria Guy Ritchie
Uwielbiam filmy Guya. Wiem jednak, że nie każdy kupuje jego produkcje, nie wszystkim się one podobają. To specyficzny reżyser, z nietuzinkowym podejściem do filmów. Jego najnowszy obraz, Jeden gniewny człowiek, ma jednak sporo nowych elementów, które nie są typowe dla twórcy.
I może właśnie dlatego nie kupiła mnie ta produkcja. Owszem, mamy typowy mięsisty akcyjniak, w którym trup ściele się gęsto. Mamy niesamowitego aktora tego rodzaju kina, czyli Jasona Stathama. Mamy w końcu brutalny świat i motyw zemsty. Ale to nie jest kino Guya, do którego przyzwyczaił nas reżyser. Wolę jego przerysowane, pełne humory, czasami wręcz kiczowate obrazy, nowy tytuł nie przekonał mnie. A najgorsi byli drugo- i trzecioplanowi bohaterowie, którzy nie okazali za grosz pomyślunku. Jeśli wyłączycie logiczne myślenie, w sumie to myślenie w ogóle, wtedy może wam się spodobać ten film.
Spirala: Nowy rozdział serii Piła, reżyseria Darren Lynn Bousman
W moim kinowym podsumowaniu nie mogło zabraknąć horroru. Wprawdzie nie zdążyłam w czerwcu udać się na kolejną Obecność, ale zobaczyłam za to nową historię związaną z cyklem Piła. Muszę przyznać, że miałam spore obawy co do tego tytułu. Pierwsza, druga i trzecia Piła były dobre, o ile można tak napisać, gdy mowa o krwawym horrorze, ale już kolejne części niekoniecznie. A tu twórcy wpadli na pomysł kontynuowania historii. Ile można odgrzewać jeden kotlet?
Ciekawość jednak musiała zostać zaspokojona. Nie żałuję, iż wybrałam się na tę produkcję. Nie była to może najlepsza straszna opowieść, jaką widziałam, stopień wykorzystania posoki także się zmniejszył, ale trzymała w napięciu. Uwielbiam rozwiązywać zagadki, a tutaj właśnie widz ma do czynienia z tajemnicą do rozwikłania. Kto morduje policjantów? Jest jednak pewna wada – da się dość szybko wykoncypować, kto pociąga za sznurki.
Ci, którzy życzą mi śmierci, reżyseria Taylor Sheridan
Angelina Jolie to aktorka wielu twarzy. Potrafi zagrać agentkę tajnego wywiadu, niebezpieczną czarownicę czy mieszkankę zakładu psychiatrycznego. A to tylko ułamek ról, w jakie się wcieliła. Teraz do jej filmografii dopisano postać z filmu Ci, którzy życzą mi śmierci.
Lubicie kino akcji? W takim razie ten tytuł powinien wam się spodobać. Akcji bowiem nie zabraknie, od pierwszych minut produkcji coś się dzieje, a potem jest tylko intensywniej. Do tego w obrazie pojawiają się Petyr Baelish i Punisher! A to może oznaczać kłopoty.
Film wciąga, gra aktorska jest na wysokim poziomie, a akcja pędzi z zawrotną prędkością. To tytuł, na który warto zwrócić uwagę.