Fantastyka pozostawia jeszcze twórcom spore pole do popisu. Prawie każda historia może (ale wcale nie musi) się wpasować w ramy powyższego gatunku. Pomimo tego, iż należących do niego seriali powstało już naprawdę sporo, można nawet odnieść wrażenie, że już nic nowego nie da się w tej tematyce wymyślić, wtedy naprzeciw ludziom wychodzi Netflix. Tym razem twórcy postanowili pokazać Tidelands, obraz który okazał się być produkcją o dość dziwacznej fabule, ale dzięki temu jeszcze bardziej wciągającą widza.
Początek nowego
Cal McTeer w swoim życiu przeszła już naprawdę sporo. Na dziesięć lat trafiła do zakładu poprawczego, po tym, jak podpaliła dom policjanta, w wyniku czego ten zginął. Po upływie tego czasu dziewczyna wraca do swego rodzinnego miasteczka, chcąc zacząć wszystko od nowa. Jej brat nadal robi jakieś szemrane interesy, zaś Cal powoli odkrywa coraz mroczniejsze tajemnice, które skrywają mieszkańcy. Najgorszego dowie się jednak o sobie samej. Jak to wpłynie na jej przyszłość?
Znudzenie, ale i narastające napięcie
Przyznam szczerze, że kiedy rozpoczynałam seans Tidelands, ani mnie ten serial nie zachwycił, ani nie przyciągnął swoją treścią. Tak naprawdę pierwszy odcinek wprowadził maksimum zamieszania i zero zrozumienia. Dużo się w nim działo, na jaw wychodziły kolejne tajemnice, jednak przedstawiono to w tak zawoalowany sposób, że widz mógł się łatwo w tym wszystkim pogubić, a co za tym idzie, zniechęcić do kontynuowania oglądania. Ale ostrzegam – im dalej, tym jest tylko lepiej, owszem, sekretów przybywa, lecz również akcji i jej dziwacznych zwrotów, wywołujących konieczność zapoznania się z nastepnymi epizodami. Będąc świeżo po zobaczeniu całego pierwszego sezonu, mam ogromną nadzieję na to, iż powstaną kolejne.
Niepewność, strach i dojmująca muzyka
Serial ten jest naprawdę mroczny. Rzadko kiedy odbiorca zobaczy w nim obrazy nasycone intensywnymi kolorami, tylko niekiedy widzimy sceny nakręcone w pełnym słońcu. Przeważająca część Tidelands to jednak przytłumione barwy i mrok, a większość wydarzeń dzieje się w ciemnych pomieszczeniach. To wszystko sprawia, że produkcja wydaje się być jeszcze bardziej przerażającą, wywołującą swego rodzaju niepokój, który utrzymuje się do samego końca serialu.
Wisienka na torcie
Swego rodzaju bonus stanowi aktor polskiego pochodzenia – Jacek Koman. W pierwszej chwili myślałam, że jest to tylko mężczyzna tak bardzo podobny do Komana, jednak okazało się, że to on sam.Jestem zdania, że idealnie wcielił się w rolę Gregoriego Stolina, oziębłego mężczyzny, posiadający tyle pieniędzy, że może nimi szastać na prawo i lewo. W trakcie opowieści na jaw wychodzi jego bardziej ludzka natura i wtedy sprawia wrażenie normalnego człowieka, którego łatwo spotkać na przykład po drodze do pracy czy też szkoły.
Plejada gwiazd (tych mniej znanych)
Nie sposób nie wspomnieć o pozostałych aktorach. W moim odczuciu każdy z nich poradził sobie ze swoją rolą. Jednych darzyłam ogromną sympatią, drugich wręcz przeciwnie, najchętniej bym wrzuciła do jakiegoś dołu i zalała smołą. Niezrównana okazała się Elsa Pataky w roli królowej Oceanidów – Adrielle Cuthbert. To wyrachowana kobieta, gotowa zrobić cokolwiek, by zdobyć wszystkie fragmenty starożytnego instrumentu. Przy okazji raniła swoich poddanych, o których mówiła, iż pragnie dla nich tylko najlepszych rzeczy. Każdy zagrał przekonująco, do tego stopnia, że gdzieś od około trzeciego odcinka śledziłam akcję z zapartym tchem i przeżywałam wydarzenia chyba jeszcze bardziej niż sami bohaterowie tego serialu.
Czy to już koniec?
Nie mogę za wiele zdradzić z fabuły ostatniego odcinka, bo inaczej odebrałabym wam całą przyjemność płynącą z jego oglądania. Napiszę tylko tyle, że to właśnie w nim twórcy najbardziej dali popalić swoim postaciom, zwrot akcji gonił zwrot akcji, a ten kolejny i tak w kółko przez czterdzieści minut. Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu wszystko zostanie ostatecznie rozwiązane, a dla widza stanie się jasne, dlaczego bohaterowie zachowywali się w ten, a nie inny sposób… Dostałam jednak coś o wiele lepszego. Ostatnie kilka minut wywołało we mnie szereg skrajnych emocji – gniew, frustrację, smutek, ale i wielkie zdumienie. Mam nadzieję, że będzie kolejny sezon!
Niewielka rysa na szkle
Jedynym minusem tego obrazu jest fakt, iż pierwszy sezon liczy sobie jedynie osiem odcinków. Jak dla mnie to odrobinę za mało. Nim widz zdąży się zżyć z bohaterami i wciągnąć w opowiadaną historię, będzie zmuszony się z nimi pożegnać i to w niepewności, czy powstanie kolejny sezon.
Podsumowanie
Tidelands jest historią kobiety próbującej odnaleźć na nowo własne ja. To także krzyk istot, pragnących nadal pozostać w ukryciu i nie zadowolonych z panowania ich królowej. Stanowi również próbę znalezienia odpowiedzi na pytania, zadane w dalekiej przeszłości, a które nadal przyczyniają się do otwarcia nowych, świeżych ran. Wreszcie to także podążanie za swoimi pragnieniami, bez względu na to, czy u kogoś po drodze wywołuje się cierpienie, czy też nie. Warto obejrzeć!