Kiedy śmierć to dopiero początek. „Opowieści z Zi. Tom 1. Mnemosyne” – recenzja komiksu

-

Zazwyczaj śmierć oznacza koniec, czasem jednak zdarza się tak, że otwiera drzwi do nowego świata…  Wszystko zaczęło się od pozornie losowego zwarcia w podmiejskiej fabryce, które doprowadziło do katastrofy, w której zginęły setki ludzi. Jednak jak to się stało, że śmierć pewnej konkretnej rodziny zapoczątkowała ciąg zdarzeń, który prowadzi do upadku ludzkości? Mnemosyne to pierwszy tom serii Opowieści z Zi, prolog, który wprowadza nas do nowoczesnego spojrzenia na antyczne historie.
Początek zamieszania

Los nie zawsze jest dla nas łaskawy, czasem, gdy najmniej się tego spodziewamy, odbiera nam wszystko, co dotąd znaliśmy. Taka właśnie sytuacja spotkała Zaca, głównego bohatera Mnemosyne. Chłopak w wyniku śmiertelnego wypadku przeniósł się do tajemniczego wymiaru, którego władczynią jest tytułowa Mnemosyne. Jako ciekawostkę dodam, że postać ta to nie tylko wymysł literacki autorów. Według mitologii była ona boginią pamięci. Jej rola w panteonie bóstw greckich nie jest tu bez znaczenia, bowiem potrafi ona manipulować wspomnieniami, a nawet całkowicie je wymazywać.

Piękno skrywane wewnątrz

Wymiar Mnemosyne skrywa największe dzieła sztuki stworzone przez człowieka. Pod tym względem komiks niewiele ustępuje pięknu przedstawianych w kadrach eksponatów. Wszystkie ilustracje wyglądają, jakby były malowane metodą akwarelową. Nieregularna kreska i pewnego rodzaju chaos panujący na ilustracjach dostarczają niesamowitych wrażeń estetycznych. Wszystko podkreśla charakterystyczna czcionka stylizowana na pismo ręczne. Dzięki tym zabiegom odbieramy komiks w sposób bardziej osobisty, ponieważ naocznie widzimy ogrom pracy, jaki został włożony przez Filipa Chrzuszcza i Paulinę Jaklik – jego autorów. Możemy sobie tylko wyobrażać czas spędzony nad malowaniem każdej sceny. Skoro o nich mowa, to muszę zaznaczyć, że szczególną przyjemność sprawią one miłośnikom kadrów statycznych. Co ciekawe, pomimo chaotycznej kreski skomponowane są schludnie i czysto.

O postaciach słów kilka

Jako że jest to dopiero prolog kilkutomowej historii, to o jakiejkolwiek głębi postaci nie może być na razie mowy. Jednak mimo to autorzy potrafią nas zainteresować i przyciągnąć. Świetnym przykładem jest tutaj główny bohater – Zac. Mimo że praktycznie go nie znamy, to jednak od razu czujemy z nim pewnego rodzaju więź. Może wiąże się to z jego pozytywnym nastawieniem do otaczającego świata. W Zacu widać szczerą, dziecinną radość, która często potrafi nas rozczulić. Osobiście nie mogę się doczekać, aby dowiedzieć się jak potoczą się jego dalsze losy oraz jak na przestrzeni serii zmieni się ta postać.

Jednak, aby poznać umiejętności autorów w zakresie tworzenia wielowymiarowych i ciekawych postaci, nie musimy czekać do premiery kolejnego tomu, możemy przyjrzeć się bohaterowi, wokół którego kręci się cały tom pierwszy – Bobokowi, niespełnionemu pisarzowi, przygarniętemu pod skrzydła Zaca, aby ten pomógł mu w pewnej delikatnej sprawie. Wielowymiarowość tej postaci sprawiła na mnie ogromne wrażenie, bo kto by pomyślał, że taki zwykły karczemny cwaniak ma swoje demony, z którymi codziennie musi się mierzyć.

Historia z głębią, ale…

Fabuła na pierwszy rzut oka nie wydaje się niezwykła, ot „wybraniec” rusza na wyprawę, aby uratować świat. Jednak rzeczywisty cel jego misji jest o wiele bardziej złożony. Owszem, mamy tutaj do czynienia z oklepanym motywem budowania historii, jednak to, w jaki sposób autorzy przeplatają mitologię i świat realny sprawia, że nie czujemy „odgrzewanego kotleta”. Wręcz przeciwnie, podczas lektury czułem pewien powiew świeżości. Jak można wywnioskować z wcześniejszego opisu Zaca, również nie przypomina nam on stereotypowego herosa, którego najczęściej widzimy w tego typu opowieściach.

To wszystko brzmi aż zbyt idealnie, należy więc zadać pytanie: „czy Mnemosyne ma wady?”. W moim przekonaniu największą bolączką komiksu jest zdecydowanie chaotyczność. Zdarzało mi się cofać, aby raz jeszcze sprawdzić, co doprowadziło do niektórych wydarzeń. Nie było to spowodowane zaskoczeniem, które wzbudził we mnie fragment, a raczej zakłopotaniem, bo po prostu nie wiedziałem, co się dzieje. Myślę, że winne jest tutaj niedostosowanie ilości przekazywanych informacji, do liczby stron i dynamiki komiksu. Informacji było po prostu za dużo i, aby zmieścić je wszystkie, niektóre sytuacje zostały spłycone, na czym ucierpiała spójność treści, która jest nam przedstawiona. Jednak myślę, że jest to wada, którą spokojnie można skorygować w kolejnych tomach i nie ma ona dużego wpływu na ogólny odbiór całości.

Ogólne przemyślenia i ocena

Jeśli za coś szczególnie miałbym wyróżnić Mnemosyne, to zdecydowanie za oprawę graficzną, jaka pozytywnie wyróżnia się na tle wszystkiego, co dotąd czytałem. O fabule ciężko się szerzej wypowiedzieć, to dopiero wstęp do całej historii, która zapowiada się interesująco.

Kiedy śmierć to dopiero początek. „Opowieści z Zi. Tom 1. Mnemosyne” – recenzja komiksu

 

Tytuł: Opowieści z Zi – 1 – Mnemosyne

Autorzy: Filip Chrzuszcz, Paulina Jaklik

Liczba stron: 120

Wydawnictwo: Granda

podsumowanie

Ocena
7.5

Komentarz

Pierwszy tom „Opowieści z Zi” to intrygujący prolog historii łączącej mitologię grecką i świat realny. Miłośnicy pięknie wykonanych ilustracji nie będą zawiedzeni.
Filip Linski
Filip Linski
Miłośnik fantastyki, napędzany hektolitrami kawy. Ciągnie go zarówno do mroków lovecraftowego Innsmouth, jak i do piękna tolkienowskiego Rivendell. W prawdziwym życiu zajmuje się fotografią i zwierzętami, a najbardziej lubi łączyć oba te zainteresowania.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Pierwszy tom „Opowieści z Zi” to intrygujący prolog historii łączącej mitologię grecką i świat realny. Miłośnicy pięknie wykonanych ilustracji nie będą zawiedzeni.Kiedy śmierć to dopiero początek. „Opowieści z Zi. Tom 1. Mnemosyne” – recenzja komiksu